czwartek, 11 grudnia 2014

Rozdział 23 ''Prada albo nic''

CAROLINE
-Tak myślałem. Pytanie pozostaje jedno. Kogo?
Patrzył się na mnie przenikliwym wzrokiem,a jego pytanie nadal wisiało nad nami niczym fatum. Przełknęłam rosnącą gulę w gardle i przybrałam nonszalancką pozę chcąc ukryć napięcie. Ugięłam nogę w kolanie przenosząc ciężar ciała na drugą ,a ręce oparłam na biodrach. Z opóźnienieniem zdałam sobie sprawę, że tym sposobem bluzka podjechała kilka centymetrów do góry a ręce na biodrach sprawiły ,że T-shirt stał się bardziej opięty na piersiach ukazując zarys piersi i nabrzmiałe sutki.
Jednak te drobne szczegóły nie uszły uwadze Klausa. Gdy tylko zdałam sobie sprawę z tego jak wyglądam opuściłam pośpiesznie bluzkę do dołu zostawiając dłonie na swoim miejscu chcąc mieć cień przewagi nad hybrydą.
-Nie mam pojęcia o czym mówisz. -powiedziałam zdobywając się na jak największą obojętność na jaką było mnie stać.
-A mi się wydaje,...-powiedział wstając z fotela-,że doskonale wiesz.- powolnym krokiem zbliżał się do mnie. -Cały wieczór zastanawiało mnie co w tobie jest ty mała spryciulo ,że nie mogę czytać ci w myślach.-uśmiechnął się a ja poczułam nagle za plecami drewnianą toaletkę z lustrem. Oparł ręce na blacie a mnie owiał jego orzeźwiający zapach lasu cedrowego i mięty.
Postanowiłam się uchwycić tej jednej rzeczy w jego wypowiedzi. W końcu nie bez przyczyny mówi się ,że kobiety są mistrzami w sprzeczkach ustnych.
-Czekaj ,co?! Chcesz mi powiedzieć ,że próbowałeś czytać mi w myślach?! Jak śmiesz!-uśmiech zszedł z jego twarzy.Zrobiło mi się go odrobinę żal ale gdybym teraz dała za wygraną zaczął by dociekać aż wreszcie przyparta do muru wyjawiłabym prawdę i byłby szczęśliwy ,że piję z żyły.
-Próbowałem ale...-zaczął się tłumaczyć.
-Mam prawo aby moje myśli były wyłącznie moją sprawą. Powinieneś choć trochę mi zaufać...
-Ufam ale...-przerwał mój monolog ale nie dałam mu skończyć.
-To ,że masz jakieś niezwykłe moce nie znaczy ,że masz je testować akurat na mnie!
Próbowałam się wydostać z pułapki jego ramion lecz uzyskałam odwrotny efekt. Rozsunął lekko moje nogi kolanem, a skórzany materiał jego spodni otarł się delikatnie o moje uda.
-Skończyłaś?-usłyszałam spokojny głos z odrobiną chłodu tuż przy uchu. -Za długo już chodzę po tej ziemi by nie zauważyć gdy ktoś próbuje sprytnie zmienić temat.
Odsunął się trochę by zobaczyć mój wyraz twarzy.Chyba go zadowolił i usatysfakcjonował bo uśmiechnął się delikatnie.
-Caroline zamknij usta i nie bój się tak.-powiedział nader miło.-A teraz skończ swoje gierki i mów prawdę.
Zebrałam się w sobie i z całą siłą jaką w sobie miałam wyciągnęłam obie dłonie i odepchnęłam lekko zdezorientowanego Klausa od siebie. Zachwiał się lekko do tyłu ale nie upadł.
-Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć. A teraz jeśli pozwolisz pójdę spać. -przemierzyłam pokój i wsunęłam się delikatnie pod miękką kołdrę czując zimno śliskiego prześcieradła.
-Jak chcesz ale i tak to kiedyś z ciebie wyciągnę ,moja obrażalska księżniczko.-uśmiechnął się.
Chciałam rzucić jeszcze jakąś kąśliwą uwagę ale tym sposobem tylko bym potwierdziła jego słowa. Tak więc mogłam tylko patrzeć jak opuszcza mój tymczasowy pokój.
-Nie dąsaj się tak, kochana. Złość piękności szkodzi.
Złapałam leżącą obok poduszkę i z całej siły cisnęłam nią w mężczyznę, stojącego w tej chwili do mnie plecami. Odwrócił się błyskawicznie i zręcznie chwycił przedmiot.
-Ała, mogłem zginąć.-zaśmiał się.
-Co z tobą?! Masz oczy dookoła głowy czy jak?!
-Cieszę się ,że już nie jesteś na mnie zła, kochana. Słodkich snów. -odrzucił mi poduszkę i zamknął za sobą drzwi.
Wstałam z łóżka i zgasiłam światło pogrążając pokój w mroku i wróciłam do łóżka.
Jedno musiałam Klausowi przyznać. W momencie kiedy drzwi się za nim zamknęły wszelka złość mnie opuściła. Zaraz potem odpłynęłam w głęboki sen myśląc o zmaganiach jutrzejszego dnia.

KLAUS

Prędzej czy później i tak się dowiem.-z takim postanowieniem podszedłem do barku nalewając sobie whisky.
Praktycznie już się przyznała do swego czynu. Wtedy kiedy tak się bała. Ciekawe co myślała. Że ją uderzę? Zabiję? Jakże mógłbym ją skrzywdzić. -Nadal mając przed oczami jej cudowny wygląd, a w nozdrzach słodki zapach letnich kwiatów upiłem spory łyk ze szklanki.Alkohol odrobinę ugasił mój zapał.
Prędzej czy później i tak dowiem się prawdy i dowiem się o czym myśli mój blond aniołek oraz czy żywi się zgodnie z tradycją. Tak jak mówią ludzkie legendy.
Było w tej dziewczynie coś takiego ,że nawet zwykłej męskiej bluzce z krótkim rękawem potrafiła nadać iście królewski wygląd.
Nadal o niej myśląc udałem się do łazienki a następnie do sypialni. Świadomość ,że ta piękność znajduje się zaledwie za ścianą w mojej bluzce ,która aż nazbyt wiele odsłaniała sprawiła,że jeszcze długie godziny nie byłem w stanie usnąć lecz w końcu się udało.

CAROLINE.

Obudziłam się w kompletnie obcym pomieszczeniu. Zaraz, chwila gdzie ja jestem?!
 Chwilę mi zajęło skojarzenie wszystkich faktów, aż nagle...! No tak. Klaus. Jestem w jego domu. Ręką wymacałam telefon leżący obok na szafce nocnej i spojrzałam na godzinę. O masakra. Już południe. Zwlekłam się z łóżka i poszłam do łazienki gdy wróciłam dostrzegłam na toaletce kilka kolorowych reklamówek. Na lustrze oprócz potarganych włosów i trochę rozmazanego makijażu dostrzegłam przyklejoną kartkę z napisem "dla Caroline". Delikatnie ją odkleiłam i rozłożyłam.
"Dzień dobry, kochana.
Jeśli to czytasz to znak,że już wstałaś. Niestety muszę coś załatwić na mieście lecz postaram się wrócić jak najszybciej. Pomyślałem, że zechciałabyś włożyć coś świeżego i swojego tak więc zechciej przyjąć me dary. Mam nadzieję, że ci się spodobają. Czuj się jak u siebie.
Klaus.
Ps. Krew znajdziesz w kuchni."


Skończyłam czytaś i odłożyłam list na stolik. Ciekawa prezentów zajrzałam do pierwszego z nich i wyciągnęłam śliczną jasno różową sukienkę na ramiączkach z muślinu. Gdy wyjmowałam ubranie papierowa torba spadła na podłogę i dopiero teraz ,gdy ją podnosiłam zwróciłam uwagę na napis. Biały na czarnym tle. "PRADA" Musiałam się przytrzymać krzesła żeby nie upaść. Za taką sukienkę kiedyś byłabym w stanie zrobić wszystko. Na sukience, ani w torbie nie było rachunku ale byłam pewna,że nie kosztowała mało.Niepewnie zajrzałam do pozostałych dwóch opakowań na ubrania. W jednym z nich znajdowały się cudowne ,pudrowo różowe szpilki z ciemniejszą podeszwą. Odetchnęłam z ulgą na wyglądające całkiem zwyczajne ale niemniej pięknie buty. Już trochę śmielej sięgnęłam po ostatnie pudełko. Jak się okazało pochodziło ze sklepu Victoria's secret, co od razu wprawiło mnie w lekkie drżenie rąk.

 Delikatnie zdjęłam pokrywę pudełka i aż zaniemówiłam z wrażenia. W środku znalazłam czarny koronkowy zestaw bielizny. Wzięłam niepewnie do ręki czarne figi i przejechałam palcami po miękkim materiale wypełniającym centralne miejsce i aż zadrżałam na myśl ,że w tym samym miejscu znajdowały się silne oraz smukłe palce Klaus. Środek i połowę przodu zajmował owy materiał lecz na biodrach przechodził w wyrafinowaną, koronkę z delikatnym motywem kwiatów. Z przodu na samej górze ,po środku widniała mała ,ciemno różowa kokardeczka. Natomiast cały tył był wypełniony tylko i wyłącznie koronką. Górna część kompletu wcale nie była gorsza. Delikatne marszczenia na miseczkach tylko podkreślały kobiece walory, a między nimi była taka sama mała kokardeczka jak w dolnej części.Ramiączka i plecy były w całości wykonane z koronki na brzegach przybierając elegancki kształt. Oglądając prezent coraz bardziej się rumieniłam więc szybko odłożyłam bieliznę do pudełka i zamknęłam wieko.
Uchyliłam okno i zaczerpnęłam haust chłodnego powietrza. Znów spojrzałam na prezenty. Nie miałam wyboru jak tylko przyjąć podarki. No niby mogłam pozostać we wczorajszych rzeczach ale ten pomysł niezbyt mi się podobał. Zdecydowanym krokiem podeszłam do toaletki i zabrałam torby z ubraniami na łóżko.
Przełamałam się i otworzyłam pudełko z bielizną. Włożyłam najpierw majtki nadal lekko się czerwieniąc ,a następnie zdjęłam bluzkę Klausa, która wcześniej pełniła koszuli nocnej i nałożyłam czarny stanik. Jak się okazało na dnie pudełka leżało jeszcze coś. Ostrożnie wyjęłam tajemniczy przedmiot spodziewając się najgorszego jednak nie miałam ku temu większych powodów. Ponieważ owym tajemniczym przedmiotem okazały się czarne pończochy, również do kompletu. Można to było poznać po koronkowym wykończeniu i ciemno różowych małych kokardkach z boku. Po założeniu ich podeszłam do lustra stojącego w kącie i przyjrzałam się sobie dokładniej. Wyglądałam cudownie i mega seksownie. A co najdziwniejsze, wszystko pasowało idealnie. Nawet wolę nie zaprzątać sobie głowy pytaniami skąd Klaus tak dobrze znał mój rozmiar. Sięgnęłam po resztę odzieży i pośpiesznie ją ubrałam.
Teraz przeglądając się w lustrze wyglądałam jak grzeczna dziewczynka. Sukienka sięgała przed kolano i lekka była niczym chmurka. Dobrze się komponowała z ciemniejszymi nie więcej niż jeden odcień butami.
Poprawiłam rozmazany makijaż i roztrzepane loki aby wyglądały względnie dobrze i wyszłam z pokoju. Na korytarzu przywitała mnie cisza i spokój. Z resztą. Przecież Klaus mnie uprzedził ,że wyszedł. Czego ja się mogłam spodziewać? Duchów? Przecież jestem wampirem.
Zeszłam na dół tą samą drogą gdy byłam tu ostatnim razem i udałam się prosto do kuchni. Na lodówce jeszcze zauważyłam małą żółtą karteczkę samoprzylepną z napisem "Smacznego, Caroline". Otworzyłam lodówkę i zauważyłam świetnie zaopatrzone półki każdego rodzaju krwi. Wyjęłam jeden woreczek krwi i delikatnie otworzyłam uważając by nie pobrudzić sukienki. Usiadłam przy stole barowym i zaczęłam delektować się posiłkiem.
Gdy byłam mniej więcej w połowie posiłku usłyszałam jak na podjazd zajeżdża samochód. Klaus. Nie wiedząc jak się zachować po prostu poprawiłam moje blond loki i czekałam na jego przyjście. Nie minęła nawet minuta a drzwi się otworzyły i w drzwiach pojawił się uśmiechnięty blondyn.

-Witaj ,kochana.-obrzucił mnie łakomym spojrzeniem.- Pięknie wyglądasz.
-Dziękuję i przepraszam za wczoraj. Trochę przesadziłam.
-No proszę, proszę. Caroline Forbes mnie przeprasza. No kto by pomyślał.- powiedział uśmiechając się szeroko i unosząc jedną brew.
-Nie żartuj sobie ze mnie, proszę.
-Skoro tak ładnie prosisz. Przeprosiny przyjęte.
-Gdzie byłeś?-spytałam kontynuując przerwany posiłek.
-Musiałem jechać na uczelnię. Jakiś dzieciak próbował się włamać do komputera i wykraść wszystkie odpowiedzi do egzaminów. Obyło się bez policji bo chłopak ma wpływowego tatusia lecz pomimo jego protestów skończyło się na tym, że synek wyleciał ze szkoły.
-Znam go?
-Wątpię. Jest na ostatnim roku. Jak skończysz śniadanie pojedziemy po twoje rzeczy. Pomogę ci.
-Jasne, dzięki. Doceniam to, ale nie musisz mi pomagać. Poradzę sobie, naprawdę.
-Nie wątpię w twoją zaradność ale będziesz bezpieczniejsza, a poza tym i tak nie mam nic innego do roboty.
-Jak chcesz. Ostatnio zbyt łatwo ci ulegam.
-Ja nie widzę problemu.-uśmiechnął się łobuzersko.
-Za to ja już się boję dokąd to zaprowadzi.-pomimo najszczerszych chęci nie mogłam się nie uśmiechnąć. -No dobra możemy jechać. Gdzie jest kosz?- pomachałam pustym opakowaniem po krwi.
-Pod zlewem. Jest niedziela więc nieuniknione, że spotkamy Rebekę. No chyba, że poszła na zakupy.
-Byłyśmy wczoraj.-wstałam i wyrzuciłam pusty woreczek a następnie podeszłam do Klausa. Zabrał kluczyki od samochodu i otworzył mi drzwi frontowe. Na podjeździe stało jego terenowe BMW.
-Mimo to nie sądzę aby się powstrzymała od drobnych zakupów.
Otworzył mi drzwi od strony pasażera i sam po sekundzie zajął miejsce kierowcy. Skórzane siedzenia sprawiły ,że poczułam się niemal jak w niebie. Odpalił silnik i odjechaliśmy.

KLAUS

Podróż mijała przyjemnie, do czasu aż Caroline założyła nogę na nogę, przekręciła się nieco w fotelu i zaczęła podziwiać widoki za oknem. Wtedy jej różowa sukienka podjechała trochę za bardzo do góry odsłaniając szczupłe uda. Cholera! Doskonale wiedziałem co znajduje się pod spodem. Sam jej to przecież kupowałem.
Zacisnąłem ręce na kierownicy tak aż zbielały mi kostki i całą swoją siłą woli zmusiłem się do odwrócenia od niej wzroku. Lecz po chwili nie mogłem się powstrzymać i znów spojrzałem na jej kształtne nogi.
-Fajne widoki.-odezwała się nagle.
-Nawet nie wiesz jak bardzo.-wyrwało mi się.
Dziewczyna odwróciła się w moją stronę i musiała dostrzec mój wzrok, który z opóźnieniem odwróciłem bo uśmiechnęła się zmieszana i poprawiła sukienkę.
-Mówiłam o lesie.
-A ja o tobie.
-No wiesz co? Powinnam się obrazić. -mimo swoich słów uśmiechnęła się delikatnie. 
-Ale tego nie zrobisz. 
-Skąd ta pewność. 
-Bo coś mi się wydaje, że mnie lubisz, Caroline.
Reszta drogi upłynęła w ciszy. Na miejscu byliśmy kilka minut później. Wysiadłem z auta nim Caroline zdążyła dotknąć klamki i jak na mężczyznę z manierami przystało otworzyłem jej drzwi. Wysiadła posyłając mi niepewny uśmiech.

CAROLINE

Czułam się trochę niezręcznie gdy Klaus tak na mnie patrzył i zapragnęłam jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju.
Osiągnięcie celu zajęło mi kilka minut i już miałam wchodzić do środka, kiedy zawahałam się. Co nie uszło oczywiście uwadze Pierwotnego.
-Coś się stało, kochana?
Przygryzłam dolną wargę zastanawiając się jak wytłumaczyć o co mi chodzi.
-Pamiętasz może dlaczego dziś nocowałam u ciebie?
Chwilę się zastanawiał po czym ryknął śmiechem.
-To nie jest śmieszne!- tupnęłam nogą jak mała oburzona dziewczynka, jednak z taką siłą, że o mało nie złamałam obcasu.
-Dobrze, przepraszam. -próbował się opanować jednak z marnym skutkiem. -Ale przyznaj ,że trochę jednak jest.
Nagle naszą rozmowę przerwał świst otwieranych drzwi i stojąca w nich wkurzona Rebekah.
-Co tu się dzieje?!Co ty tu robisz Nik?
-Ja też się cieszę,że cię widzę siostro. Może zaprosisz mnie do środka?
Chcąc mieć już z głowy tego wkurzającego głupka... No dobra. Uroczego wkurzającego głupka. Weszłam do środka, a on jak się okazało wszedł tuż za mną.
-Fajna sukienka.-powiedziała Rebekah.-Gdzie kupiłaś?
-Dzięki, spytaj Klausa.-rzuciłam nawet na nich nie patrząc tylko od razu przechodząc do praktycznej części. Wyjęłam walizkę z pod łóżka i rozsunęłam ją.
-Moja prostownica!- wykrzyknęłam-A ja myślałam, że ją zgubiłam.
-Kobiety.-westchnął Klaus opadając ciężko na krzesło.

KLAUS

Patrzyłem jak blond piękność wchodzi do łazienki kusząco kręcąc biodrami. Gdy zamknęły się drzwi Rebekah odłożyła szmatławiec o modzie na szafkę nocną.
-Jesteś bracie rozmarzony. Zupełnie cię nie poznaje. Czyżby Caroline tak na ciebie działała? A skoro o niej mowa. Mi nigdy nie kupowałeś prezentów.-powiedziała z wyrzutem.
-Tobie zwykle wystarczyła moja złota karta kredytowa.
-Oj, już nie bądź taki chamski, Nik.
-Uważaj na słowa ,siostro.-wysyczałem.
-I tak nic mi nie zrobisz.
-Skąd ta pewność?!-zacisnąłem ręce w pięści.
-Jestem najlepszą przyjaciółką twojej oblubienicy. -uśmiechnęła się. -Mówimy sobie wszystkie sekrety.
-A może przydałabyś się na coś i wyjawiła mi choć jeden?
-Ależ oczywiście,że nie! Tak nie postępują prawdziwe przyjaciółki.
-A czy mam ci przypomnieć o naszej małej umowie?
-Której? 
-Tej ,w której stawką była garderoba w moim domu.
-I co? Wywalisz mnie?-Nie odpowiedziałem. W tym samym momencie z łazienki wyszła Caroline. Wyglądała zjawiskowo.

CAROLINE

Poszłam do łazienki i rozczesałam moje splątane loki puszczając ostatnią uwagę Klausa mimo uszu. Następnie poprawiłam makijaż i wyszłam zabierając ze sobą kosmetyczkę z najpotrzebniejszymi rzeczami.
W pokoju Rebekah przeglądała jakieś czasopismo o modzie a Klaus siedział z naburmuszoną miną.
-A jemu co się stało?-skierowałam wypowiedź do blondynki.
-Nic. Zwykła rodzinna kłótnia.-powiedziała zmęczonym tonem.
-Dobra, nie wnikam.
-A ty tak szybko się wyprowadzasz? Jeśli to przeze mnie i Stefana to...
-Rebeka daj spokój. Nie jesteś niczemu winna. A teraz przynajmniej będziesz miała wolny pokój.- uśmiechnęłam się dwuznacznie.
-Caroline Forbes jak śmiesz.- roześmiała się .
Nagle nasze śmiechy rozdarł twardy głos Klausa.
-Czy ja wam przeszkadzam?!
-Ty nie ale twój humorek owszem.-powiedziała śmiało Rebeka.
-Oj, Klaus. Uśmiechnij się.- podeszłam do niego i potargałam mu włosy ręką.
Złapał mnie za nadgarstek i pociągnął, a ponieważ miałam na sobie szpilki wylądowałam mu na kolanach.
-A jeśli nie zechcę?-powiedział aż nazbyt spokojnym głosem.
Rebeka zerwała się z miejsca i ruszyła do drzwi.
-Do widzenia państwu. Miłego dnia życzę-po czym zwróciła się do mnie- Zły Klaus równa się co najmniej jedna osoba z rodziny dodatkowo w trumnie ,a że najbliżej jestem ja...-nie dokończyła bo przerwało jej mordercze spojrzenie hybrydy. Usłyszałam tylko trzaśnięcie drzwiami.
-Dzięki przyjaciółko!-krzyknęłam nim spojrzałam na twarz pierwotnego. -Puścisz mnie wreszcie?!
-Nie.
-Myślałam,że chciałeś żebym się spakowała.
-Zmieniłem zdanie. To może zaczekać.
-Czekaj czy to...? O tak, Klaus. Uśmiechasz się. Nie ukryjesz tego.
-No cóż. Przed tobą nic nie da się ukryć. A teraz przyznaj się kochana...-odgarnął mi niesforny lok za ucho-że wczoraj piłaś ludzką krew.
Momentalnie zesztywniałam ,a serce zaczęło mi szybciej bić.Chciałam wstać lecz Klaus położył rękę na moich udach skutecznie mnie przyszpilając.
-Przyznaję, od zawsze żywiłam się ludzką krwią. Z woreczka.-z trudem powstrzymywałam drżenie głosu.
-Caroline.Nie udawaj. Dobrze wiesz o czym mówię.Wczoraj karmiłaś się z żyły.
-Co? Nie. Jasne,że nie. Jak mogłeś tak pomyśleć?-udawałam typową blondynkę, kręcąc na palcu jeden lok.
Przysunął do mnie głowę i już myślałam ,że mnie pocałuje lecz w ostatniej chwili zmienił kierunek i przybliżył twarz do mojej szyi. Nie wysunął kłów jak się spodziewałam tylko zaciągnął się moim zapachem. Po chwili odsunął twarz z uśmiechem, a,mnie ogarnęło dziwne uczucie zawodu. Odpędziłam je jednak jak najszybciej.
-Kłamiesz. Czuję twój strach, krew ci szybciej płynie oraz serce intensywniej bije.
-Wydaje ci się.
-Czy już mówiłem jak uroczo się rumienisz? A teraz masz dwie opcje. Przyznasz, że pijesz z żyły. -zamilkł na chwilę.
-Albo...?
-Albo będziesz dalej udawała,że nic się nie stało.
-Wybieram opcję drugą. -zsunęłam się z jego kolan. Tym razem nie protestował.
-A teraz chcę się spakować.
-Zaczekam jeśli nie masz nic przeciwko.
-Jak chcesz.-zdjęłam szpilki i podeszłam do komody.
Na początek wyciągnęłam stosik bluzek na ramiączkach, następne w kolejce były spodnie. Wyciągając je z szafy zastanowiłam się chwilę.
-A tak mniej więcej ile mam u ciebie zostać?-podniosłam głowę patrząc na niego.
-Muszę zebrać kilku ludzi, namierzyć Tylera, co na szczęście nie będzie trudne bo mam wiedźmę, oraz wytropić go i zabić.-dziwne, że gdy to mówił nie czułam troski i  zmartwienia skierowanego do Tylera. Tylko dziwną obojętność. Po tym wszystkim co mi zrobił już mi na nim nie zależało, wręcz przeciwnie. Jakaś cząstka mnie cieszyła się z jego nadchodzącej śmierci, a inna część mnie martwiła się o Klausa. Ta głupie. Przecież to pierwotny i w dodatku hybryda... Jak przez mgłę słyszałam jego głos-Caroline, Caroline... Caroline!
Nagle się ocknęłam.
-Co, słucham?
Przybrał teraz znudzoną ,nieco rozdrażnioną minę.
-Nie słuchasz mnie.
-Przepraszam. Zamyśliłam się.
-Jako wykładowca zdążyłem się przyzwyczaić. Powiem w skrócie. Całość zajmie mi jakieś dwa miesiące, nawet mniej.
Wstałam i podeszłam do szafki, w której z Rebeką trzymałśmy alkohol. Wzięłam szklaneczkę i wlałan do niej burbon.
-Trzymaj-podałam mu alkohol. -trochę mi to zajmie.
Powróciłam do pakowania wkładając kilkanaście par długich spodni oraz kilka par shortów. Następne w walizce wylądowały spódniczki, sukienki i bluzki z długim rękawem.
-Musisz się tak cały czas na mnie gapić?-powiedziałam niosąc bieliznę i wkładając ją do jednej z przegródek.
-Tak, owszem. Upuściłaś coś.-uniósł w dwa palce mój czerwony stanik. Wyrwałam go z jego ręki a na policzkach wykwitł mi niemal identyczny odcień czerwieni.
Długo zastanawiałam się nad butami lecz w końcu zdecydowałam się na kilka par szpilek, balerin i jedną parę trampek.Na wierzchu położyłam jeszcze strój do biegania i kosmetyczkę. Po chwili z ubolewaniem spojrzałam na walizkę.
-Nie zapnę tego.
-To wyjmij coś. Wsadziłaś tam chyba całą szafę.-spojrzałam na niego.
-Nie śmiej się ze mnie. Lepiej byś mi tak pomógł.
Nadal śmiejąc się pod nosem podszedł do walizki i uklęknął. Upychał ,dociskał ale nic z tego.
-Mogę zasunąć ale zamek nie da rady. Musisz coś wyjąć.
Chwilę myślałam aż wreszcie sobie przypomniałam.
-No przecież!
Klaus popatrzył na mnie pytająco lecz ja podeszłam do szafy i ją otworzyłam. Spod sterty koców wyciągnęłam drugą, sporo mniejszą od tamtej walizkę.
-Pamiętam, gdy przyjechałam to spakowałam do niej kosmetyki. Teraz biorę tylko trochę rzeczy więc powinna nadać się idealnie.
Uklękłam i zaczęłam przekładać buty oraz kosmetyczkę do mniejszej walizki. Już po niecałym kwadransie obie walizki były zasunięte.
-No, dobra. Jestem gotowa. Możemy jechać.
-No nareszcie.
-Zgłodniałam. Chodźmy na obiad.-powiedziałam wkładając kurtkę.
-Chyba kolację.
-Co?-spojrzałam na zegarek.Było już po dwudziestej.-Jak to możliwe?!
-Oj, kochana. Coraz bardziej mnie zadziwiasz.-uśmiechnął się pocieszająco. -Daj, pomogę ci z tymi walizkami.
-Dzięki.-wzięłam mniejszy bagaż, a on uniósł na małym palcu walizkę.-nie musisz popisywać się swoją siłą, a już tym bardziej nie przed ludźmi.-skarciłam go.
-Za oknem jest ciemno i tak nikt nie zauważy.
Otworzył drzwi i wyszliśmy z pokoju. Już po chwili staliśmy na parkingu.
Następnie skręcił w lewo a ja poszłam w kierunku swojego auta.


Siemka :)
Żyję, nie umarłam i tak oto pojawia się kolejny rozdział :D
Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze wchodzi. Swoje uwagi na temat rozdziału możecie dodawać w komentarzu. Kocham was. Wasza wierna i niezmienna blogerka :*