piątek, 27 czerwca 2014

Rozdział 11



CAROLINE.

Przez całą noc nie mogłam usnąć . Ciągle myślałam , że to ja mogłam już nie żyć. Normalnie gdy nie mogłam spać chodziłam pobiegać do parku, ale w takiej sytuacji bałam się , że ten ktoś znowu mnie zaatakuje , ale tym razem skutecznie. Nawet nie wiedziałam kim on lub ona jest. W pokoju nadal unosił się zapach sprawcy. Wydawał mi się dziwnie znajomy . Jakbym kiedyś już go poznała. Do tego wszystkiego dochodził jeszcze pierwotny.Czy aby na pewno się o mnie martwił? Czy mówił to szczerze? Czego on ode mnie chce? A co najgorsze. Czemu ja wciąż o  nim myślę i to w dodatku coraz intensywniej?
Nie mogłam wytrzymać. Zerwałam się z łóżka , zegar wskazywał kwadrans po trzeciej. Spojrzałam przez okno i znieruchomiałam. Po drugiej stronie ulicy stał jakiś facet i centralnie wpatrywał się we mnie. Stał w wąskiej uliczce między dwoma budynkami. Nie widziałam twarzy ponieważ skrył ją w cieniu. Ale ta postawa, ten zarys ciała. Nie mogłam skojarzyć. Nagle po ulicy przejechał jakiś tir i gdy spojrzałam znowu ...Po mężczyźnie nie było ani śladu. Jakby wyparował. A może mi się to wszystko tylko wydawało? Ale nie to nie możliwe... 
Poszłam do lodówki i wyjęłam piwo. Jedną ręką otworzyłam butelkę i wypiłam zawartość na odstresowanie po ciężkim dniu następnie wróciłam do łóżka i odpłynęłam w blogi sen.

KLAUS

Siedziałem w fotelu , oglądałem mecz i zastanawiałem się jak mógłbym chronić Caroline. Nagle do głowy wpadł mi genialny pomysł. Cóż innego mogłem zrobić Byłem bezradny. Wyjąłem telefon i wpisałem numer. 
- Hej, Klaus. 
-Alex. Weź ze sobą kilku chłopaków i przyjeżdżaj natychmiast do Dark Hill* . Wyślę ci adres sms-em.Masz być u mnie w domu z samego rana. Czy to jest jasne? 
-Ale po co? 
-Czy to jest jasne!?- spytałem ponaglająco. Nienawidziłem gdy ktoś zadawał tak niedorzeczne pytania. 
- Tak jasne. -odparł pokonany. 
- Dobrze.- rozłączyłem się. 
To jedyne co mogłem zrobić. Dać Caroline osobistą ochronę hybryd.Wysłałem Alex'owi sms z adresem mojego domu. Już nieco bardziej spokojny o moją ukochaną poszedłem do łóżka. 
Bladym świtem obudziło mnie głośne walenie do drzwi. 
- Już otwieram , otwieram !-krzyknąłem i wywlokłem się z łóżka. Idąc do drzwi jeszcze uderzyłem stopą o kilka szafek i stolików. Za każdym razem siarczyście zakląłem. 
Otworzyłem drzwi. Przed domem stał Alex i kilka innych hybryd.Zaprowadziłem ich do salonu i kazałem aby się rozgościli. 
-Więc ,Klaus do rzeczy. Po co kazałeś nam tu przyjechać? - spytał jeden z nich. 
- Powiedzmy , że się stęskniłem. 
- I po to dzwoniłeś do mnie w środku nocy? - odezwał się Alex. 
- Macie za zadanie chronić jedną bardzo ważną wampirzycę. Oto jej zdjęcie. - rzuciłem na stolik zdjęcie Caroline , które zrobiłem jeszcze w Vegas. 
Od razu zaczęły się dość wulgarne komplementy na temat jej urody i wdzięku więc dodałem.
-Chronić , nie dotykać! Jeśli którykolwiek z was ją dotknie tam gdzie nie trzeba lub co gorsza skrzywdzi będzie miał do czynienia ze mną!- krew się we mnie zagotowała. 
-Dobra, spoko , czaimy . Jest twoja. Spokojnie.- powiedzieli i unieśli ręce w obronnym geście. 
- Aha i jeszcze jedno . Róbcie to tak aby nikt się nie zorientował , że ją chronicie. 
-Czyli , że co? Mamy się trzymać na odległość? 
- Na razie tak.A teraz idźcie pod akademik. Za niedługo będzie szła na zajęcia. 
-Domyślam się , że zostaniemy tu trochę więc gdzie będziemy mieszkać ? Tu? 
-Załatwię wam miejsca w akademiku. Będziecie mogli ją bardziej chronić. A teraz idźcie. 
Posłusznie opuścili mój dom. Wróciłem na górę i ubrałem się w wygodne dresy i bluzkę z krótkim rękawem. Do tego włożyłem adidasy i udałem się na polowanie. Nie mogę pozwolić na to aby przypadkowa osoba zobaczyła na moim ubraniu ślady krwi. Całe szczęście , że mój dom jest otoczony lasem. 
Godzinę później.
Właśnie skończyłem swoją dzisiejszą ostatnią ofiarę. Wróciłem do domu i zmyłem z twarzy resztki krwi. Następnie przebrałem się w czarne obcisłe spodnie i granatową koszulę . Następnie wsiadłem do samochodu i ruszyłem do pracy. 

CAROLINE

Obudziło mnie głośne dzwonienie budzika oraz mocne szarpanie Rebeki. Otworzyłam zaspane oczy. 
-Caroline obudź się . Ten cholerny budzik nie daje mi spokoju. A tak w ogóle to zaraz spóźnisz się na zajęcia. 
Spojrzałam na zegarek . Zostało mi 10 minut do rozpoczęcia zajęć. Zerwałam się z łóżka w mgnieniu oka. 
- A ty jak się czujesz? Przepraszam za wczoraj.  
Jak nigdy czesanie i mycie zębów zajęły mi dwie minuty.
-Za co ty mnie dziewczyno przepraszasz? 
 Wzięłam pierwsze lepsze dżinsy z szafy i białą bokserkę , a do tego baleriny .
-No bo ten kołek powinien mnie trafić. 
- Ten kołek nikogo nie powinien trafić. Lepiej mnie niż ciebie. Gdyby cię trafił już byś nie żyła. 
- Wiem  ale...
-Żadnego ale . A teraz zmykaj na zajęcia , bo już jesteś spóźniona. -spojrzała znacząco na zegarek , który wskazywał 8:00. 
 Zdążyłam wrzucić do torby jeden woreczek krwi i wybiegłam z domu. Przez całą drogę powstrzymywałam się od wampirzego tempa . Cały  czas czułam się obserwowana. Ale za każdym razem gdy się odwróciłam nikogo za mną nie było i za każdym razem przechodził mnie zimny dreszcz. Instynkt kazał mi uciekać ale go po części zignorowałam i szybkim krokiem weszłam na uczelnię. 
Na zajęcia wbiegłam z lekkim opóźnieniem. Jak na złość pierwszą lekcję miałam z Klausem. 
-Witam spóźnialską studentkę . Jak miło , że zaszczyciła nas pani swoją obecnością. 
- Daruj sobie. Musimy porozmawiać .- wyszeptałam siadając na miejscu. 
Chyba przekonała go powaga w moim głosie , bo mina mu zrzedła i przestał mi docinać.
Przez dwie godziny gadał o stylach malarskich w XII wieku. Pisałam notatki , ale myślami byłam całkowicie gdzie indziej. Myślałam o tym kto mógł mi to zrobić i co ja mu takiego złego zrobiłam. W dodatku ten facet w tej ciemnej uliczce i to uczucie , że ktoś mnie obserwuje. To było nie do zniesienia . Miałam już tego wszystkiego dość. Postanowiłam powiedzieć o tym wszystkim Klausowi. Może on ma choć trochę pojęcia , lub jakiekolwiek podejrzenia kto mógł mi to zrobić. 
Moje rozmyślania przerwał dzwonek. 
-Dziękuję wszystkim . Do widzenia państwu.Panno Forbes proszę zostać jeszcze chwilę na przerwie. Chciałbym porozmawiać o pańskich postępach w nauce. 
Zaczekałam aż wszyscy wyjdą z klasy i dopiero wtedy podeszłam do niego. Pierwotny niedbale opierał się o biurko. 
-Więc w takim razie o czym chciałaś ze mną porozmawiać, kochana? 
- Wiem ,że to może  się wydawać dziwne i pewnie popadam w paranoję , ale po wczorajszym wydarzeniu...
-O co chodzi? Spokojnie.Już dobrze.
- Mam wrażenie , że ktoś mnie obserwuje. Zauważyłam nawet jednego gościa. 
-Aha. Już wiem o co chodzi. Miałem ci dziś powiedzieć. 
-O czym?! 
- Sprowadziłem kilka hybryd aby cię pilnowały. Nie chciałaś u mnie zamieszkać , w takim razie znalazłem inny sposób aby cię chronić. 
-Że co?! Przecież ci mówiłam , ze sama mogę się obronić. 
- No właśnie nie potrafisz. Wiedziałem , że tak będzie. 
-Jestem wampirem . 
-Ale jeszcze młodym. Dla ludzi jesteś sporym zagrożeniem , ale dla innych wampirów ... -pokręcił przecząco głową. 
- To przynajmniej daj spać swoim pieskom w nocy i powiedz im aby tak się na mnie nie gapiły w środku nocy. 
- Czekaj, czekaj ... Jak to w środku nocy? -wydawał się zmieszany.
-Normalnie o trzeciej w nocy. 
- Hybrydy przyjechały do miasta z samego rana . Tak koło szóstej. To na pewno nie byli oni. 
- Jak to nie? Przecież skoro to nie oni...?-chwila grozy- To kto? 
- Nie wiem , ale boję się o ciebie jeszcze bardziej. 
-Naprawdę nie musisz. Jestem samodzielna. 
- Ech , te kobiety XXI wieku. O czym to ja mówiłem na ostatnich zajęciach? 
- Nie wiem , może zapytamy Amber albo Alison . Uuu .A może Jace'a? - spytałam figlarnie. -A no tak . Zapomniałam , że wszystkim wymazałeś pamięć. 
- To nie czas na żarty .Naprawdę nalegam abyś przeniosła się do mnie. 
-Nic mi nie będzie. Idę na przerwę. - Chciałam wyjść ale gdy tylko się odwróciłam , od razu wpadłam na jego umięśnioną klatkę piersiową. 
-Nic ci nie będzie? Caroline czy ty słyszysz samą siebie? Jeszcze wczoraj chcieli cię zabić! Czego nie rozumiesz w " Żegnaj Caroline"?! 
- To mnie zabiją i tyle . O jednego potwora mniej na tym świecie.-Momentalnie przypomniałam sobie moją ostatnią rozmowę z mamą przez telefon. W moich oczach zbierały łzy. 
- Oj, kochana .- powiedział delikatnie cichym głosem- Nie jesteś potworem . - wyciągnął dłoń i starł niesforną łzę ,spływającą po moim policzku.
-A właśnie ,że jestem! Wszyscy tak uważają .Mama, przyjaciele i wszyscy którzy wiedzą , że jestem wampirem. 
- Ja tak nie uważam , Rebekah też nie , a już na pewno nie ci przyjaciele , którzy sami są wampirami. A poza tym skoro ty uważasz się za potwora to co ja mam powiedzieć? - uśmiechnął się do mnie pocieszająco. 
Nagle naszła mnie niepohamowana potrzeba aby się do kogoś przytulić. Bez słowa podeszłam do niego i wtuliłam się w jego umięśniony tors. Od razu cały się spiął tak , że myślałam że zaraz nie odepchnie. Widocznie zaskoczyła go moja reakcja. Ale już po chwili mocno objął mnie ramionami i przytulił jeszcze mocniej. Potrzebowałam tego ciepła , które zawsze od niego emanowało , siły która aż od niego biła. Po prostu potrzebowałam wsparcia i zrozumienia.      
  - Nigdy więcej nie mów , że jesteś potworem . Z całą pewnością nim nie jesteś . Wręcz przeciwnie.Jesteś najlepszą osobą jaką znam, niczym anioł.Ty nawet ludzi nie zabijasz.Jesteś moim aniołem. 
- Taa, jasne aniołem. Chyba ciemności , albo śmierci. 
- Nie można być aniołem śmierci , kiedy się nikogo nie zabiło. 
- Zabiłam raz . Zaraz po przemianie , jednego faceta. - łzy znowu zaczęły lecieć na myśl , że jestem morderczynią .
-Ja zabiłem więcej razy w ciągu tego , a właściwie tamtego tygodnia. Bo zabroniłaś mi się żywić na ludziach. Zostało jeszcze ciężkie trzy tygodnie. - westchnął teatralnie na co się roześmiałam przez łzy, które co chwila ścierał. 
- Pewnie tak tylko mówisz aby mnie pocieszyć. - nie wiem jak to robił , ale zawsze umiał mnie pocieszyć. Umiał mnie rozśmieszyć jak mało kto. 
- Po części ale to szczera prawda. 
W tym momencie otworzyły się drzwi i usłyszałam ,że zaczęli wchodzić studenci na następne zajęcia.Nawet nie usłyszałam dzwonka na lekcje. W wampirzym tempie oderwałam się od Klausa i stanęłam jakieś dwa metry od niego.
- Dziękuję profesorze. Bardzo mi pan pomógł .- rzekłam zdenerwowana, że ktoś mógł nas zobaczyć ale chyba nikt nic nie widział.
- Proszę bardzo. Zawsze chętnie służę pomocą .     
  Uśmiechnęłam się jeszcze do niego słabo i pognałam na swoje zajęcia. Jak zwykle wpadłam spóźniona na lekcje. Bekah ( kilka lekcji miałyśmy wspólne) posłała mi pytające spojrzenie.Zajęłam miejsce obok mnie. 
- Gdzie byłaś ?! - wyszeptała- Nigdzie cię nie mogłam znaleźć. Już się bałam , że coś ci się stało. 
- Po pierwsze to ,co cię to obchodzi?Nie jesteś moją matką żebym ci się spowiadała z każdego wyjścia. A po drugie co ty tu robisz?! Jeszcze wczoraj omal nie umarłaś!
- Oj tam ,oj tam. Próbowali mnie zabić już setki razy. - powiedziała znudzonym głosem 
- I ty to mówisz z takim spokojem? 
- Jak pożyjesz jeszcze kilka wieków  to też będziesz do tego podchodzić w taki sposób. 
Naszą konwersację przerwała profesor Felinkton .
- Czy ja wam czasem nie przeszkadzam?!- spytała nauczycielskim tonem. Aż miałam ochotę jej powiedzieć " tak , przeszkadza nam pani" . 
-Nie! - rzekłam z Rebeką chórem. Ja wrzasnęłam, za to Bekah była bardziej opanowana.
Nasza wypowiedź widocznie ją zdziwiła bo co chwilę zamykała i otwierała usta jakby chciała coś powiedzieć , ale nie mogła. Wszyscy zwrócili głowy w naszym kierunku.W końcu profesorka wydukała. 
 - Bądźcie ciszej . Wracając do tematu...
Przez resztę lekcji dawała nam spokój. Tylko od czasu do czasu posyłała w naszym kierunku wrogie spojrzenie. 
Dwie godziny później. 
Właśnie szłam korytarzem w stronę sali , w której miałam następną lekcję. Skręciłam w lewo i... wpadłam na Pierwotnego.Złapał mnie w pasie chroniąc tym samym przed upadkiem.  
- Lecisz na mnie ,kochana.- wyrwałam się z jego objęć. Przecież tu było pełno ludzi. Jeszcze tylko plotek mi brakowało. 
-Bardzo śmieszne , doprawdy. - zrobiłam krok w prawo chcąc go wyminąć , niestety w tym samym czasie co on . Wynikiem tego było tylko kolejne zderzenie. 
-Przypadek...?-spytał rozbawiony. 
Zrobiłam kolejny krok , tym razem w lewo. Co wywołało taki sam skutek co przed chwilą. 
- Nie sądzę. -odpowiedział sobie na pytanie. 
- Przestań . Śpieszę się na zajęcia. 
Stanął bokiem ustępując mi miejsca .
- Aha i jeszcze jedno.-powiedziałam-Chciałabym poznać te hybrydy aby wiedzieć , kiedy jestem "chroniona"  jak ty to nazywasz , -zrobiłam zajączka z palców- a kiedy po prostu ktoś mnie śledzi. 
- Dobrze więc .-odwrócił głowę i krzyknął. - Mike! Tony! Alex! Chodźcie do mnie.  - trzech gości od razu do nas podeszło. -Zmiana planów.
Tony :)
- O co chodzi szefie? 
- Jaka zmiana planów? - spytałam. 
- Mieli za zadanie cię chronić z ukrycia. Miałaś nic o tym nie wiedzieć. A teraz panowie- zwrócił się do hybryd.- pozwólcie , że wam przedstawię .Oto Caroline Forbes . 
- Cześć .- powiedziałam a oni odpowiedzieli mi tym samym. 

 - Macie za zadanie ją nadal chronić ale sprawy nabrały nowego światła i nie będzie to już tak dyskretne. Caroline to jest Alex, Tony i Mike. -wskazał ręką po kolei. - Twoja osobista ochrona.
 Tony- wysoki brunet o niebiesko szarych oczach i skórze koloru kawy z
Alex.
 mlekiem. Ubrany był w jasne dżinsy , czarną skórzaną kurtkę i białą bluzkę. Sprawiał wrażenie luzaka , który wszystko olewa ,ale jednak miłego i zabawnego.Widziałam , że na imprezach można się z nim nieźle zabawić i mieć na drugi dzień kaca.  
 Alex- Średniego wzrostu brunet o brązowych oczach.Sprawiał wrażenie takiego dobrze ułożonego , trochę kujonowatego chłopca. Od razu wiedziałam , że będziemy świetnymi kumplami.Dobra energia , aż ob niego biła.Ubrany był w białą koszulę i brązowe spodnie. 

Mike-Blondyn o niebieskich oczach. Był z nich wszystkich najwyższy. Na pierwszy rzut oka zauważyłam , że jest
zadufany w sobie jak mało kto. Patrzył na mnie 
wyższością i kpiną jednocześnie.Na pierwszy rzut  oka
 było widać , że przed lustrem spędza więcej czasu niż ja ,a to już o czymś świadczy. Od razu poczułam ,że nie będzie
Mike.
 mi łatwo normalnie gadać z tym gościem.

 - To może nam wreszcie powiesz Klaus . Przed czym mamy ją chronić? Coś konkretnego czy ogółem? 
W tym czasie Klaus zaczął opowiadać ze szczegółami o wczorajszym ataku oraz o tym gościu , który mnie obserwował w nocy. 
-Słuchajcie muszę lecieć na zajęcia.Nie chcę się spóźnić - powiedziałam. Klaus chciał już pewnie wysłać za mną jednego z hybryd ale przerwałam mu . - Sama mogę iść pod klasę . Jest tutaj z tysiąc osób . Nic mi się nie stanie . - chyba ten argument go przekonał.Jasne , że się bałam tego psychopaty ale sądziłam , że nic mi nie zrobi w dzień i to w dodatku przy świadkach.  
- Ok. Zapisałem Tony'ego na ten sam kierunek co ty więc będziecie mieli sporo wspólnych lekcji. Przyjdzie do sali za jakieś 5 minut. - Najwidoczniej chłopak dopiero teraz dowiedział się o tym fakcie bo zaczął protestować , że w żadnym wypadku nie zamierza studiować , jednak mordercze spojrzenie Klausa skutecznie go przekonało do zmiany decyzji. 
Zanim udałam się do klasy poszłam do szafki aby wyjąć odpowiedni zeszyt . Gdy otworzyłam szafkę wypadła jakaś koperta. Niepewnie ją otworzyłam i wyjęłam karteczkę złożoną na pół. Gdy ją rozwinęłam dosłownie oniemiałam.Na kartce pisało "ZABIJĘ CIĘ SUKO."
  Myślałam , że zemdleję. Oprócz tego w kopercie znajdowały się moje zdjęcia robione z ukrycia. Można było z nich stwierdzić , że ta osoba przez cały czas mnie obserwowała i możliwe , że teraz również patrzy na mnie z ukrycia.Nagle usłyszałam huk zamykanej szafki oraz ciepły oddech na karku. Zimny dreszcz owinął całe moje ciało. 

- Nic ci nie jest kochana? - podskoczyłam i się odwróciłam. Jednocześnie oblałam się ulga. Przez chwilę myślałam , ze naprawdę umrę z rąk tego psychopaty. -Co się stało? 
- Co tu robisz? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. 
- Szedłem właśnie na moje zajęcia gdy usłyszałem szybkie bicie serca i przyśpieszone tętno. Czyli krótko mówiąc wyczułem twój strach. Co się stało? 
- To było w mojej szafce. - Podałam mu kopertę z całą zawartością.  
Patrzył na to z coraz bardziej przerażoną miną. Dziwne. Klaus i strach? Nie . To nie w jego stylu. 
-To już zaszło za daleko. Może powinnaś się przenieść gdzieś daleko? Grecja? Jakaś wyspa? 
- To może od razu wyślij mnie na Syberię? Tam to już na pewno nikt mnie nie znajdzie. Nawet ja sama bym się nie znalazła. 
- Myślałem o tym ale stwierdziłem , że miałabyś za mało jedzenia , a krew w woreczku by ci zamarzła. 
- To bym jadła lody , albo shake. 
-To nie czas na żarty Caroline.Ja tego tak nie zostawię. Musimy jak najszybciej znaleźć tego kogoś i jak najszybciej zabić.- Tym razem zgadzałam się z nim w 100% . - A teraz odprowadzę cię na zajęcia . Tony pewnie już tam jest. Na razie musisz się zachowywać jakby nic się nie stało. Nie wiemy kim jest sprawca. Ale się dowiem .- Podprowadził mnie pod moją salę.- Dasz sobie radę czy cię odwieść do domu? 
- Dam sobie radę - powiedziałam z podniesioną głową. 
- To dobrze. Później przejrzę nagrania z monitoringu. 
-Ok.Pa .
-Do zobaczenia, kochana. - powiedział na odchodne i zniknął w następnej sali. 



*Dark Hill -miejscowość w której rozgrywa się akcja. Miejsce gdzie mieści się Stanford 

Oto przychodzę do was z rozdziałem 11. Mam nadzieję , że nie jest taki zły.Jest w nim trochę Klaroline i trochę akcji.Mam nadzieję , że mnie nie zabijecie za to , że jest przewaga akcji. W komentarzu piszcie kogo uważacie za sprawcę i prześladowcę Caroline :D

niedziela, 22 czerwca 2014

Moi drodzy.

Dziś zrobiłam taki próbny plan wydarzeń i chciałam was poinformować , że blog będzie zawierał ok 50 rozdziałów. Będzie w nim sporo akcji związanej z Nowym Orleanem , ale nie będę wam zdradzać szczegółów . Mam nadzieję , że choć garstka z was dotrwa ze mną do końca . 

sobota, 21 czerwca 2014

Drugi blog

Oto mój drugi blog . Opowiada historię Deleny , ale w trochę innej wersji. Jest to połączenie mitów , współczesności i trochę starożytności. Czyli nie znajdziecie w nim telefonów, komputerów ani innych wynalazków dostępnych we współczesności. Postaram się aby nie zabrakło wam wrażeń.

LINK


Rozdział 10

  

KLAUS

Przyjechałem wieczorem , rozpakowałem się i byłem tak zmęczony podróżą , że od razu położyłem się spać. 
Następnego ranka wyszykowałem się i udałem się na zajęcia. Po drodze zapolowałem w lesie , co zajęło mi dość sporo czasu i nie było za bardzo pyszne , ponieważ tutaj jest mało drapieżników , a więcej roślinożerców ale co zrobić.Przynajmniej znowu mam nauczkę ale tym razem , że nie należy się zakładać z piękną i przebiegłą blondynką. Ech! Co też ta kobieta ze mną uczyniła. Przez to całe żerowanie na zwierzętach moje moce odrobinę zmalały co i tak nie zmienia faktu , że jestem o wiele silniejszy od pozostałych wampirów i nadal mogę czytać w myślach Caroline .     

CAROLINE

Po całym weekendzie zakuwania byłam tak zaspana , że ledwo zwlokłam się z łóżka. Włożyłam niebiesko czarną koszulę w kratę z rękawem trzy czwarte , ciemne dżinsy , niebieskie trampki za kostkę i czarną torbę. Dziś postawiłam na wygodę . Przecież i tak nie mam się dla kogo stroić. 
Pierwsze zajęcia miałam z Klausem. Weszłam do sali i od progu powitał mnie pan profesor we własnej osobie. Na mój widok szeroko się uśmiechnął . Zobaczyłam w jego oczach ten niesamowity błysk.
"Witam panno Forbes."
- Witam panno Forbes - . Jak zwykle na zajęciach przybrał oficjalny ton.  
Na dźwięk jego cudownego głosu , po prostu nie mogłam się powstrzymać i odwzajemniłam uśmiech. 
- Dzień dobry panie profesorze. 
- Jak pani minął weekend? 
- Cudownie,- wtem dostrzegłam maleńką szkarłatną plamkę na marynarce.- a jak panu smakowało śniadanie? 
Posłał mi pytające spojrzenie, nie wiedząc o co mi chodzi. - Ubrudził się pan.Tu! - wyciągnęłam rękę i dotknęłam palcem poniżej plamki. Poczułam idealnie zarysowaną klatkę piersiową oraz jak napina wszystkie mięśnie. 
Ponieważ już było po dzwonku i ludzie zaczęli się schodzić , Klaus nie miał innego wyjścia i musiał zacząć zajęcia.Pierwotny od razu zdjął marynarkę i położył ją na oparcie krzesła przy biurku. Ja korzystając z okazji zajęłam swoje miejsce w drugim rzędzie.  
 - Witam wszystkich . - zaczął władczo. - Dziś będziemy mówić o modzie we Francji w XVI wieku.- stał w takiej pozycji jakby zaraz miał zostać uwieczniony na renesansowym obrazie. 
Zaczęły się szmery przewracanych kartek papieru, pstrykanie długopisów i westchnienia nudy. Mnie to interesowało ponieważ uwielbiam modę .Poza tym on zawsze umiał opowiadać i dla mnie to zawsze było ciekawe. 
kryza

gorset

















Zaczął się wykład o kobiecej modzie .
Co chwilę pisał coś na tablicy , a ja wraz z innymi to przepisywaliśmy.Mówił o gorsetach , jedwabiach ,kryzach, kamieniach szlachetnych , którymi były obszyte stroje tak, że czasami sukienka przypominała zbroję . Następnie zaczął gadać o haftach , kolorach i perukach ,w których często było pełno robactwa .
Nic dziwnego , że tyle wie na ten temat i ,że mówi o tym z takim rozmarzeniem. Widać na pierwszy rzut oka ,że dobrze mu się żyło w tamtych czasach. 
  - No dobrze , ale dość już o kobietach . Teraz przejdziemy do mody męskiej.- znów zaczął pisać notatkę na tablicy.-Więc męska odzież składała się z krótkiego płaszcza ze skóry oraz odciętych rękawów; sięgał do kolan lub był krótszy, odkrywający ekstrawaganckie, obcisłe nogawki.Spodnie były lekko bufiaste u góry i przylegające u dołu. Sięgały zawsze do kolan. Spod nich wystawały jedwabne lub wełniane pończochy . W zależności od zamożności danej osoby... 
Pisałam i dopiero o chwili dotarło do mnie znaczenie jego słów. Momentalnie wyobraziłam sobie Klausa w czerwonych pończochach albo jeszcze lepiej , w różowych! Nie mogłam powstrzymać chichotu.Dziewczyna siedząca obok spojrzała na mnie jak na wariatkę.Nagle kreda z piskiem przejechała po tablicy i złamała się wpół. Nieśmiertelny od razu odwrócił się w moją stronę.
- Zwykle noszono czerń , biel i złoto , ale na uroczyste okazje wkładano również czerwień...- odparł i wtedy do mnie dotarło. 
-Klaus? Czytasz mi w myślach ? Znowu?! - pomyślałam intensywnie .Specjalnie, aby hybryda to odczytała. 
-Owszem kochana, przeszkadza ci to? - wysłał wiadomość  w myślach .Wcale mnie to nie zdziwiło . Domyślałam się ,że to działa w dwie strony, że skoro może czytać to pewnie też przesyłać wiadomość. 
- Niee , wiesz ! Wcaale! - rzekłam sarkastycznie. Jak może zadawać tak głupie pytania. 
- Oj, nie denerwuj się tak .Złość piękności szkodzi.A tak na marginesie to w pończochach wyglądam naprawdę męsko. 
- W to nie wątpię. -znowu chciało mi się śmiać , ale się powstrzymałam.- szczególnie w zestawieniu z tymi całymi falbankami  i kokardkami.
- Kiedyś to były czasy. - teraz mówił już na głos do całej klasy.- Kobiety, nie miały nic do gadania , były nieśmiałe i skromne. Najpierw rządzili nimi ich ojcowie , a następnie mąż . A teraz sami panowie widzicie . Równouprawnienie , samodzielność itp. - od razu rozległy się okrzyki poparcia ze strony mężczyzn i aplauz. Jak można było się spodziewać dziewczyny wyrażały oburzenie i się dąsały , a ja ? Ja aż kipiałam ze złości! Ponieważ mówiąc te słowa , patrzył się głęboko w moje oczy. Chyba wszystkie dziewczyny , by się na niego rzuciły i nic , nawet wilkołaczy gen by mu nie pomógł w starciu ze mną. Jedyne co go uratowało to dzwonek.
Każdy już się zbierał do wyjścia . 
- Usiądźcie jeszcze na minutę . Zaczekajcie. Mam wam jeszcze jedną rzecz do powiedzenia. 
Zaczekał , aż wszyscy zajmą swoje miejsca i kontynuował. 
- A teraz wszyscy oprócz Caroline zapomną o ostatnich pięciu minutach mojego wykładu . - odczekał chwilę- A teraz idźcie na przerwę. 
Wszyscy od razu zerwali się z krzesła i ruszyli do wyjścia.Każdy wyszedł jakby nigdy nic. Co więcej ! Kilka dziewczyn posłało mu nawet zalotne spojrzenie.Pomyśleć , że jeszcze kilka minut temu chciały rozszarpać mu gardło!
Specjalnie szłam na samy końcu.Przechodząc obok niego posłałam mu jadowite spojrzenie i szepnęłam. 
- Pieprzony , męski szowinista. - jak ja mogłam pomyśleć jeszcze kilka dni temu ,że się zmienił. To pewnie przez ten alkohol. 
- Wyglądasz pięknie gdy się złościsz. 
- To muszę wyglądać wręcz olśniewająco bo jestem na ciebie cholernie wkurwiona!
- Takie mocne słowa  , w tak delikatnych ustach. Caroline spokojnie. - cała sytuacja widocznie go bawiła. 
- Nie uciszaj mnie!- w sali zostaliśmy już tylko my ,  ktoś wychodząc zamknął drzwi. 
- Bo co? 
- Bo jak mnie wkurzysz to nawet sto hybryd ci nie pomoże. 
-Czyżby? - w błyskawicznym tempie przyparł mnie do ściany. Mocno , stanowczo ale nie boleśnie. Złapał moje nadgarstki i przycisnął je do ściany bo obu stronach mojej  głowy .Pochylił się nade mną . - I co mi teraz  zrobisz? - wyszeptał mi do ucha , co spowodowało tylko dreszcz. Moje ciało znowu mnie zdradzało.Pachniał miętą , lasem i górskim powietrzem. 
- Puść mnie! - posłałam mu mordercze spojrzenie. 
- Na pewno tego chcesz?-zignorował mnie, pochylił się i musnął moją szyję w delikatnym pocałunku . Znowu zadrżałam i przymknęłam oczy.-Jesteś tego pewna? -wyszeptał między kolejnymi pocałunkami.  
- Tak.-powiedziałam cicho.Sama tak naprawdę nie wiedziałam czego w tej chwili chcę.
- Jak sobie życzysz. Nigdy nie zrobiłbym czegoś wbrew twojej woli.- powoli puścił moje nadgarstki i cofnął się o krok.-  Zaczekam aż sama do mnie przyjdziesz. - wypowiedział te słowa z taką pewnością siebie , jakby to , że do niego przyjdę było tylko kwestią czasu. 
- Uważaj bo się nie doczekasz.! -rzuciłam na odchodne i wyszłam trzaskając drzwiami. 
Resztę lekcji upłynęło w miarę spokojnie. Na przerwie starałam się go unikać , lecz niestety kilka razy go spotkałam , a on przy każdym spotkaniu niby"przypadkiem" delikatnie ocierał się o moje ramię i zawsze posyłał mi czarujący uśmiech , za to ja odpłacałam mu się jadowitym spojrzeniem. 
Po zajęciach Rebekah wyciągnęła mnie na "małe " zakupy. Kupiłam sobie kilka bluzek i spodnie, za to Bekah wykupiła chyba pół sklepu z butami i to same szpilki. Boże! Czy ta dziewczyna nie zna butów poniżej 10 cm. ?! 
Właśnie szłyśmy korytarzem,obładowane torbami wprost do naszego pokoju , kiedy sobie coś przypomniałam. 
- Zapomniałam torebki z samochodu. Zaraz wracam. 
- Ok. Ja idę do pokoju. Po prostu padam z nóg. - westchnęła. 
Ja też miałam już dość łażenia po sklepach i najchętniej walnęłabym się na łóżko ale nie mogłam zostawić torebki w aucie. Zeszłam po schodach , poszłam na parking , wzięłam torebkę i poszłam do pokoju. Gdy otworzyłam drzwi po prostu zamarłam. Wszystko co trzymałam w rękach z brzękiem upadło na podłogę. 
Na podłodze leżała Bekah z kołkiem wbitym w serce.Jej skóra przybrała barwę popiołu, na całym ciele były widoczne nabrzmiałe żyły. W wampirzym tempie podbiegłam do niej i wyciągnęłam drewno modląc się w duchu aby to nie był biały dąb. 
Pierwotna powoli zaczęła odzyskiwać kolory , ale rana nie chciała się goić.Bezradnie mogłam tylko przy niej klęczeć i zastanawiać się o co w tym wszystkim chodzi.Łzy same spływały po moich policzkach. 
- Dlaczego się nie leczysz? 
- Wilkołak... dzwoń...do...Klausa- z bólem wychrypiała. 
Bez chwili zwłoki sięgnęłam po telefon i wykręciłam numer do hybrydy.  

KLAUS


Stałem i malowałem obraz mojej ukochanej. Cały czas miałem przed oczami jej widok gdy zaledwie kilka godzin temu się na mnie złościła. Nagle zadzwonił telefon. Myślałem , że to może Davina znalazła Marcela , lecz ku mojemu szczęśliwemu zaskoczeniu na wyświetlaczu ukazało się imię mojej ukochanej.    

- Witej piękna . Czyżbyś tak szybko się za mną stęskniła ?
- To nie czas na żarty, Klaus. Jak najszybciej przyjeżdżaj do akademika. Ktoś próbował zabić Rebekę. - od razu uśmiech zniknął z mojej twarzy , gdy usłyszałem ten drżący , od płaczu głos. 
 - Uspokój się .Co się stało? -wiedziałem , że to coś poważnego. Złapałem kurtkę i już byłem w samochodzie. 
- Poszłam po torebkę . Gdy wróciłam ...O Boże! Bekah... kołek... i ta rana...- mówiła rozhisteryzowana. 
- Zaraz będę . - Docisnąłem pedał gazu do maximum.
Już po 10 minutach byłem na miejscu. Bez pukania , z hukiem wpadłem do pokoju. Na podłodze leżała moja siostra z głową na kolanach zapłakanej Caroline . W klatce piersiowej Rebeki widniała ogromna , postrzępiona rana , która zaczynała już gnić.Nie raz widziałem takie rany, sam niejednokrotnie je tworzyłem . Podbiegłem do siostry i uklęknąłem obok Caroline. Nadgryzłem swój nadgarstek i przybliżyłem go do ust siostry,dziewczyna bez słowa się wgryzła.
Gdy skończyła wziąłem ją na ręce i położyłem do łóżka.
- Dzięki ,Klaus . - powiedziała . 
- Przecież wiesz siostra , że zawsze możesz na mnie liczyć.- rana na piersi już się zabliźniła , a ból powoli ustawał .Dziewczyna posłała mi tylko blady uśmiech po czym zamknęła oczy i odpłynęła w objęcia Morfeusza.  

CAROLINE


-A teraz Caroline wszystko mi wytłumaczysz,a przede wszystkim czym jej to zrobili i kto to był. -zwrócił się do mnie półszeptem , aby nie obudzić Beki. 

-Tam leży kołek - wskazałam na drewno koło szafki .-Jest nasączony jadem wilkołaka.Musiał zostać wystrzelony z kuszy - wskazałam na kuszę przyczepioną do ściany naprzeciwko drzwi.- Została wystrzelona automatycznie , gdy tylko ktoś otworzył drzwi. Były połączone za pomocą sznurka. -teraz gdy już ochłonęłam po tym całym incydencie mogłam już myśleć racjonalnie. 
Pierwotny podniósł kołek i zmarszczył brwi . Najpierw z niedowierzania , następnie ze złości. 
- Widziałaś co tu jest napisane?! 
- Napisane? - do tej pory nie miałam czasu bliżej przyjrzeć się kołkowi.
- On wcale nie był przeznaczony dla Rebeki! - Odwrócił kołek w moją stronę . Na wierzchu była nalepiona żółta karteczka , a na niej czerwonym markerem napisane"ŻEGNAJ CAROLINE"- To był zamach na ciebie! 
Poczułam , że nogi się pode mną uginają . Gdyby nie Klaus , pewnie już dawno bym upadła.Objął mnie w pasie i posadził na moim łóżku , a sam usiadł obok mnie. 
-Spytałbym jak się czujesz , ale byłoby to durne z mojej strony. Potrzebujesz czegoś? Wody? Krwi? 
- Powietrza . Duszę się . 
-Otworzę okno .-wstał i uchylił okno. - Lepiej?
-Tak , dziękuję. 
-Proszę.- lekko się uśmiechnął , a ja to odwzajemniłam. 
Chwila nie trwała długo gdyż znów sobie przypomniałam , że ktoś na mnie poluje , a ja nawet nie wiem kto to może być. 
- Wracając do tematu . Nie wiesz kto to mógł być? - spytał. Pewnie znowu czytał mi w myślach. Nie wiem jak , ale będę musiała dać mu porządną nauczkę. Ale to zostawię na później . Mam teraz inne rzeczy na głowie. Naukę , studia, jakiegoś psychopatę , który próbuje mnie zabić. 
- Nie ,nie wiem. 
- A może podejrzewasz kogoś? 
- Nie mam zbyt wielu wrogów , właściwie to żadnych takich poważniejszych - zamyśliłam się- ale to pismo wydaje mi się znajome. 
- To już coś. Skup się , pomyśl. Kto to może być. 
- Nie wiem ! Staram się , ale nie mogę sobie przypomnieć . 
- Ok. Dobra.- zamyślił się jakby toczył walkę z własnymi myślami. W końcu oblizał usta i powiedział.- Jak tylko Rebekah się obudzi od razu pakujecie swoje rzeczy i się przenosicie. 
- Dokąd?! - spytałam zdezorientowana. 
- Do mnie . 
- Nie ma mowy ! Zostaję tu gdzie jestem.!
- Kochana , nie rozumiesz. Ktoś chciał cię zabić. - przekonywał.
- Nic z tego! Nie będę uciekać bo jakiś psychol się na mnie uwziął. Nie jestem tchórzem.
-Wiem ale będąc blisko ciebie będę mógł cię chronić.   
-Dzięki. Sama umiem o siebie zadbać.
- W to nie wątpię , ale nawet nie wiesz co cię ściga. 
-Ty też nie. 
-Właśnie dlatego chcę , żebyś u mnie zamieszkała. Boże ! Czy ty zawsze musisz być taka uparta?!- nerwowo przeczesał palcami włosy. 
- Taki mój urok. - uśmiechnęłam się zadziornie i krótko. 
- Niestety tak ,ale...
-Żadnego ale zostaję tu i koniec kropka. Nie zmusisz mnie!
-Założysz się? -wiedziałam ,że to by tylko zmotywowało go do działania. 
- A co? Porwiesz mnie i zamkniesz w białej wieży jak jakąś księżniczkę?To nie średniowiecze , Klaus. 
- Co prawda nie mam tutaj wieży , ale za to pokój bez okien z pancernymi drzwiami. - uśmiechnął się łobuzersko.
"Czyżby?"
- Żartujesz sobie. 
- Nie.
- Nie odważyłbyś się !
- Czyżby?
- Klaus to była tylko jednorazowa sytuacja , ten ktoś jest już pewnie daleko stąd. Poza tym mieszkam z pierwotną , a ty jesteś zaledwie kilka minut drogi stąd.Oprócz tego ja też umiem o siebie zadbać więc nie musisz się przejmować.
Ujął moją rękę i rzekł.    
- Martwię się o ciebie Caroline. Czy to takie dziwne? - zaskoczył mnie swoim wyznaniem , tym bardziej biorąc pod uwagę , że ciągle mi dogryza. 
- Tak... trochę -wydukałam i spuściłam głowę.
- Oj Caroline, Caroline . To , że czasem zdarzy mi się coś przeskrobać albo zabić kogoś , kto zalazł mi za skórę wcale nie oznacza , że mam serce z kamienia.
Jeszcze kilka tygodni temu automatycznie bym mu zaprzeczyła , ale teraz już sama nie byłam pewna jaki on jest. 
- Prawda jest taka , że tak właściwie to cię nie znam Klaus. Raz jesteś miły , opiekuńczy itp , a raz jesteś okrutny i masz ochotę pozabijać wszystkich na świecie. 
- Nie wszystkich. Ciebie nigdy bym nie zabił.  
Zamilkłam...Tego to już na pewno się po nim nie spodziewałam . Po chwili powiedziałam.    
- Dziękuję Klaus.
- Za co? 
- Za wszystko co dla mnie zrobiłeś i za to,że tak szybko tu przyjechałeś. Krótko mówiąc za to , że mogę na ciebie liczyć w każdej sytuacji i o każdej porze dnia i nocy. 
- To nic takiego. 
- Dla mnie to wiele znaczy.
Nawet nie zauważyłam kiedy zaczęliśmy się coraz bardziej do siebie przybliżać. Już prawie zetknęliśmy się ustami , gdy nagle...
Bekah przewróciła się na drugi bok i otworzyła szeroko oczy. Wnet odskoczyłam od niego jak oparzona.
-Przegapiłam coś? 
-Nic - rzekliśmy jednocześnie. 
- Jak się czujesz ? Boli cię coś?Lepiej ci już? - spytałam. 
- Tak , już o wiele lepiej. Rana całkowicie się zasklepiła i już lekko tylko piecze. 
- To dobrze. Ja już pójdę i gdyby coś się działo dzwońcie. - odparł Niklaus. 
Wstał i udał się do wyjścia. Gdy już wyszedł usłyszałam głos w mojej głowie. 
Pamiętaj Caroline . Jeszcze jeden taki incydent , a przysięgam. Choćbym nawet miał to zrobić siłą to i tak zawlokę cię do mojego domu , gdzie będziesz bezpieczniejsza niż tu . Dla ciebie wybudowałbym nawet wieżę w ogrodzie gdyby miało ci to zapewnić bezpieczeństwo. 
Słodkich snów ,kochana.



Oto macie rozdział 10 . W poprzednim rozdziale nie było Klaroline , za to ten rozdział jest cały przesiąknięty tą parą. Mam nadzieję , że wam się podoba. Komentujcie . To naprawdę motywuje do pisania. :D

środa, 18 czerwca 2014

Rozdział 9

"Gdy­byś kiedy we śnie poczuła, że oczy mo­je już nie pat­rzą na ciebie z miłością, wiedz, żem żyć przestał." - Stefan Żeromski. 


CAROLINE

Całe szczęście , że już jest weekend.W sobotę uczyłam się ze swoich notatek.Wiem , że jest jeszcze sporo czasu do sesji ale postanowiłam uczyć się regularnie, aby potem nie zostać z całą górą zeszytów i książek . Wieczorem miała być impreza u kumpla naprzeciwko ale nie poszłam bo "nauka przede wszystko " . A tak w ogóle to od kiedy u mnie takie motto . Chyba zamieniam się powoli w tą kujonicę Sarę . Jeszcze trochę a będę nosić włosy upięte w starannego koczka , spódnicę w kratkę za kolano , białą bluzkę i wielkie okulary na nosie. Brr. Aż cała drżę na ten widok . Chyba nigdy tak nie zdziwaczeję jak Sara. Ona nawet lunch je w bibliotece. 
W niedzielę połowę dnia przespałam , a połowę przeleżałam czytając książkę " Kiedy nadejdzie ciemność"  . Jest to tylko namiastka prawdy o byciu wampirem. Uwielbiam czytać książki o wampirach. Za każdym razem zastanawiam się co też ludzie wymyślą na temat wampiryzmu. Od kiedy ukazał się "zmierzch" , zarówno książka jak i film nastała istna gorączka. Ludzie oszaleli na tym punkcie. Świecące wampiry żywiące się zwierzęcą krwią. Jak na razie to znam tylko jednego takiego "Edwarda" a mianowicie młodszego brata Damon'a   czyli Stefana. Jak narazie chyba tylko on żywi się zwierzętami. Kto wie , może jeszcze trohę i zacznie świecić. 
Tak oto zleciał mi cały weekend . Na wkuwaniu notatek z lekcji oraz na czytaniu książki. 

KLAUS

Wreszcie nadszedł weekend. Nadal pamiętam wczorajszy wieczór wspólnie spędzony wraz z ukochaną.Mógłbym wspominać to cały wieczór , ale muszę wracać do rzeczywistości. Właśnie stoję w moim małym królestwie, moim mieście czyli Nowym Orleanie. Postanowiłem sprawdzić jak radzi sobie mój brat Elijah. Podczas mojej nieobecności, na rok powierzyłem mu władzę w tym mieście. Pomimo tego , że to przez niego jestem wykładowcą , powierzyłem mu opiekę , ponieważ nie znam bardziej odpowiedzialnego i zaufanego człowieka od Elijah'y. Od razu wiedziałem, że sobie poradzi. 
Wsiadłem do taksówki i pojechałem prosto do mojej rezydencji. Po 30 minutach byłem już na miejscu. W progu domu powitał mnie mój brat . 
- Witaj Niklaus. 
- Witaj Elijah . Co słychać ? Dawno się nie widzieliśmy.- poprowadził mnie do salonu gdzie nalał mi brandy . Następnie zajęliśmy miejsca w fotelach przy kominku. 
- Dobrze , dziękuję . Co cię tutaj sprowadza ?
-Chciałem sprawdzić jak się miewa to cudowne miasto.
Jak widzisz Nowy Orlean stoi nadal w nietkniętym stanie. A tak w ogóle to myślałem , że jeszcze długo się nie zobaczymy .
- A to dlaczego ? Aż tak mnie nienawidzisz?
- Cieszę się z twojej wizyty ale jestem zaskoczony , że masz czas na takie wyjazdy. - posłałem mu pytające spojrzenie.- No wiesz ... Kartkówki , sprawdziany itp.  
-Bardzo zabawne, Elijah - powiedziałem z sarkazmem. To studia , a nie szkoła . Tu nie ma sprawdzianów i kartkówek. Jest sesja raz na pół roku. 
Brat widocznie odczytał złość malującą się na mojej twarzy bo to jeszcze bardziej go rozbawiło. 
- Aż tak ich nienawidzisz ? 
Już miałem odpowiedzieć , że tak ,jak najbardziej ale wtedy do głowy przyszedł mi obraz młodej , pięknej Caroline i to , że prawie codziennie ją widuję . 
-Nie jest , aż tak źle . Są też dobre strony,w sumie to powinienem ci nawet podziękować. 
- Mi? - zdziwił się nieznacznie.- A za co? 
- Bo gdyby nie ty to... - nie chciałem się jeszcze chwalić Caroline , a poza tym ,niech mój braciszek się trochę pogłowi i pomęczy. - a z resztą nieważne. 
- Mów Niklaus. O co chodzi ?! 
- Nieważne. Wróćmy do ważniejszych spraw. Co u Marcela? 
- Zaprzestał ataków. Z moich źródeł wiem , że podobno gdzieś wyjechał. 
- Gdzie?!
- Daleko na wschód. Więc na razie mamy go z głowy. 
- To dobrze . - już miałem odejść , ale coś sobie przypomniałem .- Aha i powiedz tym swoim źródłom aby obserwowały go i aby mnie poinformowały gdzie się teraz znajduje i czy coś planuje. A przede wszystkim czy zamierza jeszcze kiedyś tu wrócić.    
 - Z tego co wiem , to nigdy.
- Świetnie . Widzę , że radzisz sobie idealnie na nowym stanowisku.
- Dziękuję ,Klaus. Dawno nie słyszałem od ciebie czegoś miłego. - rzekł , a ja sobie właśnie coś  uświadomiłem. Mianowicie to , że ta mała blond wampirzyca zaczyna, powoli mnie zmieniać.Odchrząknąłem i powiedziałem. 
- Taa, nie przyzwyczajaj się. Przyjechałem tylko na dwa dni. W poniedziałek znowu muszę być w pracy. - rzekłem nonszalancko.
- Ach ! Więc wielki i potężny Klaus Mikaelson stał się pobożnym i sumiennym pracownikiem oraz dobrym i wspaniałym obywatelem . Cóż za zmiana bracie.- odparł z sarkazmem . W jednej sekundzie złapałem go za gardło i przygwoździłem go do ściany.Uśmiech momentalnie zniknął z jego twarzy. 
- Nie odzywaj się Elijah. Moja cierpliwość kiedyś się skończy . Jeszcze jedno słowo , a wyrwę ci serce.- powiedziałem gardłowo wlewając w te słowa jak najwięcej jadu i nienawiści.Próbował mi się wyrwać , ale trzymałem go z całej siły. Dzięki wilczemu genowi byłem od niego silniejszy.
- Spoko, spoko . Opanuj się , już ok. - uniósł ręce w obronnym geście. - Dusisz mnie- wychrypiał.
-Dobrze ci radzę, nie wkurzaj mnie .- puściłem go a on osunął się na dywan , łapczywie łapiąc powietrze.    
Musiałem mu pokazać swoją wyższość. Jestem królem tego miasta . Nie mogę pozwolić aby ktoś pomyślał , że jestem miękki , że mam jakieś słabe strony.Po chwili wstał na równe nogi. 
- To ja już pójdę. - kierował się do wyjścia. 
- Pamiętaj Elijah , że zawsze mogę dorwać twojego małego sobowtóra. - powiedziałem z uśmiechem na ustach. Następnie to on do mnie podszedł i w mgnieniu oka przyparł mnie do ściany. 
- Możesz grozić mi , naszemu rodzeństwu i wszystkim innym na świecie , ale nigdy nie pozwolę ci żebyś groził Katherinie. Zrozumiałeś?!- przytrzymywał mnie do ściany co tylko jeszcze bardziej mnie rozbawiło.
- Wielce opanowany , kulturalny i wzorowo wychowany Elijah wreszcie ukazuje swoją ciemną stronę. Wreszcie!Już myślałem , że nigdy nie objawisz mi swego drugiego "ja"-  W ciągu dwóch sekund uwolniłem się z jego "żelaznego" uścisku .- Kiedy się wreszcie nauczysz , ze od kiedy mój wilczy gen się uaktywnił jestem od ciebie o wiele silniejszy? - popatrzyłem na niego takim wzrokiem jakim rodzic karci swoje dziecko . - Ale nie martw się . Jak na razie Katherina może spać spokojnie. Dopóki jest po mojej stronie w walce z Marcelem nic jej się nie stanie. 
- Wiedz , że jeśli będę zmuszony wybierać między tobą , a Katheriną bez wahania stanę u jej boku. - rzekł z determinacją.  
- Ależ jak najbardziej jestem tego świadom. Zawsze kochałeś ratować biedne damy z opresji.To ty zawsze byłeś ten szlachetny. A teraz wybacz ale udam się do swojego pokoju .
Wyszedłem czując na sobie podejrzliwy wzrok brata. Poszedłem prosto do swojej sypialni, rozpakowałem kilka rzeczy , które wziąłem ze sobą . Po kilku chwilach byłem już gotowy do wyjścia. Udałem się do wiedźm. Wiedźmy są niezbędne w moim życiu. Na początku zastanawiałem się czy są mi potrzebne , ale teraz cieszę się , że ich wcześniej nie zabiłem. 
Po 30 minutach dotarłem do Daviny . Jest to najpotężniejsza żyjąca czarownica na świecie. Nawet ta mała Bennett'ówna chyba nie jest aż tak silna.Odkąd przejąłem miasto Davina obiecała mi na każdym kroku pomagać pod warunkiem , że zapewnię jej wolność, bezpieczeństwo oraz to , ze nigdy przenigdy nie będę jej do niczego zmuszał, rozkazywał i nie będę się wtrącał w jej sprawy sercowe.  

- Witaj Davino . Mam do ciebie sprawę. 
- Cześć Klaus. Miałam nadzieję , że to był jednak tylko koszmar. 
- A co ci się śniło? - zmarszczyłem brwi.
- Zawsze mi się śni nadciągające niebezpieczeństwo. To taki instynkt. Dziś śniłeś mi się ty. 
-Nie mogę się powstrzymać aby spytać . Byłem przynajmniej ubrany? - uśmiechnąłem się łobuzersko i poruszyłem znacząco oczami. 
- Nie schlebiaj sobie Nik. Przejdźmy do rzeczy . Mów , co to za sprawa. 
- Potrzebuję , abyś mi powiedziała , gdzie teraz znajduje się Marcel. 
- Ok . Zobaczę co da się zrobić. 
Dziewczyna zamknęła oczy i zaczęła cicho szeptać. 
- Parvum tugurium meum est omnia suffert, sicut libris Marcelus Gerard. - powtarzała to w kółko przez kilka godzin , aż z jej nosa zaczęła płynąć strużkami krew.Jej białka oczne wyszły na wierzch,a oczy zaszły mgłą.  Ja w tym czasie siedziałem na fotelu w kącie i przyglądałem się temu ze zniecierpliwieniem. -  Parvum tugurium meum est omnia suffert, sicut libris.- Nagle jej oczy znów wróciły do normalności , a dziewczyna nabrała głęboko powietrza. 
- I co? Wiesz gdzie jest ? 
- Niestety nie. To miejsce jest magiczne, ktoś rzucił na nie urok. Nie mogę się przebić przez barierę . Potrzebuję czegoś co należało do niego , jakiejś jego rzeczy. Masz coś takiego przy sobie?
Wtedy sobie przypomniałem , że Marcel zabrał wszystkie rzeczy ze sobą. Nawet nie mam jednego pierścienia lub bluzki. 
- Niestety nie. 
- Tak myślałam . Jest na szczęście inny sposób ale będę potrzebować kilku trudnych do zdobycia ziół. 
- Mów czego potrzebujesz , a od razu wyślę moje hybrydy po nie. Postaram się aby niczego ci nie zabrakło.
- Dobrze . Przyślij więc jedenaście hybryd, bo tyle potrzebuję składników. Najlepiej będzie jak każdy z nich zajmie się szukaniem jednego składnika.
-Świetnie . Przyślę ich jak najszybciej.    
- Ja w tym czasie zrobię listę ziół i krótki opis jak wyglądają i gdzie można je znaleźć.
- Do zobaczenia . - w wampirzym tempie wybiegłem z budynku. 
Sięgnąłem po telefon i wykonałem kilka telefonów do moich hybryd aby natychmiast się zjawiły w mojej rezydencji. Następnie udałem się coś "przekąsić" i gdy już miałem się wgryźć w ciało pierwszej ofiary przypomniałem sobie o moim przegranym zakładzie z Caroline. Wiem ,że i tak by się o tym nie dowiedziała , ale wtedy gryzłoby mnie sumienie. Z niechęcią odstawiłem przerażoną dziewczynę i zahipnotyzowałem ją aby zapomniała co tu się wydarzyło i pobiegła do domu. 
Skierowałem się w stronę lasu i już po chwili wytropiłem stado jeleni. Ich krew była ohydna.Po prostu nie dało się jej zjeść. Zamknąłem oczy i myśląc o miłych rzeczach zapomniałem o smaku krwi jelenia. Pomyślałem o wczorajszym wieczorze wspólnie spędzonym z Caroline , o jej bujnych blond lokach , długich smukłych nogach oraz idealnie dobranej sukience podkreślającej talię. Mógłbym tak o niej myśleć godzinami. Nawet nie zauważyłem kiedy wysuszyłem doszczętnie ciało zwierzęcia. Ta krew nie syciła tak jak ludzka , dlatego potrzebowałem jeszcze kilku zwierząt. Zauważyłem , że krew mięsożerców jest o wiele lepsza niż innych zwierząt. Oczywiście nie tak pyszna jak ludzka ale w miarę znośna. Pewnie przez to, że zwierzęta takie jak wilki , pumy czy tygrysy żywią się surowym mięsem w którym zawarta jest krew.
Po skończonym posiłku poszedłem prosto do willi .W salonie siedziały hybrydy. 
- Witam wszystkich . Pewnie zastanawiacie się dlaczego was tu wezwałem . Więc przejdźmy do rzeczy. Jesteście tutejsi i znacie dobrze teren więc pewnie nie zajmie wam zbyt wiele czasu znalezienie kilku roślinek.
Alex :)
- Czekaj , czekaj . O co chodzi? Możesz nam to wszystko wytłumaczyć? - spytał Alex, jeden z przybyłych.   
-Im mniej wiesz tym lepiej .A teraz bez gadania, do roboty. Idźcie do Daviny tej małej czarownicy. Ona wam powie co macie robić.
 W odpowiedzi usłyszałem ciche pomruki niechęci , lenistwa i oburzenia , wstali i wyszli z domu.      

6 godzin później

 Siedziałem w salonie popijając brandy coraz bardziej zniecierpliwiony. Już od kilku godzin nie miałem żadnych wieści od Daviny. Po głowie plątało mi się wiele myśli . Czy zaklęcie się uda? Co planuje Marcel? Czy ma kołek z białego dębu ? A przede wszystkim . Czy wie o mojej słabości , jaką jest mała słodka Caroline. To było najważniejsze. Mogę mieć tylko szczerą nadzieję , że jest gdzieś daleko od niej i nie dorwie jej w swoje łapska.Niech tylko włos spadnie z jej pięknej główki przez niego a przysięgam , że go zabiję. Chociaż...? Nie ! Nie zabiłbym go . A przynajmniej nie od razu! Czasami śmierć to za mało! Są przypadki , dla których śmierć wydaje się wybawienie. Gdyby skrzywdził Caroline najpierw bym go po przypalał na słońcu . Dzień w dzień przez kilka stuleci . A do tego zafundowałbym mu kąpiel i prysznic z podwójnie stężoną werbeną , oraz rzecz jasna codziennie bym go gryzł , doprowadzając do halucynacji i innych nieprzyjemności związanych z wilczym jadem . Gdy już by był na skraju życia i śmierci , gdyby już myślał , że umiera , ja wlewałbym w niego moją krew, i zaczynał jego tortury od nowa. Trwałoby to przez kilkanaście stuleci , aż wreszcie zlitowałbym się nad nim i bym go zabił. Tak to by była zemsta doskonała, za skrzywdzenie mojej ukochanej. Lecz gdyby ktoś ją zabił to nie chciałbym być w skórze tego kogoś. Wtedy... 
Moje rozmyślania przerwał telefon. 
- Witaj Davino. Znalazłaś go? 
- Niestety nie . Potrzebuję jeszcze bromelii. 
- Kogo? 
- Nie kogo tylko czego . Bromelia to kwiatek . Z tego co wiem to rośnie tylko na Mount Whitney.  
- Załatwię to . Postaram się załatwić go jak najszybciej. 
- Dziękuję Klaus.Pa . 
- Cześć. 
Od razu pomyślałem o moim starym przyjacielu . Nie czekając , zadzwoniłem do niego .Odebrał po dwóch sygnałach.
- Halo? 
- Witaj Viperze . 
- Siemanko Nik. W jakież to tarapaty wplątałeś się tym razem i ile będzie mnie to kosztować. 
-   Skąd wiesz , że w coś się wpakowałem . 
- Bo zawsze do mnie dzwonisz gdy masz kłopoty. Nigdy do mnie nie zadzwonisz i nie spytasz się o moje zdrowie. Chyba powinienem być obrażony. Dzwonisz do mnie tylko wtedy gdy jestem ci potrzebny. 
- Jesteś wampirem . Ty zawsze jesteś zdrowy. Więc jak pomożesz mi czy nie? 
- Jasne , że pomogę . Jesteś moim kumplem . Mam nadzieję , że jeśli brała w tym udział jakaś lalunia to ,że przynajmniej było warto. Pamiętasz tą Roxanę z dużym wyposażeniem w 92 ? Przypięła cię kajdankami do łóżka i zgubiła kluczyk. Typowa blondynka . Gdybyś nie był wampirem to chyba musiałbym po ciebie jechać. 
- Ha, ha . - powiedziałem bez cienia śmiechu.- pośmiałeś się już. Co było w przeszłości, pozostaje w niej. A teraz pomożesz mi wreszcie? 
- Już, już . Coś ty taki niecierpliwy? . Dobrze ci radzę stary. Znajdź sobie laskę . Ładna panienka dobrze ci zrobi. Więc mów . Czego potrzebujesz? 
- Bromelie .To taki kwiatek . Moja wiedźma go potrzebuje , a rośnie tylko na Mount Whitney. 
- Da się zrobić . Tak się składa , ze dodaję go do eliksiru w klubie . Słyszałem od dziewczyn przed wejściem , że ostatnio u mnie byłeś. W dodatku nie sam. Widziałem na monitoringu. - zaczął figlarnym tonem- Niezła laska, stary masz gust. To ja rozumiem . 
- Kiedy będziesz miał na stanie zielsko? -powiedziałem przez zaciśnięte zęby. Lubiłem tego gościa , ale czasami miałem ochotę go zabić.
- Dobra ,dobra. Nie chcesz to nie gadaj. A co do kwiatka to nawet teraz. 
- Wspaniale.Przyślę jutro do ciebie hybrydy. 
- Spoko . Poinformuję wiedźmę , aby odłożyła trochę dla ciebie. 
- Dzięki. Jetem twoim dłużnikiem . 
- Wiem , znowu. Chciałbym dostawać dolara za każdym razem gdy wyświadczam ci przysługę 
- Doprawdy, bardzo zabawne. Przypomnę ci to, gdy jakiś pijany wilkołak ponownie cię ugryzie.
- Ok,ok. Nie unoś się tak, naprawdę rozmowa z tobą sprawia mi ogromną przyjemność- usłyszałem jakiś damski chichot - ale muszę kończyć. - rozłączył się. 
Było już bardzo późno więc poszedłem do łóżka i zasnąłem. 
Następnego dnia.
Obudziło mnie poranne słońce. Boże! Czy mi się wydaje , ale chyba nigdzie nie świeci tak mocno jak tu. Z niechęcią zwlokłem się z łóżka i ciężko powłócząc nogami dotarłem do kuchni. Nalałem sobie whisky i wypiłem jednym haustem. 
- Ciekawie zaczynasz dzień bracie. - usłyszałem za  plecami głos Elijah. Odwróciłem się w tamtym kierunku. Stał oparty o framugę drzwi z założonymi rękami. 
- Odwal się Elijah. Ostatnio mam ciężkie dni. 
- Dobra , nie wnikam.Chciałem ci tylko powiedzieć , że przyjechał Alex i ma jakieś zielsko .Czeka w salonie już kilka godzin. Mówiłem mu żeby zostawił to a ja ci przekażę , ale się uparł , że nie i że chce przekazać to osobiście. 
Od razu zerwałem się z miejsca i wbiegłem do salonu. 
Chłopak od razu wstał na mój widok. 
- Hej Klaus. Wczoraj pojechałem po bromelię tak jak chciałeś .
- To czemu od razu mi nie powiedziałeś? 
- Bo spałeś. - chłopak spuścił wzrok i zaczął się jąkać. Widać było że się mnie bał. Cieszyło mnie to. 
- Ok. Zostaw paczkę i wypad. 
Chłopak posłusznie wykonał rozkaz i w mgnieniu oka zniknął.Wróciłem do sypialni i się ubrałem. Założyłem ciemne dżinsy i czarną bluzkę. Zszedłem na dół i założyłem buty,następnie złapałem kluczyki do auta, telefon ,portfel oraz paczkę z bromelią i wybiegłem z domu.Wsiadłem do samochodu i odjechałem. Po drodze poinformowałem Davinę , że zaraz u niej będę.
Dotarłem na miejsce już po 20 minutach.Zapukałem do drzwi . Już po chwili otworzyła mi brunetka.
- Dzień dobry , Davino. 
- Cześć , Klaus. Mógłbyś do mnie tak nie wpadać z samego rana? - odparła zaspanym głosem. Miała worki pod oczami. - Wejdź. 
- Z chęcią wpadłbym do ciebie kilka godzin później , gdyby sytuacja nie była tak poważna.  
Dziewczyna poprowadziła mnie do salonu i usiedliśmy przy stole na przeciwko siebie. 
-Więc masz bromelie ? 
- Tak . Oto i ona. - podałem jej niewielką paczkę. 
- Wspaniale. Od razu zajmę się eliksirem . - wstała z krzesła i przeszła do innego pomieszczenia. Udałem się za nią z ciekawości. Przeszliśmy do pomieszczenia bez okien . Na środku pokoju stało małe palenisko , a na nim kocioł . Jak u jakiejś czarownicy z legend.- pomyślałem. 
Przez kilka godzin wiedźma coś kroiła , siekała , mieszała itp. Gdy skończyła ,wypowiedziała słowa.
- *Aqua, ignis, et beatos vos. Venite adiuva me, terram et aera, et spondete mihi virtutem Marcelus Gerard.-powtarzała to przez kilka razy. Nie wiadomo skąd wzmógł się wiatr. Światła co chwilę gasły i znów się zapalały. Żyrandol zaczął zataczać kręgi myślałem , że zaraz się zerwie i spadnie na głowę drobnej czarownicy.
 Gdy przestała recytować zaklęcie nagle wszystko ucichło . Nastała bloga cisza. 
- Już ? To koniec? Wiesz gdzie on jest ? - pytałem nie mogąc się powstrzymać. 
- Spokojnie , nie tyle pytań naraz. Teraz wywar musi postać tydzień. 
- Ile?! 
- Tydzień . Wiem , że to długo , ale to jedyny pewny sposób jeśli chcesz go znaleźć. 
- Niech ci będzie .Tydzień i ani dnia więcej. - wyszedłem trzaskając drzwiami. 
Wiedziałem , że nie mam już czego tu szukać, więc pojechałem do rezydencji, spakowałem kilka rzeczy i udałem się z powrotem na Stanford . 
 
  
*wodo, ogniu wzywam was. Przybądźcie wspomóc mnie , ziemio , powietrze użyczcie mi swej mocy.Pomóżcie znaleźć Marcela Gerarda 


Jak wam się podoba rozdział 9 ?Wiem , że był dodany trochę później niż poprzednie, ale ostatnio miałam dużo na głowie. Mam nadzieję , że nie wyszedł aż tak źle  :D
PS. Tak jak poprzednio. Jak pod tym rozdziałem nie znajdzie się 5 komentarzy , nie dodam następnego rozdziału.