CAROLINE
Całe szczęście , że już jest weekend.W sobotę uczyłam się ze swoich notatek.Wiem , że jest jeszcze sporo czasu do sesji ale postanowiłam uczyć się regularnie, aby potem nie zostać z całą górą zeszytów i książek . Wieczorem miała być impreza u kumpla naprzeciwko ale nie poszłam bo "nauka przede wszystko " . A tak w ogóle to od kiedy u mnie takie motto . Chyba zamieniam się powoli w tą kujonicę Sarę . Jeszcze trochę a będę nosić włosy upięte w starannego koczka , spódnicę w kratkę za kolano , białą bluzkę i wielkie okulary na nosie. Brr. Aż cała drżę na ten widok . Chyba nigdy tak nie zdziwaczeję jak Sara. Ona nawet lunch je w bibliotece.
W niedzielę połowę dnia przespałam , a połowę przeleżałam czytając książkę " Kiedy nadejdzie ciemność" . Jest to tylko namiastka prawdy o byciu wampirem. Uwielbiam czytać książki o wampirach. Za każdym razem zastanawiam się co też ludzie wymyślą na temat wampiryzmu. Od kiedy ukazał się "zmierzch" , zarówno książka jak i film nastała istna gorączka. Ludzie oszaleli na tym punkcie. Świecące wampiry żywiące się zwierzęcą krwią. Jak na razie to znam tylko jednego takiego "Edwarda" a mianowicie młodszego brata Damon'a czyli Stefana. Jak narazie chyba tylko on żywi się zwierzętami. Kto wie , może jeszcze trohę i zacznie świecić.
Tak oto zleciał mi cały weekend . Na wkuwaniu notatek z lekcji oraz na czytaniu książki.
KLAUS
Wreszcie nadszedł weekend. Nadal pamiętam wczorajszy wieczór wspólnie spędzony wraz z ukochaną.Mógłbym wspominać to cały wieczór , ale muszę wracać do rzeczywistości. Właśnie stoję w moim małym królestwie, moim mieście czyli Nowym Orleanie. Postanowiłem sprawdzić jak radzi sobie mój brat Elijah. Podczas mojej nieobecności, na rok powierzyłem mu władzę w tym mieście. Pomimo tego , że to przez niego jestem wykładowcą , powierzyłem mu opiekę , ponieważ nie znam bardziej odpowiedzialnego i zaufanego człowieka od Elijah'y. Od razu wiedziałem, że sobie poradzi.
Wsiadłem do taksówki i pojechałem prosto do mojej rezydencji. Po 30 minutach byłem już na miejscu. W progu domu powitał mnie mój brat .
- Witaj Niklaus.
- Witaj Elijah . Co słychać ? Dawno się nie widzieliśmy.- poprowadził mnie do salonu gdzie nalał mi brandy . Następnie zajęliśmy miejsca w fotelach przy kominku.
- Dobrze , dziękuję . Co cię tutaj sprowadza ?
-Chciałem sprawdzić jak się miewa to cudowne miasto.
- Jak widzisz Nowy Orlean stoi nadal w nietkniętym stanie. A tak w ogóle to myślałem , że jeszcze długo się nie zobaczymy .
- A to dlaczego ? Aż tak mnie nienawidzisz?
- Cieszę się z twojej wizyty ale jestem zaskoczony , że masz czas na takie wyjazdy. - posłałem mu pytające spojrzenie.- No wiesz ... Kartkówki , sprawdziany itp.
-Bardzo zabawne, Elijah - powiedziałem z sarkazmem. To studia , a nie szkoła . Tu nie ma sprawdzianów i kartkówek. Jest sesja raz na pół roku.
Brat widocznie odczytał złość malującą się na mojej twarzy bo to jeszcze bardziej go rozbawiło.
- Aż tak ich nienawidzisz ?
Już miałem odpowiedzieć , że tak ,jak najbardziej ale wtedy do głowy przyszedł mi obraz młodej , pięknej Caroline i to , że prawie codziennie ją widuję .
-Nie jest , aż tak źle . Są też dobre strony,w sumie to powinienem ci nawet podziękować.
- Mi? - zdziwił się nieznacznie.- A za co?
- Bo gdyby nie ty to... - nie chciałem się jeszcze chwalić Caroline , a poza tym ,niech mój braciszek się trochę pogłowi i pomęczy. - a z resztą nieważne.
- Mów Niklaus. O co chodzi ?!
- Nieważne. Wróćmy do ważniejszych spraw. Co u Marcela?
- Zaprzestał ataków. Z moich źródeł wiem , że podobno gdzieś wyjechał.
- Gdzie?!
- Daleko na wschód. Więc na razie mamy go z głowy.
- To dobrze . - już miałem odejść , ale coś sobie przypomniałem .- Aha i powiedz tym swoim źródłom aby obserwowały go i aby mnie poinformowały gdzie się teraz znajduje i czy coś planuje. A przede wszystkim czy zamierza jeszcze kiedyś tu wrócić.
- Z tego co wiem , to nigdy.
- Świetnie . Widzę , że radzisz sobie idealnie na nowym stanowisku.
- Dziękuję ,Klaus. Dawno nie słyszałem od ciebie czegoś miłego. - rzekł , a ja sobie właśnie coś uświadomiłem. Mianowicie to , że ta mała blond wampirzyca zaczyna, powoli mnie zmieniać.Odchrząknąłem i powiedziałem.
- Taa, nie przyzwyczajaj się. Przyjechałem tylko na dwa dni. W poniedziałek znowu muszę być w pracy. - rzekłem nonszalancko.
- Ach ! Więc wielki i potężny Klaus Mikaelson stał się pobożnym i sumiennym pracownikiem oraz dobrym i wspaniałym obywatelem . Cóż za zmiana bracie.- odparł z sarkazmem . W jednej sekundzie złapałem go za gardło i przygwoździłem go do ściany.Uśmiech momentalnie zniknął z jego twarzy.
- Nie odzywaj się Elijah. Moja cierpliwość kiedyś się skończy . Jeszcze jedno słowo , a wyrwę ci serce.- powiedziałem gardłowo wlewając w te słowa jak najwięcej jadu i nienawiści.Próbował mi się wyrwać , ale trzymałem go z całej siły. Dzięki wilczemu genowi byłem od niego silniejszy.
- Spoko, spoko . Opanuj się , już ok. - uniósł ręce w obronnym geście. - Dusisz mnie- wychrypiał.
-Dobrze ci radzę, nie wkurzaj mnie .- puściłem go a on osunął się na dywan , łapczywie łapiąc powietrze.
Musiałem mu pokazać swoją wyższość. Jestem królem tego miasta . Nie mogę pozwolić aby ktoś pomyślał , że jestem miękki , że mam jakieś słabe strony.Po chwili wstał na równe nogi.
- To ja już pójdę. - kierował się do wyjścia.
- Pamiętaj Elijah , że zawsze mogę dorwać twojego małego sobowtóra. - powiedziałem z uśmiechem na ustach. Następnie to on do mnie podszedł i w mgnieniu oka przyparł mnie do ściany.
- Możesz grozić mi , naszemu rodzeństwu i wszystkim innym na świecie , ale nigdy nie pozwolę ci żebyś groził Katherinie. Zrozumiałeś?!- przytrzymywał mnie do ściany co tylko jeszcze bardziej mnie rozbawiło.
- Wielce opanowany , kulturalny i wzorowo wychowany Elijah wreszcie ukazuje swoją ciemną stronę. Wreszcie!Już myślałem , że nigdy nie objawisz mi swego drugiego "ja"- W ciągu dwóch sekund uwolniłem się z jego "żelaznego" uścisku .- Kiedy się wreszcie nauczysz , ze od kiedy mój wilczy gen się uaktywnił jestem od ciebie o wiele silniejszy? - popatrzyłem na niego takim wzrokiem jakim rodzic karci swoje dziecko . - Ale nie martw się . Jak na razie Katherina może spać spokojnie. Dopóki jest po mojej stronie w walce z Marcelem nic jej się nie stanie.
- Wiedz , że jeśli będę zmuszony wybierać między tobą , a Katheriną bez wahania stanę u jej boku. - rzekł z determinacją.
- Ależ jak najbardziej jestem tego świadom. Zawsze kochałeś ratować biedne damy z opresji.To ty zawsze byłeś ten szlachetny. A teraz wybacz ale udam się do swojego pokoju .
Wyszedłem czując na sobie podejrzliwy wzrok brata. Poszedłem prosto do swojej sypialni, rozpakowałem kilka rzeczy , które wziąłem ze sobą . Po kilku chwilach byłem już gotowy do wyjścia. Udałem się do wiedźm. Wiedźmy są niezbędne w moim życiu. Na początku zastanawiałem się czy są mi potrzebne , ale teraz cieszę się , że ich wcześniej nie zabiłem.
Po 30 minutach dotarłem do Daviny . Jest to najpotężniejsza żyjąca czarownica na świecie. Nawet ta mała Bennett'ówna chyba nie jest aż tak silna.Odkąd przejąłem miasto Davina obiecała mi na każdym kroku pomagać pod warunkiem , że zapewnię jej wolność, bezpieczeństwo oraz to , ze nigdy przenigdy nie będę jej do niczego zmuszał, rozkazywał i nie będę się wtrącał w jej sprawy sercowe.
- Witaj Davino . Mam do ciebie sprawę.
- Cześć Klaus. Miałam nadzieję , że to był jednak tylko koszmar.
- A co ci się śniło? - zmarszczyłem brwi.
- Zawsze mi się śni nadciągające niebezpieczeństwo. To taki instynkt. Dziś śniłeś mi się ty.
-Nie mogę się powstrzymać aby spytać . Byłem przynajmniej ubrany? - uśmiechnąłem się łobuzersko i poruszyłem znacząco oczami.
- Nie schlebiaj sobie Nik. Przejdźmy do rzeczy . Mów , co to za sprawa.
- Potrzebuję , abyś mi powiedziała , gdzie teraz znajduje się Marcel.
- Ok . Zobaczę co da się zrobić.
Dziewczyna zamknęła oczy i zaczęła cicho szeptać.
- Parvum tugurium meum est omnia suffert, sicut libris Marcelus Gerard. - powtarzała to w kółko przez kilka godzin , aż z jej nosa zaczęła płynąć strużkami krew.Jej białka oczne wyszły na wierzch,a oczy zaszły mgłą. Ja w tym czasie siedziałem na fotelu w kącie i przyglądałem się temu ze zniecierpliwieniem. - Parvum tugurium meum est omnia suffert, sicut libris.- Nagle jej oczy znów wróciły do normalności , a dziewczyna nabrała głęboko powietrza.
- I co? Wiesz gdzie jest ?
- Niestety nie. To miejsce jest magiczne, ktoś rzucił na nie urok. Nie mogę się przebić przez barierę . Potrzebuję czegoś co należało do niego , jakiejś jego rzeczy. Masz coś takiego przy sobie?
Wtedy sobie przypomniałem , że Marcel zabrał wszystkie rzeczy ze sobą. Nawet nie mam jednego pierścienia lub bluzki.
- Niestety nie.
- Tak myślałam . Jest na szczęście inny sposób ale będę potrzebować kilku trudnych do zdobycia ziół.
- Mów czego potrzebujesz , a od razu wyślę moje hybrydy po nie. Postaram się aby niczego ci nie zabrakło.
- Dobrze . Przyślij więc jedenaście hybryd, bo tyle potrzebuję składników. Najlepiej będzie jak każdy z nich zajmie się szukaniem jednego składnika.
-Świetnie . Przyślę ich jak najszybciej.
- Ja w tym czasie zrobię listę ziół i krótki opis jak wyglądają i gdzie można je znaleźć.
- Do zobaczenia . - w wampirzym tempie wybiegłem z budynku.
Sięgnąłem po telefon i wykonałem kilka telefonów do moich hybryd aby natychmiast się zjawiły w mojej rezydencji. Następnie udałem się coś "przekąsić" i gdy już miałem się wgryźć w ciało pierwszej ofiary przypomniałem sobie o moim przegranym zakładzie z Caroline. Wiem ,że i tak by się o tym nie dowiedziała , ale wtedy gryzłoby mnie sumienie. Z niechęcią odstawiłem przerażoną dziewczynę i zahipnotyzowałem ją aby zapomniała co tu się wydarzyło i pobiegła do domu.
Skierowałem się w stronę lasu i już po chwili wytropiłem stado jeleni. Ich krew była ohydna.Po prostu nie dało się jej zjeść. Zamknąłem oczy i myśląc o miłych rzeczach zapomniałem o smaku krwi jelenia. Pomyślałem o wczorajszym wieczorze wspólnie spędzonym z Caroline , o jej bujnych blond lokach , długich smukłych nogach oraz idealnie dobranej sukience podkreślającej talię. Mógłbym tak o niej myśleć godzinami. Nawet nie zauważyłem kiedy wysuszyłem doszczętnie ciało zwierzęcia. Ta krew nie syciła tak jak ludzka , dlatego potrzebowałem jeszcze kilku zwierząt. Zauważyłem , że krew mięsożerców jest o wiele lepsza niż innych zwierząt. Oczywiście nie tak pyszna jak ludzka ale w miarę znośna. Pewnie przez to, że zwierzęta takie jak wilki , pumy czy tygrysy żywią się surowym mięsem w którym zawarta jest krew.
Po skończonym posiłku poszedłem prosto do willi .W salonie siedziały hybrydy.
- Witam wszystkich . Pewnie zastanawiacie się dlaczego was tu wezwałem . Więc przejdźmy do rzeczy. Jesteście tutejsi i znacie dobrze teren więc pewnie nie zajmie wam zbyt wiele czasu znalezienie kilku roślinek.
Alex :) |
-Im mniej wiesz tym lepiej .A teraz bez gadania, do roboty. Idźcie do Daviny tej małej czarownicy. Ona wam powie co macie robić.
W odpowiedzi usłyszałem ciche pomruki niechęci , lenistwa i oburzenia , wstali i wyszli z domu.
6 godzin później
Siedziałem w salonie popijając brandy coraz bardziej zniecierpliwiony. Już od kilku godzin nie miałem żadnych wieści od Daviny. Po głowie plątało mi się wiele myśli . Czy zaklęcie się uda? Co planuje Marcel? Czy ma kołek z białego dębu ? A przede wszystkim . Czy wie o mojej słabości , jaką jest mała słodka Caroline. To było najważniejsze. Mogę mieć tylko szczerą nadzieję , że jest gdzieś daleko od niej i nie dorwie jej w swoje łapska.Niech tylko włos spadnie z jej pięknej główki przez niego a przysięgam , że go zabiję. Chociaż...? Nie ! Nie zabiłbym go . A przynajmniej nie od razu! Czasami śmierć to za mało! Są przypadki , dla których śmierć wydaje się wybawienie. Gdyby skrzywdził Caroline najpierw bym go po przypalał na słońcu . Dzień w dzień przez kilka stuleci . A do tego zafundowałbym mu kąpiel i prysznic z podwójnie stężoną werbeną , oraz rzecz jasna codziennie bym go gryzł , doprowadzając do halucynacji i innych nieprzyjemności związanych z wilczym jadem . Gdy już by był na skraju życia i śmierci , gdyby już myślał , że umiera , ja wlewałbym w niego moją krew, i zaczynał jego tortury od nowa. Trwałoby to przez kilkanaście stuleci , aż wreszcie zlitowałbym się nad nim i bym go zabił. Tak to by była zemsta doskonała, za skrzywdzenie mojej ukochanej. Lecz gdyby ktoś ją zabił to nie chciałbym być w skórze tego kogoś. Wtedy...
Moje rozmyślania przerwał telefon.
- Witaj Davino. Znalazłaś go?
- Niestety nie . Potrzebuję jeszcze bromelii.
- Kogo?
- Nie kogo tylko czego . Bromelia to kwiatek . Z tego co wiem to rośnie tylko na Mount Whitney.
- Załatwię to . Postaram się załatwić go jak najszybciej.
- Dziękuję Klaus.Pa .
- Cześć.
Od razu pomyślałem o moim starym przyjacielu . Nie czekając , zadzwoniłem do niego .Odebrał po dwóch sygnałach.
- Halo?
- Witaj Viperze .
- Siemanko Nik. W jakież to tarapaty wplątałeś się tym razem i ile będzie mnie to kosztować.
- Skąd wiesz , że w coś się wpakowałem .
- Bo zawsze do mnie dzwonisz gdy masz kłopoty. Nigdy do mnie nie zadzwonisz i nie spytasz się o moje zdrowie. Chyba powinienem być obrażony. Dzwonisz do mnie tylko wtedy gdy jestem ci potrzebny.
- Jesteś wampirem . Ty zawsze jesteś zdrowy. Więc jak pomożesz mi czy nie?
- Jasne , że pomogę . Jesteś moim kumplem . Mam nadzieję , że jeśli brała w tym udział jakaś lalunia to ,że przynajmniej było warto. Pamiętasz tą Roxanę z dużym wyposażeniem w 92 ? Przypięła cię kajdankami do łóżka i zgubiła kluczyk. Typowa blondynka . Gdybyś nie był wampirem to chyba musiałbym po ciebie jechać.
- Ha, ha . - powiedziałem bez cienia śmiechu.- pośmiałeś się już. Co było w przeszłości, pozostaje w niej. A teraz pomożesz mi wreszcie?
- Już, już . Coś ty taki niecierpliwy? . Dobrze ci radzę stary. Znajdź sobie laskę . Ładna panienka dobrze ci zrobi. Więc mów . Czego potrzebujesz?
- Bromelie .To taki kwiatek . Moja wiedźma go potrzebuje , a rośnie tylko na Mount Whitney.
- Da się zrobić . Tak się składa , ze dodaję go do eliksiru w klubie . Słyszałem od dziewczyn przed wejściem , że ostatnio u mnie byłeś. W dodatku nie sam. Widziałem na monitoringu. - zaczął figlarnym tonem- Niezła laska, stary masz gust. To ja rozumiem .
- Kiedy będziesz miał na stanie zielsko? -powiedziałem przez zaciśnięte zęby. Lubiłem tego gościa , ale czasami miałem ochotę go zabić.
- Dobra ,dobra. Nie chcesz to nie gadaj. A co do kwiatka to nawet teraz.
- Wspaniale.Przyślę jutro do ciebie hybrydy.
- Spoko . Poinformuję wiedźmę , aby odłożyła trochę dla ciebie.
- Dzięki. Jetem twoim dłużnikiem .
- Wiem , znowu. Chciałbym dostawać dolara za każdym razem gdy wyświadczam ci przysługę
- Doprawdy, bardzo zabawne. Przypomnę ci to, gdy jakiś pijany wilkołak ponownie cię ugryzie.
- Ok,ok. Nie unoś się tak, naprawdę rozmowa z tobą sprawia mi ogromną przyjemność- usłyszałem jakiś damski chichot - ale muszę kończyć. - rozłączył się.
Było już bardzo późno więc poszedłem do łóżka i zasnąłem.
Następnego dnia.
Obudziło mnie poranne słońce. Boże! Czy mi się wydaje , ale chyba nigdzie nie świeci tak mocno jak tu. Z niechęcią zwlokłem się z łóżka i ciężko powłócząc nogami dotarłem do kuchni. Nalałem sobie whisky i wypiłem jednym haustem.
- Ciekawie zaczynasz dzień bracie. - usłyszałem za plecami głos Elijah. Odwróciłem się w tamtym kierunku. Stał oparty o framugę drzwi z założonymi rękami.
- Odwal się Elijah. Ostatnio mam ciężkie dni.
- Dobra , nie wnikam.Chciałem ci tylko powiedzieć , że przyjechał Alex i ma jakieś zielsko .Czeka w salonie już kilka godzin. Mówiłem mu żeby zostawił to a ja ci przekażę , ale się uparł , że nie i że chce przekazać to osobiście.
Od razu zerwałem się z miejsca i wbiegłem do salonu.
Chłopak od razu wstał na mój widok.
- Hej Klaus. Wczoraj pojechałem po bromelię tak jak chciałeś .
- To czemu od razu mi nie powiedziałeś?
- Bo spałeś. - chłopak spuścił wzrok i zaczął się jąkać. Widać było że się mnie bał. Cieszyło mnie to.
- Ok. Zostaw paczkę i wypad.
Chłopak posłusznie wykonał rozkaz i w mgnieniu oka zniknął.Wróciłem do sypialni i się ubrałem. Założyłem ciemne dżinsy i czarną bluzkę. Zszedłem na dół i założyłem buty,następnie złapałem kluczyki do auta, telefon ,portfel oraz paczkę z bromelią i wybiegłem z domu.Wsiadłem do samochodu i odjechałem. Po drodze poinformowałem Davinę , że zaraz u niej będę.
Dotarłem na miejsce już po 20 minutach.Zapukałem do drzwi . Już po chwili otworzyła mi brunetka.
- Dzień dobry , Davino.
- Cześć , Klaus. Mógłbyś do mnie tak nie wpadać z samego rana? - odparła zaspanym głosem. Miała worki pod oczami. - Wejdź.
- Z chęcią wpadłbym do ciebie kilka godzin później , gdyby sytuacja nie była tak poważna.
Dziewczyna poprowadziła mnie do salonu i usiedliśmy przy stole na przeciwko siebie.
-Więc masz bromelie ?
- Tak . Oto i ona. - podałem jej niewielką paczkę.
- Wspaniale. Od razu zajmę się eliksirem . - wstała z krzesła i przeszła do innego pomieszczenia. Udałem się za nią z ciekawości. Przeszliśmy do pomieszczenia bez okien . Na środku pokoju stało małe palenisko , a na nim kocioł . Jak u jakiejś czarownicy z legend.- pomyślałem.
Przez kilka godzin wiedźma coś kroiła , siekała , mieszała itp. Gdy skończyła ,wypowiedziała słowa.
- *Aqua, ignis, et beatos vos. Venite adiuva me, terram et aera, et spondete mihi virtutem Marcelus Gerard.-powtarzała to przez kilka razy. Nie wiadomo skąd wzmógł się wiatr. Światła co chwilę gasły i znów się zapalały. Żyrandol zaczął zataczać kręgi myślałem , że zaraz się zerwie i spadnie na głowę drobnej czarownicy.
Gdy przestała recytować zaklęcie nagle wszystko ucichło . Nastała bloga cisza.
- Już ? To koniec? Wiesz gdzie on jest ? - pytałem nie mogąc się powstrzymać.
- Spokojnie , nie tyle pytań naraz. Teraz wywar musi postać tydzień.
- Ile?!
- Tydzień . Wiem , że to długo , ale to jedyny pewny sposób jeśli chcesz go znaleźć.
- Niech ci będzie .Tydzień i ani dnia więcej. - wyszedłem trzaskając drzwiami.
Wiedziałem , że nie mam już czego tu szukać, więc pojechałem do rezydencji, spakowałem kilka rzeczy i udałem się z powrotem na Stanford .
*wodo, ogniu wzywam was. Przybądźcie wspomóc mnie , ziemio , powietrze użyczcie mi swej mocy.Pomóżcie znaleźć Marcela Gerarda
Jak wam się podoba rozdział 9 ?Wiem , że był dodany trochę później niż poprzednie, ale ostatnio miałam dużo na głowie. Mam nadzieję , że nie wyszedł aż tak źle :D
PS. Tak jak poprzednio. Jak pod tym rozdziałem nie znajdzie się 5 komentarzy , nie dodam następnego rozdziału.
Świetny , tylko ma jeden minus brak Klaroline
OdpowiedzUsuńniech w następny rozdziale się pojawią razem
Wiem , ale musiałam go dodać ,bo jest niezbędny do dalszej akcji.Miało być dwa rozdziały w NO ale skróciłam je do jednego . W następnym rozdziale będzie już więcej Klaroline . :D
UsuńSuper dodawaj następny
OdpowiedzUsuń