niedziela, 10 maja 2015

Rozdział 25 "W miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone"

CAROLINE

Nastał dzień. W moje nozdrza uderzyła silna woń cynamonu i mięty. Chwila...
Coś tu jest nie tak...
Klaus...
Natłok myśli, który działał coraz bardziej intensywnie podziałał na mnie jak kubeł lodowatej wody. Niestety to nie był wyłącznie głupi sen. Otworzyłam oczy i przekonałam się, że moje wspomnienia z ubiegłej nocy są jak najbardziej realistyczne. Zamknęłam oczy i zaczęłam myśleć intensywnie próbując wyjść z opresji w miarę cało. Jedynym plusem był spokojny, niczym nie zmącony równy oddech oraz delikatne unoszenie i opadanie klatki piersiowej Klausa. Uniosłam lekko kołdrę. Uff... Przynajmniej mam na sobie ubranie. Jednak nie byłam aż tak głupia. Korzystając z okazji w ułamku sekundy wydostałam się z ogromnego łóżka udając się do wyjścia i zanim zamknęły się za mną drzwi jeszcze raz spojrzałam na mężczyznę. 
Nie dam rady!- pomyślałam.-Nie mogę przecież całe życie przetrwać pilnowana przez Klausa i jego hybrydy... Wciąż pamiętam jak kiedyś przyparł mnie do ściany nie wykazując przy okazji żadnego wysiłku. Albo wtedy kiedy kilkoma zręcznymi ruchami całkowicie unieruchomił mnie i powiedział, że nawet gdybym była silniejsza nie dałabym mu rady... Z drugiej strony ciekawe gdzie nauczył się tak walczyć... A gdyby tak...?
Już wiem...
Gdyby nauczył mnie tak walczyć mogłabym się sama obronić, a nawet mogłabym się do czegoś przydać i nie musiała bym mieć aż takiej obstawy.- Ta myśl sprawiła, że uśmiech wykwitł na moich ustach. Udałam się do swojej sypialni i stanęłam przed garderobą zastanawiając się nad doborem ubrań. W końcu wybór padł na ciemno zielone rurki i biały, wełniany sweterek, który z tyłu był nieco dłuższy. Z takim naręczem ubrań poszłam do łazienki aby doprowadzić się do porządku.

KLAUS

Otworzyłem oczy. No świetnie. Kolejny dzień zbliża mnie do zemsty. Ciekawe czy chłopaki znaleźli już jakiś trop. Muszę wreszcie dorwać tego małolata Tylera... Swoją drogą, ciekawe gdzie się ukrywa... No cóż. Im więcej czasu zajmie mi jego odnalezienie, tym dłużej będę mógł go torturować. Och... no i oczywiście nie zapominajmy o nagrodzie. Pozbywając się tego kundla ułatwię sobie drogę do Caroline, a jej przeogromna wdzięczność tylko przyczyni się do uwiedzenia tego kwiatuszka.
Spojrzałem w bok i uśmiechnąłem się na wspomnienie blondynki w mych ramionach zaledwie kilka godzin wcześniej. A ciekawe co właściwie teraz wyprawia.
 Usłyszałem w salonie grający telewizor, w kuchni woda się gotowała, ale nigdzie nie słyszałem jej obecności.Wstałem i ubrałem się w jakieś ubrania.
 Schodząc do kuchni poczułem cudowną woń. Caroline stała oparta o blat zwrócona twarzą w moją stronę.W rękach trzymała parujący kubek.
-Witaj kochana. Mam nadzieję, iż miło spędziłaś noc.
Jej policzki pokrył delikatny rumieniec.
-Kawy?-spytała patrząc na swoje stopy.
-Od ciebie z miłą chęcią.
Uśmiechnęła się po czym wyjęła z szafki kubek, wsypała do niej kawę i zalała gorącą wodą.  Podała mi kubek i spojrzała w oczy z uśmiechem na ustach.
-Trzymaj.
Coś mi tutaj nie pasowało... Tylko jeszcze nie wiem co. Wyczuwam w tym wszystkim jakiś dziwny podstęp. Zmrużyłem oczy, patrząc na nią przenikliwie.
-Dziękuję Caroline.-przysunąłem kubek do nosa. Nic. Spryciara dobrze wie, że nie wyczuje werbeny w kawie. Ostrożnie upiłem łyk napoju i... Cóż, może jestem ostatnio zbyt ostrożny. To była po prostu zwykła kawa.
-Um...- nagle Caroline się wyprostowała i postawiła swój kubek na blacie.-Zapomniałam wyłączyć telewizor.
Wyszła z kuchni, a mi w tym czasie przyszła do głowy genialna myśl. Coś tu jest nie tak. Hmm... Ta blond ślicznotka coś przede mną ukrywa.

CAROLINE

Wyłączyłam telewizor i wróciłam do kuchni. Klaus stał obok blatu z moją kawą i popijał swoją. Wzięłam kubek do ręki i stanęłam naprzeciwko niego opierając się o ścianę. Przyglądał mi się badawczo spod zmrużonych powiek. Kilka kosmyków opadło mu na oczy podkreślając jedynie bijącą od niego, wewnętrzną siłę i prastarą moc. Nawet delikatny uśmiech miał w sobie pewną rezerwę i umiar.
 -Stało się coś?
-Nie.-odpowiedział spokojnym, melodyjnym głosem.-Skądże.A może ty uważasz, ze powinienem o czymś wiedzieć.
O cholera! Domyślił się! No dobra... Nie panikuj Caroline. Teraz pomyśl i dobrze to rozegraj, żeby ci pomógł. Upiłam łyk kawy dla rozluźnienia lecz ten napój był jakiś inny... Gorzki i mocny...
Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na kubek.
-Coś nie tak kochana?- spytał z niewinnym uśmieszkiem i upił kolejny łyk kawy. W jego oczach migotały psotliwe iskierki.
-Chwila... To nie jest moja kawa...
-Jesteś tego pewna?
-Ty!-wycelowałam w niego palcem.- Podmieniłeś moją kawę!!-ten drań miał wszystkie kubki takie same aby pasowały do wystroju kuchni i jadalni.
-No cóż...- powiedział odstawiając puste naczynie do zlewu i podszedł do mnie-Twoja lepiej smakowała.-uśmiechnął się czarująco.
Boże! Jak on mnie czasami irytuje. Jednak muszę pamiętać, że mam ważniejsze sprawy do załatwienia niż głupia kawa.
Przewróciłam oczami i przywołałam na twarzy olśniewający uśmiech.
-Możemy chwilkę porozmawiać?
-Ależ oczywiście.- jego spojrzenie na powrót stało się czujne pomimo czarującego uśmiechu. Wyszliśmy z kuchni i usiedliśmy na kanapie w salonie.
-A więc o czym chciałaś ze mną porozmawiać, moja droga?
-Spytam wprost.-zaczerpnęłam oddech.-Nauczysz mnie walczyć?
-Dlaczego? Skąd ten pomysł?-uniósł prawą brew.
-No wiesz sama chciałabym o siebie zadbać i przy okazji mogłabym się na coś przydać, a nie siedzieć tutaj tak bezczynnie. Chciałabym dorwać Tylera własnymi siłami.
-Czyli chcesz zabawić się w Buffy?- Cała ta sytuacja wyraźnie go bawiła.
-Nie śmiej się. Mówię poważnie.
-A nie boisz się, że złamiesz sobie paznokieć?
-No bardzo śmieszne. Skończyłeś?
-Zapomnij. Nie ma mowy żebym cię szkolił.
-Klaus, proszę.-złapałam go za ramię w nadziei, że to coś pomoże.
-Dla ciebie wszystko, ale nie to. Umiem się tobą zaopiekować.
-Nie traktuj mnie jak dziecko!
-Moja odpowiedź brzmi nie.
-Dobra! Jak chcesz. -zamyśliłam się przez chwilę- Poproszę Tony'ego żeby mnie uczył.
-Skąd pewność, że ci pomoże?!
-Bo jest moim przyjacielem!-wstałam z kanapy i uciekłam do swojego pokoju.
Przeczesałam dłonią włosy. Kurcze, myślałam, że pójdzie mi z nim lepiej. No cóż plan ,,A'' nie wypalił, więc pora na plan ,,B''. Wyjęłam telefon i napisałam do Tony'ego.
''Hej, potrzebuje pomocy- Caroline'' 
Po kilku minutach otrzymałam wiadomość.
''Siema. O co chodzi?''
Szybko odpisałam do niego.
''Spotkajmy się. Wszystko ci wyjaśnię.'' 
Nie chciałam tego wszystkiego mu wyjaśniać. Przez telefon łatwiej było by mu się wykręcić.
''Mam się bać? xD Będę u ciebie za dwadzieścia minut.''
Bać? Klausa na pewno gdy się zgodzisz, ale może nie będzie aż tak źle.
''Hah. Jasne, że nie. To tylko taka drobnostka.''
''Spoko, wyluzuj dziewczyno. Żartowałem. Do zobaczenia na miejscu.''
Boże, co ja piszę. Jeszcze trochę, a pomyśli, że zwariowałam.
Rzuciłam telefon na łóżko i wyjrzałam przez okno. Na niebie było kilka chmurek, ale raczej nie powinno padać. Całe szczęście bo nie chciałabym żeby zepsuł mi się makijaż, już nie wspominając o oklapniętych mokrych włosach.

 Kwadrans później.

Właśnie przeglądałam popularny portal społecznościowy gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Wyszłam na korytarz i zeszłam ze schodów po drodze nasłuchując czy to czasem nie mój przyjaciel. Tak! Okazało się, że mam rację. W holu stał Klaus i rozmawiał z Tonym. W pewnym momencie obaj mężczyźni mnie zauważyli.
- Hej Caro. Co to za sprawa niecierpiąca zwłoki?- powiedział z szerokim uśmiechem na twarzy.
-Cześć. Musimy pogadać...Ale nie tutaj.-powiedziałam patrząc znacząco na Klausa. Jego mina nic nie wyrażała jednak zauważyłam, że zacisnął dłonie w pięści.
-Okej, to co powiesz na spacer?- najwidoczniej nie zauważył niczego dziwnego w Pierwotnym.
-Chętnie. Zaczekaj chwilę. Zaraz wracam.
-Nie ma sprawy.
Wróciłam do siebie i zmieniłam buty na białe szpilki. Wróciłam do Tony'ego i wyszliśmy z domu udając się w stronę pobliskiego parku. Przez chwilę chodziliśmy w milczeniu ciesząc się całkiem ładnym dniem. Ludzie nas mijali i przez chwilę poczułam się tak normalnie. Jakbym nie była wampirzycą i nie ścigał mnie mój były, wściekły chłopak. Wyobraziłam sobie, że jestem zwykłą dziewczyną ze zwykłymi problemami typu egzamin z matmy, wybór sukienki na bal, albo zwykłe problemy z moim ludzkim chłopakiem. Czasami myślę, że całkiem fajnie byłoby się zamienić w tamtą Caroline...
Chociaż czy na pewno?
Tamta dziewczyna była trochę samolubna i pusta. Z drugiej strony życie może i było bezpieczne, ale nie było tak ekscytujące i pełne przygód. Gdyby nie moja przemiana pewnie nadal bym żyła w nieświadomości na temat otaczających mnie stworzeń i magicznych przedmiotów... Oraz nie poznałabym Stefana, Damona i Klausa, a co najważniejsze moich  przyjaciółek.
-A teraz gadaj co się stało. Chodzimy już po tym parku dobre pół godziny, a ty nawet na mnie nie spojrzałaś. Chodzisz z taką miną jakby ktoś ci zrobił pranie mózgu.
-Ja... Przepraszam.
-Ty mnie lepiej nie przepraszaj tylko mów co to za akcja i dlaczego nie chcesz w to mieszać Klausa.
-Chodzi o to, że nie chcę ciągle siedzieć w domu Klausa bojąc się własnego cienia. Chcę się na coś przydać i do tego jesteś mi potrzebny.
-Co masz na myśli?
-Naucz mnie walczyć. - Widząc jego minę dodałam.-Proszę...
-No nie wiem...
-Ja naprawdę... Szybko się uczę.
-A dlaczego nie powiesz Klausowi żeby cię wyszkolił?
-Próbowałam go przekonać ale mi odmówił.
-Więc napisałaś do mnie.-stwierdził.
-To mi pomożesz?
-Zapomnij. Klaus urwie mi głowę przy pierwszej nadarzającej się okazji.
-Przesadzasz.
-Tak myślisz?
-Tchórz.
-Słucham...?! Czekaj. Próbujesz mnie podpuścić.
-Udało mi się?
-Ech... Tak- uśmiechnął się.- Pewnie będę tego żałował ale zgoda.
-Naprawdę? Dziękuję.- miałam ochotę skakać z radości. Przynajmniej on mnie rozumie.-Więc od czego zaczynamy trening?
-Nie wiem. Pomyślę o tym i jutro do ciebie przyjdę o dziewiątej.
-Okej. Nie wiem jak ci dziękować ale muszę już lecieć. Do zobaczenia jutro.- uściskałam go mocno na pożegnanie.
-Może cię odprowadzić. Jeszcze ci się coś stanie.-uśmiechnął się puszczając mi oczko.
-Dam sobie radę. -odwróciłam się i poszłam w stronę domu Klausa.
Po dodarciu na miejsce rzuciłam się na łóżko i zaczęłam nadrabiać zaległości w nauce. Napisałam referat na temat niemieckich rzeźbiarzy we współczesnym świecie, a następnie zajęłam się wkuwaniem notatek z ostatnich lekcji. Nawet nie zauważyłam kiedy czas mijał i ogarnęło mnie przemożne zmęczenie.

Następnego dnia.

Obudziłam się i spojrzałam na zegar stojący na szafce nocnej. Było kilka minut po ósmej. W sam raz żebym zdążyła się wyszykować i coś zjeść.
Otworzyłam szafę i wyjęłam z niej jasne, jeansy z dziurkami i biały, modny top z czarnym napisem. Podeszłam do komody, wyjęłam białą bieliznę, a następnie poszłam do łazienki zabierając po drodze ręcznik i kosmetyczkę. Po szybkim prysznicu umalowałam się i spięłam włosy w koński ogon. Wyszłam z łazienki, włożyłam białe szpilki, a następnie chwytając drewnianą szkatułkę dobrałam odpowiednie kolczyki, wisiorek i bransoletkę.
Było dziesięć po dziewiątej kiedy zeszłam do kuchni zjeść śniadanie. Na szczęście Tony się spóźniał więc spokojnie dokończyłam szklankę krwi A Rh plus. Po drodze nie natknęłam się nigdzie na Klausa, co mnie  ucieszyło.
Jednak moja radość nie trwała zbyt długo. Po chwili pojawił się z szerokim uśmiechem ubrany w luźne spodnie khaki i białą bluzkę z krótkim rękawem, uwydatniającą jego mięśnie.
- Witaj Caroline.
-Cześć.-spojrzałam na niego z niechęcią po czym odwróciłam wzrok i dopiłam krew.
-Jeśli mam być szczery to wolałem tą wczorajszą Caroline.
-Chętnie bym pogadała, ale śpieszę się.- wstałam i umyłam szklankę odstawiając ją do szafki.
Wyjęłam telefon i spojrzałam na zegarek. Spóźniał się i w dodatku nie napisał żadnego sms'a. Już miałam do niego pisać kiedy odezwał się Klaus.
-Jeśli czekasz na Tony'ego to wątpię aby przyszedł.
-Dlaczego?- spytałam.- Co mu zrobiłeś?-spytałam oskarżycielskim tonem.
-Nic.Uświadomiłem mu, że jest za młody aby cię uczyć.
-Pff...-parsknęłam.- Przy tobie każdy jest za młody.
-Więc domyślam się, że nie zdołam cię odwieść od twych durnych planów.
-Nie dasz rady.- pokręciłam przecząco głową zakładając ręce na piersi.
-W takim razie ja ci pomogę.
-Co?!- otworzyłam usta ze zdumienia.
-Lepszego nauczyciela nie znajdziesz.- uśmiechnął się.
Nie wiedziałam jak się zachować. Z jednej strony byłam mu wdzięczna, że mi pomoże. Cieszyłam się i miałam ochotę go pocałować. Ale z drugiej strony miałam ochotę go uderzyć, że wtrąca się w moje sprawy i być może zrobił coś Tony'emu.
-Gdzie on jest?
-Kto? Tony? W północnej Arizonie. Wczoraj wieczorem dostałem wiadomość o Tylerze. Zlokalizowano jego kardę kredytową na stacji benzynowej w Glendale. Przekonałem go aby pojechał to sprawdzić razem z chłopakami.
-Przekonałeś?
-Och. Potrafię być bardzo przekonujący.- uśmiechnął się łobuzersko.
-W to nie wątpię.-przewróciłam oczami.
-A teraz idź się przebrać. Chyba nie zamierzasz w tym ćwiczyć.
-Dlaczego nie?!- spojrzałam na swój strój nie widząc niczego dziwnego.
-Caroline... Nie obraź się. Wyglądasz na prawdę pięknie lecz wątpię aby było ci w tym wygodnie.
-Ech... No dobra. Daj mi pięć minut.- wróciłam do siebie odprowadzona przez jego rozbawione spojrzenie.
Otworzyłam szafę i przekopałam się przez stos krótkich spódniczek i jeansów aż w reszcie udało mi się wygrzebać ciemnozielone, luźne krótkie spodenki, w których ćwiczyłam w szkole. Przebrałam się, zdjęłam naszyjnik i zamieniłam długie kolczyki na małe, czarne wkrętki.Zdjęłam szpilki i włożyłam białe trampki.
 Teraz nie powinien się czepiać. Zeszłam na dół i poszłam do salonu, w którym zastałam Klausa.
-I jak? Może być?-zlustrował mnie wzrokiem i miałam wrażenie, że na dłużej zatrzymał wzrok na moich długich nogach.
-O wiele lepiej.-wstał i wychodząc z pokoju powiedział- Chodź za mną.
-Gdzie?
-Pokażę ci.
Poprowadził mnie wzdłuż korytarza i otworzył drzwi jak się okazało do piwnicy. Choć nie wiem czy tak to można nazwać bo zamiast kurzu i jakichś niepotrzebnych staroci zobaczyłam dobrze wyposażoną siłownię i strzelnicę. Zeszłam po schodach zaraz za Klausem. To było ogromne pomieszczenie, a strzelnica była odgrodzona ścianą z ogromną szybą.
-Wow... Tego się nie spodziewałam. Po co ci siłownia?- spytałam zaciekawiona.
-Moi ludzie muszą gdzieś ćwiczyć.
-To od czego zaczynamy?
-Myślę, że na początek od czegoś łatwego. Nauczę cię strzelać. Wziął z półki dwa średniej wielkości pistolety i poszliśmy do strzelnicy.
-Jak to możliwe, że nigdy nie słyszałam żadnych strzałów?
-Ściany są dźwiękoszczelne.
-Och...
W środku była lada, a na niej dwa pudełka zwykłych metalowych naboi. Naprzeciwko niej jakieś dwadzieścia metrów dalej stał manekin człowieka.
Na początku podszedł do mnie Klaus i pokazał mi jak trzymać,odbezpieczać i przeładowywać broń, a następnie podszedł do stanowiska i wykonał kilka strzałów prosto w serce i jeden w głowę.
-Teraz twoja kolej.-powiedział.
Stanęłam w lekkim rozkroku, wyprostowałam ramiona i trzymając broń w obydwóch dłoniach oddałam strzał.
No pięknie. Strzeliłam prosto w podbrzusze manekina. Niezrażona tym uniosłam broń trochę wyżej i oddałam dwa strzały. Och nie... Znowu to samo. Spojrzałam na Klausa. Stał z wysoko uniesionymi brwiami.
-Dziewczyno za co ty tak nienawidzisz mężczyzn?
-To nie było specjalnie. Samo tak wyszło.
-Czyżby?
-Proszę cię. Nie komentuj. 
-Proponuję przejś do kilku ciosów samoobrony.
-Zgadzam się. 
Wyszliśmy z pomieszczenia. 
-Stań na macie.-posłusznie zajęłam swoje miejsce. 
Podszedł do metalowej półki i zabrał ochroniacz na dłonie. Następnie stanął naprzeciwko mnie. 
-Poćwiczymy ciosy. Uderz mnie w rękę.- skupiłam się i uderzyłam z całej siły. Nawet nie drgnął. Pod warstwą miękkiego ochraniacza miałam wrażenie, że zderzam się z grubą betonową płytą.
-Dobrze ale mocniej.-powiedział. 
Uderzyłam jeszcze mocniej z cichym okrzykiem i odniosłam satysfakcję widząc, że jego ręka trochę odskoczyła do tyłu. Uśmiechnęłam się pod nosem i nabrałam motywacji do dalszych ćwiczeń. 
-Z ciosami całkiem dobrze. -Całkiem dobrze?! Moim zdaniem świetnie! Dałam z siebie wszystko, a nawet więcej! Miałam ochotę mu to wykrzyczeć ale się powstrzymałam.- Jestem ciekawy jak radzą sobie twoje nóżki. Teraz poćwiczymy kopnięcia. -uniósł rękę na wysokość swojej klatki piersiowej. -Uderz prawą nogą w sam środek. 
Skupiłam się na ochraniaczu i zamknęłam oczy z całej siły oddając cios lecz coś w połowie drogi zatrzymało moją nogę w stalowym uścisku na kostce. 
Otworzyłam oczy. Moja noga znajdowała się zaledwie kilku centymetrów od krocza Klausa. Na jego twarzy malował się wyraz zdumienia i hamowanej wściekłości. 
-To, że jestem martwy nie znaczy, że nic nie czuję.-wycedził przez zęby. 
-Ja... Przepraszam. Naprawdę. To nie było specjalnie. 
-Nie jestem co do tego w pełni przekonany. 
-Ym...-obużyłam się.-Mówię poważnie. 
-No dobrze. Spróbujmy jeszcze raz.- puścił moją nogę.-Tym razem spróbuj trafić w to.- wskazał wolną ręką na ochroniacz. 
-Tak jest, trenerze.-uśmiechnęłam się. 
-To nie jest śmieszne. 
-Oj Klaus. Rozchmurz się. Nie bądź takim ponurakiem i przyznaj, że trochę jest. 
-Nie dla mnie.- przyjął pozycję obronną- Gotowa? 
-Tak.- cofnęłam się trochę do tyłu dla pewności i oddałam cios nogą, tym razem z otwartymi oczami i jasnym umysłem. Jednak jak się przekonałam na niewiele się to zdało. Noga poszybowała dokładnie w tym samym kierunku, jakby przyciągana magnesem. Tym razem Klaus był bardziej czujny i złapał moją nogę gdy znalazła się między jego kolanami. 
-Caroline...-powiedział twardo z ostrzegawczą nutą. 
-No co? To nie moja wina.- tłumaczyłam się.-Sama nie wiem jak to się stało.
-Yhm...-puścił moją nogę i założył ręce na pierci przez co wydawał się jeszcze potężniejszy. 
-Możemy kontynuować?-spytałam. 
-O nie.-powiedział twardo, ale zauważyłam, że kąciki jego ust się unoszą.-Nie zamierzam ryzykować po raz trzeci. 
-Bardzo śmieszne.-pomimo ukrytej kpiny nie mogłam się nie uśmiechnąć. 
-Co powiesz na kilka ruchów obronnych? Myślę, że dasz sobie radę. 
-A może pokażesz mi coś przydarnego? Umiem się bronić. 
-Och naprawdę?-spytał unosząc jedną brew.- W takim razie odeprzyj ten atak.
W jednej chwili stał naprzeciwko mnie i żartował, a w drugiej powalał mnie na matę łapiąc w pasie.Runęłam na matę z głośnym stęknięciem. Leżał na mnie przyszpilając mi nadgarstki do podłogi. Jedyne co mogłam to oddychać i ruszać głową. Niemal całkowicie mnie unieruchomił. 
-Mówiłaś coś, kochana? -uśmiechnął się  cwaniaczek.
-To nie sprawiedliwe. Jesteś starszy i szybszy. 
-Nikt nie mówił, że twój przeciwnik zawsze będzie grał uczciwie. 
-Mam tego dość. Złaź ze mnie. 
-A gdzie moja nagroda za poświęcony czas oraz wygraną w pojedynku? 
-Jeszcze słowo, a spotka cię to samo co manekina.-zagroziłam. 
-Nie tak ostro. Może zaryzykuję innym razem.-puścił mi oczko. Czy on ze mną flirtuje? Poczułam, że uścisk na nadgarstkach zelżał i po chwili ze mnie zszedł. Wstał wyciągając do mnie rękę żeby mi pomóc. Wykorzystałam okazję i chwyciłam go z całej siły za rękę, ciągnąc w swoją stronę, aż się przewrócił i upadł obok mnie. W wampirzym tempie uklękłam okrakiem po obu stronach jego brzucha i unieruchomiłam mu nadgarstki, w taki sam sposób jak zrobił to on przed chwilą. 
-I co ty na to?-uśmiechnęłam się zwycięsko. 
-Moja słodka Caroline...- powiedział uśmiechnięty- Jeśli chciałaś być na górze wystarczyło powiedzieć. 
-Myślałam, że mamy walczyć, a ty nawet nie próbujesz się wyrwać.-zmarszczyłam brwi.-Przecież wygrałam. 
-Dziwne. Nie czuję się jak przegrany. -spojrzał na moją luźną bluzkę z dekoltem. Cholera! Wiedziałam, że muszę zmienić bluzkę na tą białą pod szyję na ramiączkach. 
-Możesz przestać?! 
-Nie mam pojęcia o czym mówisz.-jego uśmiech się pogłębił ukazując dołeczki. 
-Zaraz zetre ci ten uśmieszek z twarzy. 
-Ciekaw jestem jak chcesz to zrobić?-spojrzał przelotnie na moje usta. 
Cholera. Ręce miałam zajęte. A on nadal uśmiechał się szeroko patrząc mi w oczy tym pięknym lazurowym wzrokiem. Przejechał językiem po swoich pełnych, zmysłowych ustach, które wprost prosiły się o pocałunek. 
A co mi tam. Żyje się tylko raz. 
Pochyliłam się i szybko przywarłam do jego ust zanim dotarło by do mnie racjonalne myślenie albo co gorsza zdąrzyłabym stchórzyć. 
Przez chwilę zdawało mi się, że jest zaskoczony tym co zrobiłam. Przejechałam koniuszkiem języka po jego dolnej wardze, aż wreszcie rozwarły się z cichym jękiem. Jego gorące pocałunki odpowiadały na moje. Nie wiem co mnie do tego podkusiło, ale przy nim poczułam się tak bezpiecznie, jak przy nikim wcześniej. 
Bez problemu wyswobodził się z mojego uścisku. Chwycił za mój koński ogon i ściągnął gumkę z moich włosów. Niesforne loki opadły otaczając nas niczym kurtyną. Nawet nie zauważyłam kiedy zamienił nas miejscami. Teraz to ja leżałam na macie oplatając go nogami w pasie, a on wyczyniał cuda w moich ustach.
Po chwili uwolnił moje pulsujące usta, które nadal mrowiły po niesamowitych pocałunkach, a następnie zaczął oblegać moją szyję. Wplotłam dłonie w jego bujne miodowe włosy ciesząc się chwilą, która trwa. 
Wytoczył ustami ścieszkę po mojej szyi i ugryzł mnie delikatnie w ucho szepcząc. 
-Pragnę cię. 
-Ja ciebie też. 
Powiedziałam to bez zastanowienia, lecz  dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że to prawda. Pragnęłam go. Od samego początku coś do niego czułam i nie była to czysta nienawiść. 
Popatrzył na mnie wygłogniałym  wzrokiem i pocałował mnie z taką pasją jakby piekło miało się rozstąpić i porwać nas w najdalsze otchłanie. Przylgnął do mnie jeszcze bardziej wodząc rękami po moim ciele. 
Dopiero gdy wsuwał rękę pod moją bluzkę zdałam sobie sprawę co usiłuje zrobić. Oderwałam się od jego ust i przeniosłam dłonie na jego barki. 
-Klaus... 
-Tak, kochana? -zabrał rękę i podparł się aby móc lepiej spojrzeć mi w oczy. Jego źrenice rozszerzyły się do tego stopnia, że niemal całkowicie przykryły piękny odcień błękitu, pozostawiając cienkie, niebieskie obramówki. 
-Nie zrozum mnie źle...- zaczerpnęłam haust powietrza.-Ale myślę, że nie powinniśmy się tak śpieszyć. 
-Masz rację. Nie chcę na ciebie naciskać.- jednym płynnym ruchem ze mnie zszedł wyciągając rękę. Tym razem przyjęłam ją z chęcią bo nadal czułam, że nogi mam jak z waty. 
-I chyba na dzisiaj już wystarczy. Moglibyśmy dokończyć ten trening jutro, albo pojutrze? 
-Nie wiem czy to ma sens.- powiedział z figlarnym błyskiem w oku.-Bo jeśli za każdym razem tak ma wyglądać przegrana to jestem gotów ponieść porażkę za każdym razem, a nawet mogę z tobą ćwiczyć kopnięcia. 
-Nie żartuj. Będziesz mi to wypominał do końca życia? 
-Czy ja wiem.- powiedział przyciągając mnie do siebie-A co powiesz na trzysta, czterysta lat? 
-Jesteś niemożliwy-powiedziałam wyswobadzając się z jego ramion.-A teraz mnie puść. Idę pod prysznic. 
-Może ci pomóc.- na szczęście błysk w jego oku powiedział mi, że żartuje.
-Poradzę sobie sama. 
Wyszłam z sali i udałam się prosto do swojego pokoju odprowadzona przez jego gorące spojrzenie. 
W pokoju zerknęłam na zegarek. Nie do wiary, że spędziłam z nim ponad pięć godzin. 
Otworzyłam szafę i wyjęłam jakieś czyste ciuchy. Uff... Musiałam zmyć z siebie pot po ciężkim, wyczerpującym treningu. Weszłam do łazienki i wreszcie mogłam się zrelaksować. 



Hejo ;*
Zaskoczeni? Nie odchodzę. Wiem, że długo mnie nie było i mam nadzieję, że zrekompensowałam wam to długim rozdziałem. Piszcie szczere komentarze i dziękuję wam za to, że jesteście. Pozdrawiam wszystkich. <3  :* :*
PS. Nie dawno minął rok od kąd założyłam tego bloga, przy czym chciałabym wam serdecznie podziękować. Jesteście ze mną w tych dobrych i złych chwilach, kiedy mam wene i kiedy kompletnie mi jej brakuje i pisze kompletne nudy lub nie piszę wcale. Jesteście kochani :* :* ;* <3