czwartek, 11 grudnia 2014

Rozdział 23 ''Prada albo nic''

CAROLINE
-Tak myślałem. Pytanie pozostaje jedno. Kogo?
Patrzył się na mnie przenikliwym wzrokiem,a jego pytanie nadal wisiało nad nami niczym fatum. Przełknęłam rosnącą gulę w gardle i przybrałam nonszalancką pozę chcąc ukryć napięcie. Ugięłam nogę w kolanie przenosząc ciężar ciała na drugą ,a ręce oparłam na biodrach. Z opóźnienieniem zdałam sobie sprawę, że tym sposobem bluzka podjechała kilka centymetrów do góry a ręce na biodrach sprawiły ,że T-shirt stał się bardziej opięty na piersiach ukazując zarys piersi i nabrzmiałe sutki.
Jednak te drobne szczegóły nie uszły uwadze Klausa. Gdy tylko zdałam sobie sprawę z tego jak wyglądam opuściłam pośpiesznie bluzkę do dołu zostawiając dłonie na swoim miejscu chcąc mieć cień przewagi nad hybrydą.
-Nie mam pojęcia o czym mówisz. -powiedziałam zdobywając się na jak największą obojętność na jaką było mnie stać.
-A mi się wydaje,...-powiedział wstając z fotela-,że doskonale wiesz.- powolnym krokiem zbliżał się do mnie. -Cały wieczór zastanawiało mnie co w tobie jest ty mała spryciulo ,że nie mogę czytać ci w myślach.-uśmiechnął się a ja poczułam nagle za plecami drewnianą toaletkę z lustrem. Oparł ręce na blacie a mnie owiał jego orzeźwiający zapach lasu cedrowego i mięty.
Postanowiłam się uchwycić tej jednej rzeczy w jego wypowiedzi. W końcu nie bez przyczyny mówi się ,że kobiety są mistrzami w sprzeczkach ustnych.
-Czekaj ,co?! Chcesz mi powiedzieć ,że próbowałeś czytać mi w myślach?! Jak śmiesz!-uśmiech zszedł z jego twarzy.Zrobiło mi się go odrobinę żal ale gdybym teraz dała za wygraną zaczął by dociekać aż wreszcie przyparta do muru wyjawiłabym prawdę i byłby szczęśliwy ,że piję z żyły.
-Próbowałem ale...-zaczął się tłumaczyć.
-Mam prawo aby moje myśli były wyłącznie moją sprawą. Powinieneś choć trochę mi zaufać...
-Ufam ale...-przerwał mój monolog ale nie dałam mu skończyć.
-To ,że masz jakieś niezwykłe moce nie znaczy ,że masz je testować akurat na mnie!
Próbowałam się wydostać z pułapki jego ramion lecz uzyskałam odwrotny efekt. Rozsunął lekko moje nogi kolanem, a skórzany materiał jego spodni otarł się delikatnie o moje uda.
-Skończyłaś?-usłyszałam spokojny głos z odrobiną chłodu tuż przy uchu. -Za długo już chodzę po tej ziemi by nie zauważyć gdy ktoś próbuje sprytnie zmienić temat.
Odsunął się trochę by zobaczyć mój wyraz twarzy.Chyba go zadowolił i usatysfakcjonował bo uśmiechnął się delikatnie.
-Caroline zamknij usta i nie bój się tak.-powiedział nader miło.-A teraz skończ swoje gierki i mów prawdę.
Zebrałam się w sobie i z całą siłą jaką w sobie miałam wyciągnęłam obie dłonie i odepchnęłam lekko zdezorientowanego Klausa od siebie. Zachwiał się lekko do tyłu ale nie upadł.
-Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć. A teraz jeśli pozwolisz pójdę spać. -przemierzyłam pokój i wsunęłam się delikatnie pod miękką kołdrę czując zimno śliskiego prześcieradła.
-Jak chcesz ale i tak to kiedyś z ciebie wyciągnę ,moja obrażalska księżniczko.-uśmiechnął się.
Chciałam rzucić jeszcze jakąś kąśliwą uwagę ale tym sposobem tylko bym potwierdziła jego słowa. Tak więc mogłam tylko patrzeć jak opuszcza mój tymczasowy pokój.
-Nie dąsaj się tak, kochana. Złość piękności szkodzi.
Złapałam leżącą obok poduszkę i z całej siły cisnęłam nią w mężczyznę, stojącego w tej chwili do mnie plecami. Odwrócił się błyskawicznie i zręcznie chwycił przedmiot.
-Ała, mogłem zginąć.-zaśmiał się.
-Co z tobą?! Masz oczy dookoła głowy czy jak?!
-Cieszę się ,że już nie jesteś na mnie zła, kochana. Słodkich snów. -odrzucił mi poduszkę i zamknął za sobą drzwi.
Wstałam z łóżka i zgasiłam światło pogrążając pokój w mroku i wróciłam do łóżka.
Jedno musiałam Klausowi przyznać. W momencie kiedy drzwi się za nim zamknęły wszelka złość mnie opuściła. Zaraz potem odpłynęłam w głęboki sen myśląc o zmaganiach jutrzejszego dnia.

KLAUS

Prędzej czy później i tak się dowiem.-z takim postanowieniem podszedłem do barku nalewając sobie whisky.
Praktycznie już się przyznała do swego czynu. Wtedy kiedy tak się bała. Ciekawe co myślała. Że ją uderzę? Zabiję? Jakże mógłbym ją skrzywdzić. -Nadal mając przed oczami jej cudowny wygląd, a w nozdrzach słodki zapach letnich kwiatów upiłem spory łyk ze szklanki.Alkohol odrobinę ugasił mój zapał.
Prędzej czy później i tak dowiem się prawdy i dowiem się o czym myśli mój blond aniołek oraz czy żywi się zgodnie z tradycją. Tak jak mówią ludzkie legendy.
Było w tej dziewczynie coś takiego ,że nawet zwykłej męskiej bluzce z krótkim rękawem potrafiła nadać iście królewski wygląd.
Nadal o niej myśląc udałem się do łazienki a następnie do sypialni. Świadomość ,że ta piękność znajduje się zaledwie za ścianą w mojej bluzce ,która aż nazbyt wiele odsłaniała sprawiła,że jeszcze długie godziny nie byłem w stanie usnąć lecz w końcu się udało.

CAROLINE.

Obudziłam się w kompletnie obcym pomieszczeniu. Zaraz, chwila gdzie ja jestem?!
 Chwilę mi zajęło skojarzenie wszystkich faktów, aż nagle...! No tak. Klaus. Jestem w jego domu. Ręką wymacałam telefon leżący obok na szafce nocnej i spojrzałam na godzinę. O masakra. Już południe. Zwlekłam się z łóżka i poszłam do łazienki gdy wróciłam dostrzegłam na toaletce kilka kolorowych reklamówek. Na lustrze oprócz potarganych włosów i trochę rozmazanego makijażu dostrzegłam przyklejoną kartkę z napisem "dla Caroline". Delikatnie ją odkleiłam i rozłożyłam.
"Dzień dobry, kochana.
Jeśli to czytasz to znak,że już wstałaś. Niestety muszę coś załatwić na mieście lecz postaram się wrócić jak najszybciej. Pomyślałem, że zechciałabyś włożyć coś świeżego i swojego tak więc zechciej przyjąć me dary. Mam nadzieję, że ci się spodobają. Czuj się jak u siebie.
Klaus.
Ps. Krew znajdziesz w kuchni."


Skończyłam czytaś i odłożyłam list na stolik. Ciekawa prezentów zajrzałam do pierwszego z nich i wyciągnęłam śliczną jasno różową sukienkę na ramiączkach z muślinu. Gdy wyjmowałam ubranie papierowa torba spadła na podłogę i dopiero teraz ,gdy ją podnosiłam zwróciłam uwagę na napis. Biały na czarnym tle. "PRADA" Musiałam się przytrzymać krzesła żeby nie upaść. Za taką sukienkę kiedyś byłabym w stanie zrobić wszystko. Na sukience, ani w torbie nie było rachunku ale byłam pewna,że nie kosztowała mało.Niepewnie zajrzałam do pozostałych dwóch opakowań na ubrania. W jednym z nich znajdowały się cudowne ,pudrowo różowe szpilki z ciemniejszą podeszwą. Odetchnęłam z ulgą na wyglądające całkiem zwyczajne ale niemniej pięknie buty. Już trochę śmielej sięgnęłam po ostatnie pudełko. Jak się okazało pochodziło ze sklepu Victoria's secret, co od razu wprawiło mnie w lekkie drżenie rąk.

 Delikatnie zdjęłam pokrywę pudełka i aż zaniemówiłam z wrażenia. W środku znalazłam czarny koronkowy zestaw bielizny. Wzięłam niepewnie do ręki czarne figi i przejechałam palcami po miękkim materiale wypełniającym centralne miejsce i aż zadrżałam na myśl ,że w tym samym miejscu znajdowały się silne oraz smukłe palce Klaus. Środek i połowę przodu zajmował owy materiał lecz na biodrach przechodził w wyrafinowaną, koronkę z delikatnym motywem kwiatów. Z przodu na samej górze ,po środku widniała mała ,ciemno różowa kokardeczka. Natomiast cały tył był wypełniony tylko i wyłącznie koronką. Górna część kompletu wcale nie była gorsza. Delikatne marszczenia na miseczkach tylko podkreślały kobiece walory, a między nimi była taka sama mała kokardeczka jak w dolnej części.Ramiączka i plecy były w całości wykonane z koronki na brzegach przybierając elegancki kształt. Oglądając prezent coraz bardziej się rumieniłam więc szybko odłożyłam bieliznę do pudełka i zamknęłam wieko.
Uchyliłam okno i zaczerpnęłam haust chłodnego powietrza. Znów spojrzałam na prezenty. Nie miałam wyboru jak tylko przyjąć podarki. No niby mogłam pozostać we wczorajszych rzeczach ale ten pomysł niezbyt mi się podobał. Zdecydowanym krokiem podeszłam do toaletki i zabrałam torby z ubraniami na łóżko.
Przełamałam się i otworzyłam pudełko z bielizną. Włożyłam najpierw majtki nadal lekko się czerwieniąc ,a następnie zdjęłam bluzkę Klausa, która wcześniej pełniła koszuli nocnej i nałożyłam czarny stanik. Jak się okazało na dnie pudełka leżało jeszcze coś. Ostrożnie wyjęłam tajemniczy przedmiot spodziewając się najgorszego jednak nie miałam ku temu większych powodów. Ponieważ owym tajemniczym przedmiotem okazały się czarne pończochy, również do kompletu. Można to było poznać po koronkowym wykończeniu i ciemno różowych małych kokardkach z boku. Po założeniu ich podeszłam do lustra stojącego w kącie i przyjrzałam się sobie dokładniej. Wyglądałam cudownie i mega seksownie. A co najdziwniejsze, wszystko pasowało idealnie. Nawet wolę nie zaprzątać sobie głowy pytaniami skąd Klaus tak dobrze znał mój rozmiar. Sięgnęłam po resztę odzieży i pośpiesznie ją ubrałam.
Teraz przeglądając się w lustrze wyglądałam jak grzeczna dziewczynka. Sukienka sięgała przed kolano i lekka była niczym chmurka. Dobrze się komponowała z ciemniejszymi nie więcej niż jeden odcień butami.
Poprawiłam rozmazany makijaż i roztrzepane loki aby wyglądały względnie dobrze i wyszłam z pokoju. Na korytarzu przywitała mnie cisza i spokój. Z resztą. Przecież Klaus mnie uprzedził ,że wyszedł. Czego ja się mogłam spodziewać? Duchów? Przecież jestem wampirem.
Zeszłam na dół tą samą drogą gdy byłam tu ostatnim razem i udałam się prosto do kuchni. Na lodówce jeszcze zauważyłam małą żółtą karteczkę samoprzylepną z napisem "Smacznego, Caroline". Otworzyłam lodówkę i zauważyłam świetnie zaopatrzone półki każdego rodzaju krwi. Wyjęłam jeden woreczek krwi i delikatnie otworzyłam uważając by nie pobrudzić sukienki. Usiadłam przy stole barowym i zaczęłam delektować się posiłkiem.
Gdy byłam mniej więcej w połowie posiłku usłyszałam jak na podjazd zajeżdża samochód. Klaus. Nie wiedząc jak się zachować po prostu poprawiłam moje blond loki i czekałam na jego przyjście. Nie minęła nawet minuta a drzwi się otworzyły i w drzwiach pojawił się uśmiechnięty blondyn.

-Witaj ,kochana.-obrzucił mnie łakomym spojrzeniem.- Pięknie wyglądasz.
-Dziękuję i przepraszam za wczoraj. Trochę przesadziłam.
-No proszę, proszę. Caroline Forbes mnie przeprasza. No kto by pomyślał.- powiedział uśmiechając się szeroko i unosząc jedną brew.
-Nie żartuj sobie ze mnie, proszę.
-Skoro tak ładnie prosisz. Przeprosiny przyjęte.
-Gdzie byłeś?-spytałam kontynuując przerwany posiłek.
-Musiałem jechać na uczelnię. Jakiś dzieciak próbował się włamać do komputera i wykraść wszystkie odpowiedzi do egzaminów. Obyło się bez policji bo chłopak ma wpływowego tatusia lecz pomimo jego protestów skończyło się na tym, że synek wyleciał ze szkoły.
-Znam go?
-Wątpię. Jest na ostatnim roku. Jak skończysz śniadanie pojedziemy po twoje rzeczy. Pomogę ci.
-Jasne, dzięki. Doceniam to, ale nie musisz mi pomagać. Poradzę sobie, naprawdę.
-Nie wątpię w twoją zaradność ale będziesz bezpieczniejsza, a poza tym i tak nie mam nic innego do roboty.
-Jak chcesz. Ostatnio zbyt łatwo ci ulegam.
-Ja nie widzę problemu.-uśmiechnął się łobuzersko.
-Za to ja już się boję dokąd to zaprowadzi.-pomimo najszczerszych chęci nie mogłam się nie uśmiechnąć. -No dobra możemy jechać. Gdzie jest kosz?- pomachałam pustym opakowaniem po krwi.
-Pod zlewem. Jest niedziela więc nieuniknione, że spotkamy Rebekę. No chyba, że poszła na zakupy.
-Byłyśmy wczoraj.-wstałam i wyrzuciłam pusty woreczek a następnie podeszłam do Klausa. Zabrał kluczyki od samochodu i otworzył mi drzwi frontowe. Na podjeździe stało jego terenowe BMW.
-Mimo to nie sądzę aby się powstrzymała od drobnych zakupów.
Otworzył mi drzwi od strony pasażera i sam po sekundzie zajął miejsce kierowcy. Skórzane siedzenia sprawiły ,że poczułam się niemal jak w niebie. Odpalił silnik i odjechaliśmy.

KLAUS

Podróż mijała przyjemnie, do czasu aż Caroline założyła nogę na nogę, przekręciła się nieco w fotelu i zaczęła podziwiać widoki za oknem. Wtedy jej różowa sukienka podjechała trochę za bardzo do góry odsłaniając szczupłe uda. Cholera! Doskonale wiedziałem co znajduje się pod spodem. Sam jej to przecież kupowałem.
Zacisnąłem ręce na kierownicy tak aż zbielały mi kostki i całą swoją siłą woli zmusiłem się do odwrócenia od niej wzroku. Lecz po chwili nie mogłem się powstrzymać i znów spojrzałem na jej kształtne nogi.
-Fajne widoki.-odezwała się nagle.
-Nawet nie wiesz jak bardzo.-wyrwało mi się.
Dziewczyna odwróciła się w moją stronę i musiała dostrzec mój wzrok, który z opóźnieniem odwróciłem bo uśmiechnęła się zmieszana i poprawiła sukienkę.
-Mówiłam o lesie.
-A ja o tobie.
-No wiesz co? Powinnam się obrazić. -mimo swoich słów uśmiechnęła się delikatnie. 
-Ale tego nie zrobisz. 
-Skąd ta pewność. 
-Bo coś mi się wydaje, że mnie lubisz, Caroline.
Reszta drogi upłynęła w ciszy. Na miejscu byliśmy kilka minut później. Wysiadłem z auta nim Caroline zdążyła dotknąć klamki i jak na mężczyznę z manierami przystało otworzyłem jej drzwi. Wysiadła posyłając mi niepewny uśmiech.

CAROLINE

Czułam się trochę niezręcznie gdy Klaus tak na mnie patrzył i zapragnęłam jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju.
Osiągnięcie celu zajęło mi kilka minut i już miałam wchodzić do środka, kiedy zawahałam się. Co nie uszło oczywiście uwadze Pierwotnego.
-Coś się stało, kochana?
Przygryzłam dolną wargę zastanawiając się jak wytłumaczyć o co mi chodzi.
-Pamiętasz może dlaczego dziś nocowałam u ciebie?
Chwilę się zastanawiał po czym ryknął śmiechem.
-To nie jest śmieszne!- tupnęłam nogą jak mała oburzona dziewczynka, jednak z taką siłą, że o mało nie złamałam obcasu.
-Dobrze, przepraszam. -próbował się opanować jednak z marnym skutkiem. -Ale przyznaj ,że trochę jednak jest.
Nagle naszą rozmowę przerwał świst otwieranych drzwi i stojąca w nich wkurzona Rebekah.
-Co tu się dzieje?!Co ty tu robisz Nik?
-Ja też się cieszę,że cię widzę siostro. Może zaprosisz mnie do środka?
Chcąc mieć już z głowy tego wkurzającego głupka... No dobra. Uroczego wkurzającego głupka. Weszłam do środka, a on jak się okazało wszedł tuż za mną.
-Fajna sukienka.-powiedziała Rebekah.-Gdzie kupiłaś?
-Dzięki, spytaj Klausa.-rzuciłam nawet na nich nie patrząc tylko od razu przechodząc do praktycznej części. Wyjęłam walizkę z pod łóżka i rozsunęłam ją.
-Moja prostownica!- wykrzyknęłam-A ja myślałam, że ją zgubiłam.
-Kobiety.-westchnął Klaus opadając ciężko na krzesło.

KLAUS

Patrzyłem jak blond piękność wchodzi do łazienki kusząco kręcąc biodrami. Gdy zamknęły się drzwi Rebekah odłożyła szmatławiec o modzie na szafkę nocną.
-Jesteś bracie rozmarzony. Zupełnie cię nie poznaje. Czyżby Caroline tak na ciebie działała? A skoro o niej mowa. Mi nigdy nie kupowałeś prezentów.-powiedziała z wyrzutem.
-Tobie zwykle wystarczyła moja złota karta kredytowa.
-Oj, już nie bądź taki chamski, Nik.
-Uważaj na słowa ,siostro.-wysyczałem.
-I tak nic mi nie zrobisz.
-Skąd ta pewność?!-zacisnąłem ręce w pięści.
-Jestem najlepszą przyjaciółką twojej oblubienicy. -uśmiechnęła się. -Mówimy sobie wszystkie sekrety.
-A może przydałabyś się na coś i wyjawiła mi choć jeden?
-Ależ oczywiście,że nie! Tak nie postępują prawdziwe przyjaciółki.
-A czy mam ci przypomnieć o naszej małej umowie?
-Której? 
-Tej ,w której stawką była garderoba w moim domu.
-I co? Wywalisz mnie?-Nie odpowiedziałem. W tym samym momencie z łazienki wyszła Caroline. Wyglądała zjawiskowo.

CAROLINE

Poszłam do łazienki i rozczesałam moje splątane loki puszczając ostatnią uwagę Klausa mimo uszu. Następnie poprawiłam makijaż i wyszłam zabierając ze sobą kosmetyczkę z najpotrzebniejszymi rzeczami.
W pokoju Rebekah przeglądała jakieś czasopismo o modzie a Klaus siedział z naburmuszoną miną.
-A jemu co się stało?-skierowałam wypowiedź do blondynki.
-Nic. Zwykła rodzinna kłótnia.-powiedziała zmęczonym tonem.
-Dobra, nie wnikam.
-A ty tak szybko się wyprowadzasz? Jeśli to przeze mnie i Stefana to...
-Rebeka daj spokój. Nie jesteś niczemu winna. A teraz przynajmniej będziesz miała wolny pokój.- uśmiechnęłam się dwuznacznie.
-Caroline Forbes jak śmiesz.- roześmiała się .
Nagle nasze śmiechy rozdarł twardy głos Klausa.
-Czy ja wam przeszkadzam?!
-Ty nie ale twój humorek owszem.-powiedziała śmiało Rebeka.
-Oj, Klaus. Uśmiechnij się.- podeszłam do niego i potargałam mu włosy ręką.
Złapał mnie za nadgarstek i pociągnął, a ponieważ miałam na sobie szpilki wylądowałam mu na kolanach.
-A jeśli nie zechcę?-powiedział aż nazbyt spokojnym głosem.
Rebeka zerwała się z miejsca i ruszyła do drzwi.
-Do widzenia państwu. Miłego dnia życzę-po czym zwróciła się do mnie- Zły Klaus równa się co najmniej jedna osoba z rodziny dodatkowo w trumnie ,a że najbliżej jestem ja...-nie dokończyła bo przerwało jej mordercze spojrzenie hybrydy. Usłyszałam tylko trzaśnięcie drzwiami.
-Dzięki przyjaciółko!-krzyknęłam nim spojrzałam na twarz pierwotnego. -Puścisz mnie wreszcie?!
-Nie.
-Myślałam,że chciałeś żebym się spakowała.
-Zmieniłem zdanie. To może zaczekać.
-Czekaj czy to...? O tak, Klaus. Uśmiechasz się. Nie ukryjesz tego.
-No cóż. Przed tobą nic nie da się ukryć. A teraz przyznaj się kochana...-odgarnął mi niesforny lok za ucho-że wczoraj piłaś ludzką krew.
Momentalnie zesztywniałam ,a serce zaczęło mi szybciej bić.Chciałam wstać lecz Klaus położył rękę na moich udach skutecznie mnie przyszpilając.
-Przyznaję, od zawsze żywiłam się ludzką krwią. Z woreczka.-z trudem powstrzymywałam drżenie głosu.
-Caroline.Nie udawaj. Dobrze wiesz o czym mówię.Wczoraj karmiłaś się z żyły.
-Co? Nie. Jasne,że nie. Jak mogłeś tak pomyśleć?-udawałam typową blondynkę, kręcąc na palcu jeden lok.
Przysunął do mnie głowę i już myślałam ,że mnie pocałuje lecz w ostatniej chwili zmienił kierunek i przybliżył twarz do mojej szyi. Nie wysunął kłów jak się spodziewałam tylko zaciągnął się moim zapachem. Po chwili odsunął twarz z uśmiechem, a,mnie ogarnęło dziwne uczucie zawodu. Odpędziłam je jednak jak najszybciej.
-Kłamiesz. Czuję twój strach, krew ci szybciej płynie oraz serce intensywniej bije.
-Wydaje ci się.
-Czy już mówiłem jak uroczo się rumienisz? A teraz masz dwie opcje. Przyznasz, że pijesz z żyły. -zamilkł na chwilę.
-Albo...?
-Albo będziesz dalej udawała,że nic się nie stało.
-Wybieram opcję drugą. -zsunęłam się z jego kolan. Tym razem nie protestował.
-A teraz chcę się spakować.
-Zaczekam jeśli nie masz nic przeciwko.
-Jak chcesz.-zdjęłam szpilki i podeszłam do komody.
Na początek wyciągnęłam stosik bluzek na ramiączkach, następne w kolejce były spodnie. Wyciągając je z szafy zastanowiłam się chwilę.
-A tak mniej więcej ile mam u ciebie zostać?-podniosłam głowę patrząc na niego.
-Muszę zebrać kilku ludzi, namierzyć Tylera, co na szczęście nie będzie trudne bo mam wiedźmę, oraz wytropić go i zabić.-dziwne, że gdy to mówił nie czułam troski i  zmartwienia skierowanego do Tylera. Tylko dziwną obojętność. Po tym wszystkim co mi zrobił już mi na nim nie zależało, wręcz przeciwnie. Jakaś cząstka mnie cieszyła się z jego nadchodzącej śmierci, a inna część mnie martwiła się o Klausa. Ta głupie. Przecież to pierwotny i w dodatku hybryda... Jak przez mgłę słyszałam jego głos-Caroline, Caroline... Caroline!
Nagle się ocknęłam.
-Co, słucham?
Przybrał teraz znudzoną ,nieco rozdrażnioną minę.
-Nie słuchasz mnie.
-Przepraszam. Zamyśliłam się.
-Jako wykładowca zdążyłem się przyzwyczaić. Powiem w skrócie. Całość zajmie mi jakieś dwa miesiące, nawet mniej.
Wstałam i podeszłam do szafki, w której z Rebeką trzymałśmy alkohol. Wzięłam szklaneczkę i wlałan do niej burbon.
-Trzymaj-podałam mu alkohol. -trochę mi to zajmie.
Powróciłam do pakowania wkładając kilkanaście par długich spodni oraz kilka par shortów. Następne w walizce wylądowały spódniczki, sukienki i bluzki z długim rękawem.
-Musisz się tak cały czas na mnie gapić?-powiedziałam niosąc bieliznę i wkładając ją do jednej z przegródek.
-Tak, owszem. Upuściłaś coś.-uniósł w dwa palce mój czerwony stanik. Wyrwałam go z jego ręki a na policzkach wykwitł mi niemal identyczny odcień czerwieni.
Długo zastanawiałam się nad butami lecz w końcu zdecydowałam się na kilka par szpilek, balerin i jedną parę trampek.Na wierzchu położyłam jeszcze strój do biegania i kosmetyczkę. Po chwili z ubolewaniem spojrzałam na walizkę.
-Nie zapnę tego.
-To wyjmij coś. Wsadziłaś tam chyba całą szafę.-spojrzałam na niego.
-Nie śmiej się ze mnie. Lepiej byś mi tak pomógł.
Nadal śmiejąc się pod nosem podszedł do walizki i uklęknął. Upychał ,dociskał ale nic z tego.
-Mogę zasunąć ale zamek nie da rady. Musisz coś wyjąć.
Chwilę myślałam aż wreszcie sobie przypomniałam.
-No przecież!
Klaus popatrzył na mnie pytająco lecz ja podeszłam do szafy i ją otworzyłam. Spod sterty koców wyciągnęłam drugą, sporo mniejszą od tamtej walizkę.
-Pamiętam, gdy przyjechałam to spakowałam do niej kosmetyki. Teraz biorę tylko trochę rzeczy więc powinna nadać się idealnie.
Uklękłam i zaczęłam przekładać buty oraz kosmetyczkę do mniejszej walizki. Już po niecałym kwadransie obie walizki były zasunięte.
-No, dobra. Jestem gotowa. Możemy jechać.
-No nareszcie.
-Zgłodniałam. Chodźmy na obiad.-powiedziałam wkładając kurtkę.
-Chyba kolację.
-Co?-spojrzałam na zegarek.Było już po dwudziestej.-Jak to możliwe?!
-Oj, kochana. Coraz bardziej mnie zadziwiasz.-uśmiechnął się pocieszająco. -Daj, pomogę ci z tymi walizkami.
-Dzięki.-wzięłam mniejszy bagaż, a on uniósł na małym palcu walizkę.-nie musisz popisywać się swoją siłą, a już tym bardziej nie przed ludźmi.-skarciłam go.
-Za oknem jest ciemno i tak nikt nie zauważy.
Otworzył drzwi i wyszliśmy z pokoju. Już po chwili staliśmy na parkingu.
Następnie skręcił w lewo a ja poszłam w kierunku swojego auta.


Siemka :)
Żyję, nie umarłam i tak oto pojawia się kolejny rozdział :D
Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze wchodzi. Swoje uwagi na temat rozdziału możecie dodawać w komentarzu. Kocham was. Wasza wierna i niezmienna blogerka :*

sobota, 22 listopada 2014

Rozdział 22 "My kobiety musimy trzymać się razem"

CAROLINE

Okręciłam się na krześle.Na przeciwko mnie stał Klaus. Na ustach błąkał mu się delikatny uśmiech. Ubrany był w ciemnozielony T-shirt i jeansy. Na szyi jak zwykle  miał zawieszony na rzemyku drewniany krzyżyk ,który w brew przypuszczeniom nie wyglądał na nim w cale tandetnie. Już na pierwszy rzut oka widziałam po nim ,że mam kłopoty.
-Co tutaj robisz ,Klaus? -zapytałam siląc się na lekki ton.
-Zabawne bo właśnie chciałem  cię zapytać o to samo. -Widocznie ledwo nad sobą panował. -Co ty do cholery robisz sama w tym barze.
-Nie jestem sama.Jest tu gdzieś Rebekah. -powiedziałam pewnie.

-Ach tak? Widziałem jak tańczy z Salvatorem i nie zauważyłem aby jakoś szczególnie zwracała na ciebie uwagę. Równie dobrze mógłbym być Tylerem i cię zabić. Ale z resztą...- przerwał gdyż właśnie podszedł do nas kelner i podał zamówione wcześniej trunki. -zboczyłem z głównego tematu. -powiedział uśmiechając się tajemniczo. -Jak ci idzie w pakowaniu? Chciałbym zaznaczyć ,że pragnę aby twoja przeprowadzka dokonała się jak najszybciej.
-Jaka przeprowadzka? - nagle tuż obok nas zmaterializowała się Rebekah.
-Zostawię was teraz same a jutro myślę ,że zawitasz u mnie z walizką w dłoni. -Jednym haustem dokończył whisky i szybko się od nas oddalił w kierunku tłumu.
Teraz musiałam uporać się ze zdumioną Pierwotną.
-O czym mówił mój brat? I o jakiej przeprowadzce wspominał?! -uniosła pytająco jedną brew.
-No to lepiej usiądź. - powiedziałam i zwróciłam się do barmana. -Coś mocnego dla niej!
-No mów wreszcie o co,chodzi. Chyba nie boisz się tego psa na tyle by stąd uciekać?
-Nie ,jasne ,że nie ale to co zaraz usłyszysz może cię lekko zdziwić.
-No mów wreszcie bo nie wytrzymam!
-Więc-zaczęłam -ostatnie wydarzenia zostawiły po sobie radykalne skutki-napotkałam jej znudzone spojrzenie- w związku z tym musiałam podjąć dość wyjątkowe zmiany i przyjąć pomoc twojego brata.- starałam się jak tylko mogłam aby przedłużyć to co nieuniknione czyli wyznanie prawdy.  
-A jaka to pomoc jeśli możesz sprecyzować?- niecierpliwiła się. 

-Klaus obiecał mi opiekę i ochronę.
-No i co w tym takiego złego.Uważam ,że to świetny pomysł. 
-W tym celu mam u niego mieszkać. 
-Nadal nie widzę problemu. 
Ugh. No przecież ja, Klaus, sami (no prawie sami) w jednym domu. 
-Przecież on mi może czytać w myślach kiedy chce. 
-Aaa... tym się martwisz. Spokojnie, chodź.-uśmiechnęła się i złapała mnie za nadgarstek. Zsunęłam się z krzesła i posłusznie poszłam za nią ciekawa co takiego tym razem wymyśliła. Zeszłyśmy ze schodów ,a pierwotna cały czas się bacznie rozglądała po otoczeniu jakby kogoś szukała. Nagle podeszła do jakiejś dziewczyny i ją zahipnotyzowała. 
-Myślę ,że ta się nada.- powiedziała. 
-Do czego?-wyszłyśmy z baru i skierowałyśmy na tyły budynku. 
-Nie chcesz aby Klaus ci czytał w myślach? Oto jedyny możliwy i najłatwiejszy sposób. 
-A co jak się nie powstrzymam ? 
-Od tego masz mnie.- odpowiedziała spokojnie. -Wystarczy kilka łyków,nie więcej niż pięć. To nic trudnego. 
-Dla mnie tak. 
-Daj spokój ,jestem przy tobie. 
Zahipnotyzowana dziewczyna nadal stała otępiała tak jak nakazała jej wcześniej Rebeka. Nie wiedziałam co mam zrobić. Musiałam się przeprowadzić do Klausa a myśl ,że mógłby czytać wszystkie,  nawet najdziwniejsze moje myśli była nie do przyjęcia. 
-Ale nie więcej niż kilka łyków. Później choćby nie wiem co masz mnie od niej odsunąć ,jasne?
-Jak słońce.Smacznego.-uśmiechnęła się radośnie. 
-Nie dobijaj mnie.
-Oj, nie marudź tylko gryź. 
Wolnym krokiem podeszłam do kobiety i ujęłam delikatnie jej nadgarstek .Widziałam pulsującą w żyłach krew.Przejechałam opuszkiem palca do delikatnej skórze i powoli podstawiłam nadgarstek do ust czując kwiatową woń. W tym czasie Pierwotna uważnie mi się przyglądała ,kontrolując sytuację. Po kilku sekundach moje kły się wysunęły a twarz zmieniła ukazując moją ciemną, wampirzą stronę. Przytknęłam zęby do miejsca, w którym najlepiej wyczuwałam życiodajny płyn i starając się najdelikatniej jak tylko mogłam nakłułam je czując na kłach kropelki krwi. To było coś niesamowitego, tak dawno nie piłam jej z człowieka, zbyt długo. Straciłam wszelkie panowanie nad sobą.Wgryzłam się mocniej pociągając coraz to większe i intensywniejsze łyki. Nagle poczułam szarpanie na ramieniu i z trudem oderwałam się od biednej dziewczyny. 
-Normalnie dałabym ci ją zabić, ale sama tego chciałaś .Spokojnie, oddychaj głęboko. 
Oparłam się o zimną ceglaną ścianę i posłuchałam jej rady co dało dobry efekt, choć przez to czułam zapach krwi ale przynajmniej mogłam logicznie myśleć. 
Pierwotna powiedziała coś o zapominaniu do dziewczyny ale nie słuchałam uważnie tego co mówi .Teraz w mojej głowie rozbrzmiewały jedynie myśli o tej cudownej chwili ,która minęła zaledwie minutę temu oraz o tym jak będzie wyglądał mój pobyt w domu hybrydy. 
Nagle znalazła się przy mnie Rebekah i pochyliła się nade mną .Nawet nie zauważyłam kiedy osunęłam się na ziemię. 
-Mam pytanie.-powiedziałam a blondynka pokiwała zachęcająco głową- Jak często... jak często będę musiała się żywić. 
-Dla pewności najlepiej byłoby codziennie ale myślę ,że co dwa dni wystarczy. 
Jeszcze raz oparłam głowę o ścianę i przymknęłam oczy. 

KLAUS

Chodziłem po klubie już dobre dziesięć minut i nadal nie mogłem znaleźć ani Caroline , ani Rebeki. Mógłbym przysiąc ,że odwróciłem się zaledwie na sekundę i po chwili już nie widziałem przy barze obu blondynek. Co więcej. Młody Salvatore też nie miał o niczym pojęcia. Nagle do moich nozdrzy dotarła upajająca woń krwi i fiołków. Mój wzrok padł na wejście i mimowolnie odetchnąłem z ulgą. Była tam.Cała i zdrowa. Obok niej szła uśmiechnięta Rebekah. Gdy do nich podchodziłem wyczułem delikatny, metaliczny zapach krwi. A więc już wiadome było dlaczego siostrzyczka jest taka zadowolona. Z pełnym żołondkiem każdy by był.
-Jak rozumiem Caroline wprowadziła cię już w szczegóły mieszkaniowe. -powiedziałem bez ogródek.
Jak na komendę obie damy od razu odwróciły się w moją stronę.
-Przyznam Nik ,że to bardzo sprytne z twojej strony. Ale jak wiesz Caroline ma mnie po swojej stronie. A ty zbyt często mnie nie doceniasz.
-Więc wybierasz jej stronę niż własnego brata?-i nagle mnie.olśniło-Ach już rozumiem. Kobieca solidarność.-uśmiechnąłem się. -Nigdy nie zapomnę z jaką zaciekłością brałaś udział w tych wszystkich pochodach feministycznych ,walczących o prawa wyborcze na początku XX wieku.
-Nazywaj to jak chcesz ale my kobiety musimy trzymać się razem.-puściła perskie oko do Caroline ,która do tej pory stała cicho ,jedynie przyglądając się naszej rozmowie.
-A już myślałem, że ci przeszło.
-Niedoczekanie twoje bracie.
-Hej, hej... Spokojnie.- wtrąciła się Caroline stojąc między nami. Położyła jedną rękę na moim torsie a drugą na ramieniu Rebeki. To nawet zabawne,że myślała, że może rozdzielić dwóch członków Pierwotnej rodziny. Dopiero ciepło jej ręki ostudziło trochę mój zapał do wojaczki. Nagle zdałem sobie sprawę z tego jak pięknie dziś wyglądała.
-Jezu, kłucicie się jak stare dobre małżeństwo. Czasami widząc Elenę i Jeremiego albo Stefana i Damona cieszę się ,że jestem jedynaczką. -powiedziała ciężko wzdychając.
-Ja się z nikim nie kłócę!-powiedziała Rebeka-Ja tylko przekonuję mego brata, że mam rację.
-Czy ty zawsze musisz być taka uparta?-powiedziłem od niechcenia przybliżając się o centymetr by ręka blond piękności przylgnęła jeszcze bardziej do mego torsu. 
-A ty taki wkurzający?!-odpysknęła siostrzyczka. 
-Czy wy niepotraficie już ze sobą normalnie porozmawiać?-powiedziała urocza blondyneczka wpatrujc się tym razem w moje oczy.-Idę po drinki ,wracam za pięć minut. Nie pozabijajcie się w tym czasie.-powiedziała głosem typowym dla matki karcącej dziecko. 
Zabrała rękę z mojej klatki piersiowej i dodała unosząc palec wskazujący i patrząc mi w oczy.
-Mówię poważnie.-zabrzmiałoby to groźnie pomimo jej drobnego ciała gdyby nie drwiący uśmiech błądzący na ustach i wesołe ogniki w oczach. 
-Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem, pani.-spuściłem głowę w parodii ukłonu. 
-Daruj sobie -powiedziała na odchodne znikając w tańczącym tłumie i idąc po schodach do baru. 
Przybrałem maskę obojętności i spojrzałem na siostrę. Paytrzyła na mnie cały czas zaciekawiona by po chwili wybuchnąć.
-Oj weź przestań! 
-Nie wiem o co ci chodzi tym razem.-starałem się być jak najbardziej spokojny.
-Widzę jak na nią patrzysz. Przestań udawać ,że jest ci obojętna, a już tym bardziej, że nie cieszysz się z faktu ,że będzie u ciebie mieszkać. 
-Nie wiem o czym mówisz. 
-Wiem ,że wyznałeś jej miłość.-coś w mojej minie musiało być niezwykłego bo jej usta wyrażały satysfakcję.
-Skąd ty to możesz wiedzieć?
-Sama mi o tym powiedziała. 
-Już jestem.-dobiegł nas wesoły głosik.-te kolejki to istna masakra, całe szczęście ,że nikt nam niczego nie może odmówić ,sami wiecie. Później barman się pytał o dowód a ja mu na to ,że...-nagle umilkła i przekrzywiła lekko głowę. -stało się coś?  Bo Klaus ma minę jakby zobaczył ducha. 
Potrząsnąłem lekko głową i wygiąłem wargi w lekki półuśmiech. 
-Nie, nic się nie stało. -powiedziałem odbierając szklaneczkę z whisky,którą mi podała. 
-W takim razie: Do dna.-uniosła drinka w toaście i całego go wypiła. 
Kiedy odstawiła naczynie na stolik pociągnąłem ją na parkiet. Była lekko zmieszana lecz po chwili poddała się rytmowi tańca ,wirowaliśmy pewnie. Caroline co jakiś czas gięła się w zmysłowych pozach. Ta dziewczyna wprost doprowadzała mnie do szaleństwa. Obróciłem ją gwałtownie i przycisnąłem jej plecy do mojej klatki piersiowej. Nie przewidziałem jednak ,że jej pośladki znajdą się równie blisko mnie. W ten oto sposób torturowałem samego siebie. Objąłem ją mocno w talii ,splatając dłonie na jej brzuchu aby mi nie uciekła. O dziwo nie protestowała ,a nawet wyciągnęła rękę obejmując mój kark. Pochyliłem głowę ,a gdy szeptałem. Delikatnie ocierałem ustami o jej ucho. 
-Czy już mówiłem jak niemądrze postąpiłaś przychodząc tutaj mając za ochronę jedynie moją siostrę ? 
-Coś wspominałeś.-usłyszałem jej zdławiony głos.  
-Nie licząc się z konsekwencjami swego czynu.- kontynuowałem.
-Jak widzisz nic mi się nie stało ,jestem cała i zdrowa. 
-Ale mogło. 
-Klaus, nie chcę się sprzeczać o coś co się nie wydarzyło.- jakby na potwierdzenie swych słów kilka razy przesunęła ręką w górę  i w dół po moim karku, a była to czynność tak delikatna ,że wprawiła mnie w lekkie dreszcze. 
Zmrużyłem oczy wciągając nozdrzami jej słodką kwiatową woń i napawałem się nią do chwili aż muzyka nie ucichła i nie zaczęły lecieć wolniejsze nuty. Niechętnie rozluźniłem stalowy uścisk i wyprostowałem przygotowując się na to ,że dziewczyna wyrwie się z mych objęć i popędzi w siną dal. Jednak i tym razem mój słodki kwiatuszek mnie zdumiał. 
Zamiast uciec ,odwróciła się twarzą do mnie zarzucając mi ręce na ramiona.
-Nawet nie wiesz kochana, jaki jestem uradowany twoją reakcją. 
-Nie wiem o czym mówisz. Chciałam jedynie jeszcze trochę potańczyć. -jakby na zawołanie z głośników popłynęła wolna, stonowana piosenka.Uśmiechnąłem się czarująco i objąłem ją w talii ,skracając odległość między nami do minimum. 
-Skoro tak ładnie prosisz. Prawdziwy gentleman nigdy nie odmawia damie. 
-Nie jestem damą. 
-Ani ja gentlemanem. 

CAROLINE

W jednej chwili z nim tańczyłam bawiąc się króciutkimi loczkami na jego karku a w drugiej już pochylał głowę do pocałunku. Nie wiedziałam jak delikatnie odmówić i się wykręcić. 
-Klaus...
-Nie martw się, kochana. Nie zrobiłbym niczego wbrew twej woli. Pamiętasz co ci kiedyś powiedziałem? 
-Co?
-Zaczekam ,aż sama do mnie przyjdziesz.- uśmiechnął się łobuzersko ,a mnie zalała fala wspomnień oraz pamiętnego,cudownie namiętnego pocałunku w szyję. 
-Ach, tak. Byłeś wtedy nie mniej pewny siebie niż teraz.-powiedziałam chcąc odgonić ogarniające mnie zewsząd pożądanie. 
-No cóż. Nie mam nic na swoją obronę. 
W tym momencie muzyka się skończyła.
-Choćmy lepiej poszukać Rebeki. 
-Zapewne już się niecierpliwi i szykuje mi solidną reprymendę. 
-A niby za co? 
-Za uprowadzenie i przetrzymanie na parkiecie jej ulubionej przyjaciółki od babskich plot.
-Yhm. Gdybyś był człowiekiem pewnie już szykowałaby dla ciebie szubienicę.
-To nie byłoby w stylu Rebeki. Ona wolałaby najpierw torturować. 
-Zupełnie jak jej brat.
Idąc cały czas się za nią rozglądaliśmy, dopóki nie znaleźliśmy się przy naszym stoliku. Stał przy nim jakiś chłopak o pustym wzroku. Nagle spytał.
-Ty jesteś Caroline? 
Klaus momentalnie znalazł się przy mnie jakby chcąc chronić przed całym światem.
-Tak, a kim jesteś? -spytałam podejrzliwie. 
-Spokojnie ,kochana. Jest zahipnotyzowany. 
-Jakaś blondynka kazała mi to przekazać tobie.- powiedział wyciągając z kieszeni serwetkę i nie zwracając na Klausa najmniejszej uwagi. 
Delikatnie rozłożyłam ją jakby miała zaraz wybuchnąć, oczywiście pod czujnym okiem hybrydy. Na przedmiocie widniał napis zrobiony czerwoną szminką. Ktoś najwyraźniej się śpieszył. 
"Caroline wybacz ,że to piszę i przekazuję w ten sposób ale widziałam,że tańczysz i nie chciałam wam przeszkadzać. Nie wiem jak to ująć w słowa więc powiem w prost. Mogłabyś nie wracać dziś na noc do naszego pokoju? Z góry dzięki, obiecuję, że jakoś ci to wynagrodzę. Rebekah"
-Niech zgadnę, moja mała siostra przeprasza ,że pięć minut temu wyszła stąd razem z rozprówaczem. 
-Prawie. Właśnie zostałam bez dachu nad głową. Czytaj. -podałam mu kartkę. 
Uważnie czytał kolejne wersy tekstu aż pod koniec szeroko się uśmiechnął. Złożył wiadomość i mi oddał. 
-Zastanawiam się co zamierzasz uczynić w takiej sytuacji Caroline. 
-Szczerze?-kiwnął potakująco głową- Iść do hotelu.
-Albo możesz przenocować u mnie. 
-Chyba jednak wolę hotel. 
-Daj spokój Caroline. Przyśpieszysz przeprowadzkę zaledwie o kilka godzin. 
W jego słowach było sporo racji ,ale nie mogłam mu tak łatwo ulec.
-Idę do hotelu czy ci się to podoba czy nie. 
-Nie podoba!
-Trudno.Twój problem. -Zabrałam torebkę i skierowałam się do wyjścia. Przy drzwiach stanął mi na drodze zupełnie odmieniony Klaus. 
-Pozwól ,że cię odwiozę.-powiedział z tajemniczym uśmieszkiem na ustach.
W sumie co mi szkodzi. 
-Okey. Na to mogę się zgodzić.-uśmiechnęłam się lekko.
Poprowadził mnie do czarnego BMW od strony pasażera ,a sam zajął miejsce kierowcy. Przez kilka minut jechaliśmy w ciepłej atmosferze. 
-To tutaj, skręć w lewo. 
Lecz zamiast tego on wcisnął pedał gazu do końca posyłając mi przelotne spojrzenie lazurowych oczu, które było czymś pomiędzy rozbawieniem i  zirytowaniem
-Najpierw proponujesz mi podwózkę, a gdy jesteśmy na miejscu po prostu jedziesz dalej. 
-Czy ty naprawdę sądziłaś ,że pozwolę ci  samej spędzić noc w jakimś hotelu?
-Tak!
-Nigdy w życiu! Zapomnij! 
-Dlaczego?! 
-Tyler i inni idioci tylko czekają abym cię zostawił w jakimś spokojnym, małym hoteliku. 
-Boże... A mówią ,że to ja jestem pesymistką.-z westchnieniem opadłam na oparcie fotela. 
-Uwierz mi. Jesteś największą optymistką jaką znam. Caroline odpuść chociaż raz. Jest już późno. Oszczędź siły na jutrzejszy dzień. Przydadzą ci się. Pomogę ci jutro z przeprowadzką jeśli chcesz. 
-Poradziłabym sobie-w tym momencie spojrzał na mnie w ten swój specyficzny sposób.-Ale znając życie zechcesz mi pomóc. 
-A ty nie będziesz w stanie mi odmówić.-posłał mi cudowny uśmiech.
-Niestety masz rację. 
-Czekaj chyba nie dosłyszałem. Mogłabyś powtórzyć? 
-Niedoczekanie twoje. Prędzej umrę ze starości niż wymówię te słowa po raz drugi. -zaśmiałam się i spostrzegłam, że właśnie auto podjeżdża pod dom hybrydy. 
-Jak chcesz. Jesteśmy na miejscu. 
Wjechał do garażu ,a następnie pomógł mi wysiąść z samochodu. 
Później poprowadził do domu otwierając drzwi i przepuszczając przodem. Następne co ujrzałam to obrazy po obu stronach korytarza, które poprzednio tak mnie zaciekawiły. 
-Ładne kopie. Sam je namalowałeś? 
-Tak właściwie to są orginały.-powiedział z dłońmi za plecami. 
- Niemożliwe. Przecież choćby ten obraz ,"Dama z łasiczką" jest jednym z najcenniejszych skarbów kulturowych. 
-To jest orginał, a obraz ,który masz w podręczniku jest moim dziełem. 
-Twoim?! 
-Czyżbyś wątpiła w mój talent? To cios dla mej dumy, Caroline. 
-A myślałam, że twej dumy nie da się zranić.-uśmiechnęłam się i ruszyłam dalej.
-Chodź ,zaprowadzę cię do twojego pokoju-zrównał się ze mną, idąc ramie w ramię. 
-Myślałam, że będę tam gdzie ostatnio. 
-To moja sypialnia, oczywiście jeśli chcesz możesz ją ze mną dzielić. 
- Myślę, że masz inne równie urocze sypialnie.
-Jeśli zmienisz zdanie daj mi znać. 
-Obiecuję ,że będziesz pierwszą osobą,która się o tym dowie. -słowa rzucone na wiatr, stały się swego rodzaju obietnicą ,która zawisła między nami. Resztę korytarza pokonaliśmy w ciszy. 
-Tutaj będziesz spać.-Otworzył drzwi a mi się ukazał pokój ze dwa razy większy niż ten w akademiku. Był piękny. Na środku potężne łoże z ciemnego drewna,które okalał śnieżnobiały baldachim. Toaletka z wiśniowego drewna stała pod oknem, a w kominku wesoło buchał ogień. Poza szafkami nocnymi po obu stronach łóżka, stolikiem i dwoma krzesłami oraz fotelami w pokoju nie było żadnych mebli.Pomieszczenie było urządzone bogato, gustownie i stylowo.
-Mam nadzieję,że ci się podoba ,tamte drzwi -wskazał na ciemne drzwi ze srebrną gałką- prowadzą do łazienki, a tamte do garderoby.-uśmiechnął się.-Gdybyś czegoś potrzebowała moja sypialnia jest obok. 
Podeszłam do niego. Nadal stał niedbale oparty o futrynę drzwi. 
-Dziękuję ,Klaus. Za dzisiejszy wieczór, pomoc i ochronę. To dla mnie naprawdę wiele znaczy.-wspięłam się na palce i przyłożyłam drżące wargi do gorącego policzka Klausa i opadłam na pięty nim zdążyłam się porwać pożądaniu. 
-Dla ciebie wszystko ,kiedyś powiedziałaś, że się zastanowisz nad naszą wspólną przyszłością. Czy już podjęłaś decyzję? -wzrok miał umęczony jakby ta myśl nękała go po nocach. 
-Och, Klaus. Wiem co do ciebie czuję ale z drugiej strony jest...
-Tak wiem. Przeszłość, krew i śmierć. 
-Mniej więcej. Nie patrz tak na mnie. Nie jestem Eleną. Potrzebuję kilku dni, nie kilkunastu czy kilkudziesięciu. Kilku.- ostatnie słowo wyszeptałam.
Pokiwał twierdząco głową na znak zgody. 
-Jesteś wyjątkowa, mógłbym czekać na ciebie wieczność. Choć mam nadzieję, że nie będziesz dla mnie tak surowa. 
-Mówisz jakbym była katem a ty niewolnikiem.
-Jesteś panią mego serca. Moim życiem i sensem istnienia.-westchnął i wyprostował się. Górował nade mną o głowę-Jeżeli czegoś ci brak to mów. 
-Tak właściwie... A z resztą nie ważne. -rzekłam nieśmiało.
-Powiedz.- czułość po prostu biła z jego oczu. 
 -Ale to błahostka. Naprawdę.-uśmiechnęłam się lekko.
-A ja nalegam Caroline. 
-Chodzi tylko o to,że nie mam w czym dziś spać.
-Zaraz ci coś przyniosę. -uśmiechnął się uroczo ukazując dołeczki w policzkach. 
Wyszedł i po chwili wrócił z czarnym T-shirtem. -Mam nadzieję, że będzie odpowiedni. 
-Jak najbardziej.
Chwilę przyglądał mi się badawczym wzrokiem. 
-Pójdę już. Słodkich snów, Caroline.
-Dobranoc ,Klaus.
Wyszedł a ja w głębi serca już wiedziałam jaką odpowiedź mu dam za kilka dni zanim jeszcze drzwi się za nim zamknęły. Zabrałam podkoszulek i udałam się do łazienki. 
Nalałam sobie wody do wanny i wlałam trochę cudownie pachnącego mydła w płynie. Wyjęłam z szafki ręcznik i rozebrałam się do naga. Gorąca woda okalała moje ciało przyjemniej  niż jedwab. 
Nie wiem ile tak siedziałam. W każdym bądź razie woda zdąrzyła już dawno wystygnąć. Cały czas rozmyślałam o Klausie. O czułych słówkach jakie mi prawił, o jego słodkich dołeczkach, pięknych oczach, silnym ciele...
Z drugiej strony każdy chłopak na początku jest słodki, uroczy i mówi że cię kocha. Nie liczą się słowa lecz czyny... 
Choć czy to właśnie nie czyny Klausa tyle razy uratowały mi życie? Przecież ilekroć ktoś mnie ugryzł on rzucał wszystko i leciał mnie ratować. Pomimo tego,że sam dwa razy stał się przyczyną mych ugryzeń. 
Miałam dość tych rozmyślań. 
Wyszłam z wanny i osuszyłam się miękkim ręcznikiem. Naciągnęłam bluzkę czując zapach mięty ,tak bardzo przypominającej mi teraz Klausa. Podkoszulka sięgała mi ledwie za pośladki ,a rękawy prawie do łokcia. Wyszłam z łazienki doznając szoku. 
Na fotelu przed kominkiem siedział Klaus. W ręce trzymał szklaneczkę z burbonem ,a w drugiej woreczek krwi. 
-Pomyślałem,że jesteś głodna . 
Obrzucił mnie łakomym spojrzeniem od stóp do głowy. Nagle poczułam się przy nim całkowicie naga. Mimowolnie dłonie powędrowały do bluzki aby jak najbardziej opuścić ją w dół. Dopiero wtedy jego wzrok powrócił do mej twarzy.
-Nie, dzięki. Już dziś jadłam.Nie jestem głodna.- powiedziałam bez zastanowienia oblizując dolną wargę. Niemal natychmiast Pierwotny odwzajemnił czynność. 
-Tak myślałem. Pytanie pozostaje jedno. Kogo? 


******************************************
Hejka :)

Przybywam do was z nowym rozdziałem. Na wstępie przepraszam ale nawał nauki. Drugą sprawą jest Kol. Bardzo chcielibyście aby tutaj się pojawił, ponieważ kolejny raz dostałam komentarz z nim związany. Niestety nie będzie tutaj paringu Daviny i Kola ponieważ jak zauważyliście Davina jest z Mike'm. A nie chcę za bardzo mieszać. Rozpisałam się więc w skrócie. Przepraszam za błędy ,jestem chora, piszę na telefonie ,poprawię jak wrócę. O Davinie i Kolu może zrobię miniaturkę. Za kilka dni ulepszę rozdział dodając gify, kolory ,linki i poprawiając błędy. Mam nadzieję ,że nie przesłodziłam z Klaroline. 
Kocham was. Wasza blogerka. <3

piątek, 17 października 2014

Rozdział 21 "Tęczowy jednorożec"

REBEKAH

Pod akademik podjechaliśmy jakoś w środku nocy.Wyjechaliśmy dosyć późno bo musiałam się spakować, a ta cholerna walizka jak zwykle nie chciała się zasunąć.
-No to jesteśmy na miejscu. -powiedział Stefan.
-Niestety. Czas wracać do rzeczywistości.
Wysiedliśmy z samochodu i wampir otworzył bagażnik.Pomógł mi wyjąć walizkę i nalegał aby ją zanieść. Jakbym potrzebowała pomocy. Chyba zapomina ,że mam tysiąc lat i choć nie wyglądam to jestem od niego o wiele silniejsza.
-Jak sądzisz? W jak duże tarapaty zdążyli się wplątać podczas naszej nieobecności? -spytał, a ja się zaśmiałam.
-Nie mam bladego pojęcia ale biorąc pod uwagę lekkomyślność mojego brata oraz szaleństwo Caroline wnioskuję, że w dość duże.
-Pewnie masz rację.
-Jak zwykle.
-Jaka ty skromna.
-Po prostu szczera.-cmoknęłam go w policzek.
-Kocham cię.-powiedział przyciągając mnie bliżej, moje serce oblało dziwnie przyjemne gorąco. Za każdym razem gdy wypowiadał te dwa magiczne słowa uczucie to powracało.
-Ja ciebie też.-wyszeptałam zanim blondyn złączył swoje usta z moimi w delikatnym acz namiętnym pocałunku.Po chwili się wyprostował i wolną ręką objął mnie w talii.
-Wiesz ,że nie możemy odkładać tego w nieskończoność?- rzekł mając na myśli problemy , które zapewne się nagromadziły podczas naszej nieobecności.
-Wiem.-westchnęłam- Chodźmy. Chcę to mieć już za sobą.
Ruszyliśmy w stronę akademika .Wsiedliśmy do windy i rozstaliśmy się dopiero na moim piętrze. Wcześniej nie obyłoby się bez długich i romantycznych pocałunków na dobranoc.
Patrzyłam się na niego dopóki winda całkowicie się nie zamknęła i nie odjechał. Następnie szybkim krokiem udałam się korytarzem do mojego pokoju.Już chwytałam za klamkę i chciałam otwierać gdy naglę jakaś potężna siła odepchnęła mnie z taką siłą ,że poleciałam na przeciwległą ścianę ,łamiąc przy okazji krzesło, które tam stało. Ta siła. Co to do cholery było?!

CAROLINE

Obudził mnie głośny huk. Wczoraj spędziłam cały dzień w miłym towarzystwie Klausa i byłam tak padnięta ,że nie miałam siły na nic. Zegarek wskazywał środek nocy. Zwlekłam się z łóżka , ciekawa zaistniałym hałasem. I gdy już chwytałam za klamkę zmroziło mnie przerażenie. A co jeśli ktoś chciał się dostać do mojego pokoju i mnie porwać? Albo co gorsza , zabić?!
Wytężyłam swoje zmysły i usłyszałam całą wiązankę przekleństw. Znów złapałam za klamkę i z ulgą otworzyłam drzwi.
-Rebeka! To ty.- mocno uścisnęłam wampirzycę.
-No jasne,że ja. A kogo się spodziewałaś?!
-Wiesz ,ostatnio sporo się u mnie wydarzyło.
-Słyszałam. A powiesz mi teraz,dlaczego nie mogę wejść do pokoju ? Tylko stoimy tutaj na korytarzu jak  idiotki.
-Znasz Davinę?
-Tę wiedźmę?!
-Tak. Jest całkiem miła. Czemu tak krzyczysz?
-Nienawidzę jej.
-Dlaczego?
-Po prostu. Nienawidzę takich idiotek, które myślą ,że są lepsze od innych bo mają trochę mocy. Jestem Pierwotną , a traktuje mnie jak śmiecia.
-Ty też kiedyś zachowywałaś się jak to określiłaś" idiotka, która myśli ,że jest lepsza od innych bo ma trochę mocy" Nie wiem o co wam poszło ale dla mnie Davina była miła.
-Więc co ta wiedźma zrobiła ,że nie mogę wejść do pokoju?- spytała Pierwotna ale widziałam po jej wyrazie twarzy ,że ledwie hamuje wściekłość.
-Założyła blokadę na nasz pokój aby Tyler się tu nie dostał.- wyjaśniłam.
-Co? Dlaczego? Jaki Tyler?Ten kurdupel z Mistic Falls?
-Huh.-westchnęłam ciężko.-Tak, ten Tyler.To po pierwsze a po drugie to zaraz wszystko ci wyjaśnię ale nie tutaj. Czekaj chwilę.-wyjęłam telefon z kieszeni i wybrałam odpowiedni numer. Po chwili usłyszałam męski,zaspany głos co bardzo mnie zaskoczyło.
-Halo! Nie wiem kim jesteś ale radzę ci zakupić zegarek i nie dzwonić o tak późnej porze bo...-przerwałam mu.
-Mike?! Skąd masz telefon Daviny?
- Blondi? Czego chcesz?
-Z resztą nie ważne.-mruknęłam pod nosem.-Daj mi w tej chwili Davinę do telefonu albo źle się to dla ciebie skończy.
-Grozisz mi?-spytał już bardziej ożywiony.
-Jak nie chcesz mieć wściekłej Pierwotnej na karku to radzę ci słuchać!-krzyknęła Rebekah czym pewnie zbudziła połowę akademika.
Jednak jej wysiłki nie poszły na marne bo usłyszałam jak chłopak coś szepta, a następnie w telefonie odezwał się zaspany głos czarownicy.
-Halo?Caroline?
-Tak to ja. Słuchaj Davina ,wiem ,że jest późno ale czy mogłabyś teraz do mnie przyjechać?
-A po co?
-To dosyć ważne. Rebeka przyjechała i jest lekko poddenerwowana bo nie może wejść do pokoju.
-Niech zgadnę ta suka w tej chwili już rzuca czym popadnie.-usłyszałam rozbawiony głos brunetki.
-Słyszałam!-krzyknęła Bekah do telefonu.
-I bardzo dobrze.- powiedziała czarownica nie przestając się śmiać.
-Wy dwie się szczerze nienawidzicie co?- powiedziałam wiedząc, że obie dziewczyny doskonale mnie usłyszą. -To za ile możesz przyjechać. -spytałam do telefonu.
-A nie mogłabym załatwić tego jutro?
W tym momencie podbiegła do mnie Rebekah i wyrwała mi telefon.
-Jak zaraz tutaj nie przyjedziesz to pojadę do ciebie i nakopię ci do tego twojego czarodziejskiego tyłka.
-Aż cała drżę ze strachu.-powiedziała sarkastycznie brunetka.-Słuchaj ,przyjadę ale tylko dla tego,że Caroline mnie prosi.
-No przecież wiem ,że nie dla mnie.
-Będę za kwadrans.
Następnie Rebekah się rozłączyła i oddała mi telefon. Po mniej więcej dwudziestu minutach przyjechała Davina. Jej włosy były lekko potargane ,a na sobie miała czarne rurki ,żółtą bluzkę i jasnoniebieską jeansową kurtkę.
-No wreszcie co tak długo!- warknęła na nią Bekah.
-Caroline jesteś pewna ,że chcesz ją wpuścić do środka? -spytała całkowicie ignorując Pierwotną.-później nie będzie odwrotu.
-Tak, jestem pewna. Nie wiem o co wam poszło ,że się tak nienawidzicie ale nie chcę tego wiedzieć.Jestem zmęczona idę spać.-powiedziałam wchodząc do środka. Aż dziwne ,że nikogo nie obudziłyśmy naszymi wrzaskami.
-Więc skoro już tu jesteś to może wreszcie mnie zaprosisz?! -warknęła zirytowana.
-Wejdź jeśli musisz.-powiedziała brunetka.-Jest środek nocy ,wracam do łóżka .
-Czyjego?-spytałam przypominając sobie męski głos w telefonie.
Dziewczyna nieco się zarumieniła ale odpowiedziała pewniejszym głosem.
-Nieważne lecę, pa .-szybkim krokiem wyszła z pokoju w stronę wyjścia.
Teraz już spokojnie Pierwotna mogła wejść targając za sobą ogromną walizkę.
-Mogę wiedzieć co się działo podczas mojej nieobecności?!-powiedziała.
-Nic nadzwyczajnego.-powiedziałam lekkim tonem.-Próbowali mnie zabić.Znowu! Klaus wyznał mi miłość, wczoraj a właściwie kilka godzin temu odbył się ten festyn dobroczynny ,o którym ci mówiłam i...
-Czekaj co?! Klaus, mój brat? Powiedział ci ,że cię kocha?
-No tak.-spuściłam głowę , zakrywając tym samym twarz.Nie mogłam powstrzymać tych cholernych rumieńców.
-W sumie to nie powinnam się dziwić.-podniosła głowę w zamyśleniu- Klaus już od jakiegoś czasu zaczął się inaczej zachowywać.
-To znaczy jak?-spytałam.
-Po prostu inaczej. Nagle przestał nas sztyletować i stał się w miarę znośny. A poza tym widziałam jak na ciebie patrzył. Jakby zobaczył jakieś bóstwo.
-Teraz to sobie ze mnie żartujesz.
-Nie, mówię całkowicie poważnie.Nie można cię było obrazić bo zaraz się rzucał z kłami do gardła. A sama  wiesz jak to cholerstwo piecze.A właśnie wracając do tematu. Mówiłaś ,że ktoś cię zaatakował. Kto to był?
-Tyler.

-Ten kundel z Mistic Falls?
Chciałam warknąć, aby go nie wyzywała ale w ostatniej chwili dotarło do mnie ,że ten dupek w pełni zasługuje na każdą obelgę.
-Tak ,ten sam.
-Spokojnie. Jestem pewna ,że Nik już go szuka i znając życie nie zajmie mu to wiele czasu.Jeszcze jedno malutkie pytanie.Czy mi się zdawało czy w telefonie słyszałam głos Mike'a ? Co on tutaj robi i dlaczego miał telefon wiedźmy?
-To długa historia-westchnęłam -Ale postaram ci się ją jakoś streścić. Więc jak już wiesz Tyler mnie zaatakował, nie był sam jego hybrydy albo wilkołaki całą mnie pogryzły. Uratował mnie Klaus i przyniósł tutaj, byłam nieprzytomna przez kilka dni.Jak się obudziłam to przyjechali Mike,Tony i Alex. Od tamtej pory nic nadzwyczajnego się nie stało. Co do Mike i Daviny to nie wiem co się dzieje między nimi. Teraz już znasz całą historię.
-Wow.Nie ma mnie kilka dni ,a dzieje się więcej niż przez ostatnie dziesięć lat. Dlaczego zawsze jest coś ciekawego wtedy kiedy mnie nie ma. -Usiadła na łóżku i podparła łokcie na kolanach. -A ja myślałam ,że będziesz na mnie wściekła za to,że wyjechałam bez uprzedzenia i zapomniałam dać ci tych durnych korków z historii.
Pomyślałam o tym jak odległe teraz się wydawały tamte czasy. A przecież to było nie dalej niż tydzień temu.
-Powiedziałaś ,że mój brat wyznał mi miłość. A ty?
-Co ja?!-spytałam obawiając się pytania , które wisiało nad nami w powietrzu.
-Kochasz Nik'a?
-Szczerze?-wampirzyca przytaknęła głową.-Sama nie wiem. Raz jestem wściekła na niego za przeszłość, a z drugiej strony mam ochotę się na niego rzucić i wykrzyczeć,że go kocham.A wiesz co jest najlepsze? Że nie mam bladego pojęcia dlaczego tobie to mówię. Dawniej takie rzeczy mówiłam Elenie albo Bonnie. To im i tylko im się spowiadałam z takich rzeczy.
-Chyba po prostu zaczęłaś mnie lubić.-lekko się uśmiechnęła.
-Już dawno zaczęłam cię lubić. Jesteś moją przyjaciółką Rebeko Mikaelson.-zaśmiałam się rzucając w nią poduszką.
-W takim razie co powiesz na zakupy? Jutro. Co ty na to?
-Brzmi świetnie. A wieczorem wyskoczymy na jakąś imprezkę.
-Extra.-powiedziała entuzjastycznie.-Jestem już zmęczona, w końcu jest środek nocy.Idę szybo się umyć i kładę się spać.-podeszła do komody i wyjęła z niej różową ,satynową koszulę nocną z koronką oraz ręcznik. Za to z walizki wyjęła kosmetyczkę i poszła do łazienki.
Zgasiłam światło i położyłam się z powrotem do łóżka. Jedyne światło ,które oświetlało pokój wydobywało się zza drzwi łazienki. Nawet nie zauważyłam kiedy zmorzył mnie głęboki sen.
Następnego dnia.
-No wstawaj wreszcie .Już od dobrych dziesięciu minut próbuję cię dobudzić.
Otworzyłam leniwie oczy. Nade mną stała Rebeka , całkowicie ubrana i ze świeżym makijażem na twarzy.Miała na sobie czarny sweter z małym dekoltem,białe rurki ,a na nogach czarne szpilki z paseczkiem. Jako dodatek założyła złoty wisiorek w kształcie frędzli oraz bransoletkę z czarnymi kamieniami. Spojrzałam na zegarek ,było już grubo po południu. Jak to możliwe żebym spała aż tak długo? Wyciągnęłam wzdłuż ciała obie ręce rozciągając się w imitacji porannej gimnastyki. Następnie wstałam i ubrałam się w różową luźną bluzkę na ramiączkach ,czarne rurki oraz granatowy żakiet.Następnie podeszłam do lodówki i wyjęłam z niej jeden woreczek krwi A Rh- i usiadłam przy stole naprzeciwko Rebeki.
-Jak było nad jeziorem?-spytałam.
Od razu na jej twarzy zagościł wyraz rozmarzenia i miłości.
-Och wręcz cudownie. Stefan jest taki cudowny. Zabrał mnie w jedno z najwspanialszych miejsc jakie w życiu widziałam. Był tam nawet malutki wodospad. Mało tego. Jest pierwszym facetem, który zrobił mi śniadanie do łóżka bez potrzeby hipnotyzowania go. Czyż to nie urocze?- spytała rozweselona ale natychmiast uśmiech zszedł z jej twarzy.-Och, przepraszam. Ja ci opowiadam jakie to mam wspaniałe życie ze swoim chłopakiem, a zapomniałam ,że ciebie kilka dni temu ugryzł twój były.
-Nie był sam. Nie musisz byś smutna z mojego powodu. Rozumiem ,że jesteś szczęśliwa ze Stefanem. To nic złego być szczęśliwym. Cieszę się twoim szczęściem.-powiedziałam popijając krew z woreczka.
-Na pewno?
-Tak.Nie jestem Eleną .
-Zdążyłam zauważyć.-powiedziała kwaśno.- A teraz kończ szybko tą krew bo jedziemy na zakupy.
Dokończyłam posiłek i udałam się do wyjścia , po drodze wkładając czarne szpilki i zarzucając czarną torbę na ramie , w której miałam wszystkie potrzebne rzeczy.
-Jestem gotowa.
-Fajnie. Zbierajmy się zanim wykupią nam najlepsze kiecki.
Wyszłyśmy z budynku i poszłyśmy na parking. Już chciałam skręcać w stronę mojego autka kiedy Bekah pokręciła przecząco głową wskazując swoje ferrari. Bez słowa sprzeciwu wsiadłam do auta i włączyłam radio. Akurat leciała moja ulubiona piosenka. Jechałyśmy przez kilkanaście minut w milczeniu napawając się muzyką ale nagle zauważyłam znak mówiący "Żegnamy Dark Hill" Na ten widok zmarszczyłam lekko brwi.
-Rebeka? Chyba pomyliłaś drogę. Właśnie wyjechałyśmy z miasta.
-No chyba nie myślałaś ,ze będziemy robić zakupy w tym obskurnym mieście.
-Szczerze to przeszło mi to przez myśl. Gdzie my tak właściwie jedziemy?
-Do Portland. Tam przynajmniej są jakieś sensowne sklepy.
-Tak ,ale w Hill też są sklepy z ubraniami.
-Może znalazł by się jeden , w którym kupiłabym coś co bym włożyła.Oj , daj spokój! Do Portland mamy jakąś godzinę drogi.Co ci szkodzi ze mną jechać.
-Nie zrozum mnie źle. Nie to,że nie chcę. Jestem trochę zaskoczona ,że dla zwykłej imprezy wybierasz się tak daleko po zwykłą sukienkę.
-O Boże .-westchnęła.- Czy tak trudno zrozumieć ,że chcę spędzić trochę czasu z moją najlepszą, jedyną przyjaciółką robiąc zakupy?Caroline usiądź wygodnie i wsłuchaj się w muzykę.-powiedziała zwiększając głośność radia.-Wyluzuj.
Postanowiłam dłużej się z nią nie spierać. Miała rację . Za dużo myślę. Reszta drogi upłynęła nam w przyjemnym milczeniu.
Godzinę później.
-Jesteśmy na miejscu. -powiedziała Pierwotna parkując przed ogromnym Centrum Handlowym.-Tutaj są moje ulubione sklepy.
Wysiadłam z samochodu i rozejrzałam się dookoła. Nigdy nie byłam w Portland. Sporo słyszałam o tym mieście ale nigdy nie miałam okazji go zwiedzić.
-Wow.-wyszeptałam.Wszędzie były wspaniałe widoki. Choć dookoła tłum ludzi śpieszył się zapewne do pracy lub szkoły
-Co masz taką minę jakbyś była tutaj pierwszy raz. -powiedziała Bekah. Ale nie kąśliwie lub wrednie.Ona na prawdę się zdziwiła.
-Bo jestem.
-No tak. Ciągle zapominam jak młoda jesteś.Choć czas wybrać kreację na dzisiejszy wieczór.
-Mówisz jakby to był jakiś wielki bal.
-Uwierz mi.Już tak długo nie byłam na żadnym balu ,że z chęcią zadowolę się zwykłą potańcówką zakrapianą wódką. -weszłyśmy do budynku i moim oczom ukazały się rzędy sklepu a pośrodku nich ruchome schody prowadzące na wyższe piętra sklepu.
-Mówisz jakbyś była zdesperowana.
-Bo jestem! W latach dwudziestych wszyscy się bawili praktycznie non stop, A teraz...? Ech ,szkoda gadać.
-Mi się podobają moje czasy.
-Bo nie żyłaś w moich. O patrz!-powiedziała zatrzymując się przy jednej z wystaw sklepowych. -Ta sukienka jest boska!Muszę ją mieć! -i nie oglądając się na mnie ,szybkim krokiem wmaszerowała do sklepu.

Weszłam za nią do pomieszczenia lecz już jej nie było. Najprawdopodobniej zniknęła w przymierzalni. Zaczęłam rozglądać się po sklepie szukając czegoś dla siebie. Wtedy ujrzałam ją. Była taka cudowna i olśniewająca. Sukienka stworzona dla mnie.Cała błękitna z naszytą na to koronką .W talii dobrze opięta dzięki czemu podkreślała talię. Była taka wyrafinowana, elegancka ,piękna i... zupełnie nie na tą okazję. Spojrzałam na metkę .Coż...Cenę też miała piękną. Musiałabym pracować na nią chyba z dziesięć lat. Ale przymierzyć nie zaszkodzi. Wzięłam z wieszaka odpowiedni rozmiar i udałam się do przymierzalni. Jak tylko delikatny ,śliski materiał dotknął mojej skóry poczułam się jak w niebie. Była lekka jak piórko.Idealnie na mnie pasowała jakby była skrojona specjalnie dla mnie.Obróciłam się do lustra i z wrażenia zaparło mi dech w piersiach. O mój Boże...! Wyglądam, wyglądam fantastycznie. Jak jakaś księżniczka z bajki. Zupełnie jak kopciuszek. Tylko księcia brakuje. Nie wiem czemu od razu na myśl przyszedł mi Klaus. Ostatnio za dużo o nim myślę. Nagle usłyszałam pukanie w drzwiach mojej przebieralni.
-Zajęte! -krzyknęłam.
-Caroline?-usłyszałam głos Pierwotnej.-Otwórz to powiesz mi jak wyglądam.

 Byłam kompletnie ubrana więc od razu jej otworzyłam. Stała z ogromnym uśmiechem na ustach .Miała na sobie śliczną  czarno-kremową sukienkę z czarnymi koralikami w pasie ułożonymi w piękny wzór i podkreślając wcięcie w talii .Ponieważ nie miała ramiączek jej góra koloru czarnego była opięta natomiast od pasa w dół kremowy luźny materiał pięknie się układał .
-Wyglądasz pięknie.-powiedziałam szczerze.
-I vice versa. Musisz kupić tą sukienkę. Teraz tylko pozostało znaleźć coś na imprezę. -powiedziała i zaczęła się rozglądać po sklepie.Ja w tym czasie zamknęłam drzwi i przebrałam się w swoje ubrania. Gdy wyszłam Rebekah też już była w swoich ubraniach i czekała na mnie przy kasie.
-Nic tu nie ma ciekawego. Same suknie wieczorowe. Idziemy dalej. Tylko kupię te sukienki.
-Nie,ja swojej nie kupuję.
-Dlaczego? Nie podoba si się?
-Nie,wręcz przeciwnie .Jest piękna ale...
-Nie ma żadnego ale!-schyliła się nade mną i szepnęła mi do ucha- I tak nie zamierzałam za nie płacić.
Chciałam zaprotestować ale Rebekah już hipnotyzowała sprzedawczynię. Tym razem odpuściłam. W końcu jestem wampirem a tak rzadko korzystam z uroków bycia nim.
-No to teraz idziemy szukać coś krótkiego i sexownego dla ciebie oraz coś długiego oraz wykwintnego dla mnie.-powiedziała gdy wyszłyśmy ze sklepu kierując się do następnych sklepów.
-A mam pytanie. Po co nam te eleganckie sukienki?
-Skoro już musisz mieć jakiś powód to powiedzmy ,że te sukienki są na bal jesienny. Może być?
-Przecież do balu zostało jeszcze jakieś dwa miesiące.
-Jesteś wampirem ,boisz się ,że przytyjesz?
-Krzycz głośniej o tym kim jesteśmy a na pewno wylądujemy w jakiejś rzece z kołkiem w sercu.A przynajmniej ja,bo ty jesteś cholerną Pierwotną.
-Masz coś do Pierwotnych?- spytała patrząc na mnie z wysoko uniesionymi brwiami.
-Nie ,ale nawet nie wiesz ile bym dała aby być praktycznie niezniszczalna.
-Nawet nie wiesz ile razy próbowałam się zabić. Z czasem nieśmiertelność traci swoje uroki. Już nic nie jest w stanie cię zaskoczyć. Patrzysz na jakieś miejsce i przypominasz sobie jak ono wyglądało sto, dwieście lat temu.
-Ale w zamian za to nigdy się nie zestarzejesz , zawsze będziesz mieć idealną figurę i nie musisz obawiać się różnych chorób.
-Zawsze są wady i zalety.-powiedziała rzeczowo po czym skierowała się do elegancko urządzonego sklepu-Wejdźmy tutaj. Ta sukienka wygląda interesująco.Podoba mi się- Podeszła do wieszaka z Cudowną czarno złotą sukienką z koronką, która była z przodu krótsza ,a z tyłu dłuższa. Sukienka jakiej pozazdrościły by jej światowej sławy gwiazdy. Na złotym satynowym podszyciu idealnie wyeksponowana była czarna koronka . Już wyobrażałam sobie jak pięknie będą wyglądać jej szczupłe, długie nogi. Nie miała zbyt dużego dekoltu w przeciwieństwie do jej poprzedniej sukienki ta pod tym względem wyglądała skromnie lecz zastępowały je nogi.Gdy długość kreacji przechodziła z małej z przodu w długą z tyłu, nie opadała byle jak , wręcz przeciwnie .Elegancko i wytwornie układała się falami tworząc przecudne zjawisko.
Gdy tylko wyszła z przymierzalni od razu wiedziałam ,że ją kupi.Ta sukienka była dla niej stworzona.
-I jak? Może być?
-Dziewczyno czy ty się widzisz?Stefan padnie z wrażenia jak cię w tym zobaczy.
-Myślisz?
-No pewnie ,że tak. Bekah, ty musisz wziąć tę kieckę.
-A ty mierzyłaś jakąś sukienkę?
-Jeszcze nie . -powiedziałam rozglądając się po sklepie.-A co sądzisz o tej? -spytałam wskazując granatową sukieneczkę z biało-srebrnym paseczkiem i białymi koronkowymi wstawkami na ramionach. Była skromna i słodka. Sięgała przed kolano i miała wycięcie na plecach z jednym małym guziczkiem zapinanym u góry.
-Urocza.Idź ją przymierz a ja porozglądam się za jakimiś butami do moich sukni.
Jak powiedziała tak zrobiłam. Po kilku minutach wyszłam z przymierzalni z nową sukienką na wieszaku, która nie była wcale taka droga jak mi się początkowo wydawało. Rebekah siedziała na jednej z kanap ustawionych w rogach sklepu .W ręce trzymała dwie torby z nazwą sklepu.Domyślałam się ,że Pierwotna zapłaciła za ubrania w taki sam sposób jak poprzednio. Podeszłam do kasjerki i wręczyłam jej sukienkę, wyjmując z torebki portfel.
-Coś jeszcze dla pani?To wszystko?
-Tak.
-Należy się pięćdziesiąt dziewięć dolarów i dziewięćdziesiąt dziewięć centów.
No jasne bo sukienka za sześćdziesiąt dolców jest już za droga -pomyślałam.Wyjęłam kartę kredytową i wstukałam kod pin. Kobieta zapakowała kreację i podała mi ją
-Dziękujemy , zapraszamy ponownie.-usłyszałam standardową formułkę a następnie udałam się do drzwi wyjściowych , przy których  stała już Rebekah .
-Nie wiem jak ty ale ja zaliczam zakupy do udanych.-Powiedziała podekscytowana kierując się do wyjścia.
-Ja też. Już nie mogę się doczekać aż założę tę nową granatową sukienkę.
-Nie wiem jak ty ale ja trochę zgłodniałam. Co powiesz na tego brunecika? -spytała figlarnym tonem.
-Przecież wiesz ,że ja nie...
-No dobra to przynajmniej na mnie nie naciskaj. Ja w przeciwieństwie do ciebie trzymam się tradycji. -chyba wyraz mojej twarzy mówił jej wszystko bo szybko dodała- No przecież nikogo nie zabiję, a przynajmniej postaram się tego nie robić. Jak chcesz to możesz iść ze mną i mnie przypilnować -chwila ciszy po czym dodała sarkastycznie- mamo.
-No dobra , nich ci będzie...Córko. -powiedziałam po czym obie wybuchnęłyśmy gromkim śmiechem.- Coś mi się wydaje ,że nasze drogi jeszcze nie raz się skrzyżują Caroline.
Patrzyłam jak Rebekah podchodzi do chłopaka i go hipnotyzuje aby szedł za nią i się nie odzywał a następnie weszła do jakiegoś ciemnego zaułka między budynkami . Podążyłam za nią aby być pewna ,że chłopakowi na pewno nic się nie stanie.
-Tylko bądź delikatna. -powiedziałam.
-Masz za miękkie serce jak na wampira.-powiedziała zanim wgryzła się w tętnicę mężczyzny. Piła szybko i łapczywie i już miałam zamiar ją odciągnąć kiedy wreszcie się od niego oderwała.
-No i widzisz? Nic złego się nie stało.-nadgryzła nadgarstek podając go człowiekowi wlewając w niego kilka łyków ciepłej krwi.
-Tak ale i tak nie lubię patrzeć jak to robisz.
-Oj tam, a ja nie lubię patrzeć jak ty pijesz tylko i wyłącznie te woreczkowe świństwo i tego nie komentuję. Nie czepiaj się mnie ,Caro.To ja nie będę się czepiać ciebie. Wracajmy do domu ,jest już ciemno , a zanim zajedziemy do domu będzie już całkiem późno. Muszę się jeszcze ubrać.
-No dobra wracajmy.
Przez całą drogę Rebeka opowiadała mi o swoim wyjeździe ze Stefanem. Z jednej strony jej zazdrościłam ale nie chłopaka oczywiście bo Stefa traktowałam bardziej jak starszego brata jednak zazdrościłam jej ,że ma takiego cudownego, kochającego chłopaka , który nigdy by jej nie zdradził w przeciwieństwie do Tylera. podróż upłynęła nam w ekspresowym tempie. W pokoju wypakowałyśmy zakupy do szafy . następnie wzięłam nową ,granatową sukienkę oraz kosmetyczkę do łazienki i wróciłam do pokoju po ręcznik , który jak zwykle zapomniałam.
Po szybkim prysznicu , wysuszyłam włosy , zrobiłam makijaż oraz się ubrałam .gdy wyszłam z łazienki moje miejsce zajęła Rebekah. W tym czasie przeszukałam całą szafę nie mogąc znaleźć odpowiednich butów.
-Nie no. Chyba się załamię. -Usiadłam na łóżku wzdychając.
-Co się stało? -spytała Beka , która akurat wyszła z łazienki . Wyglądała jak rasowa modelka.
-Nie mam odpowiednich butów. Wszystkie moje szpilki do tego nie pasują.
-Jaki masz rozmiar ?
-Trzydzieści sześć.
-Oo, to dobrze się składa bo mam coś w sam raz dla ciebie. -powiedziała podchodząc do szafy i wyjmując z niej zielone pudełko, w którym były cudowne srebrne szpilki , połyskujące lekkim blaskiem . Miały przyczepione na obcasie kilka malutkich diamencików, które wyglądały jakby były prawdziwe, a może i z resztą były? To Rebekah. Po niej wszystkiego można było się spodziewać.
-O Boże! Są cudowne!
-Myślę ,że będą ci pasować. Załóż .Mamy ten sam rozmiar.
Wsuwając stopy w te cudeńka  poczułam delikatną, miękką skórkę , którą były obszyte .
-I jak?
-Pasują idealnie i są prześliczne.
-Dzięki ,ale jeśli chcemy jeszcze zdążyć na imprezę to musimy się zbierać. Tutaj nie daleko otworzyli nowy klub .
Zabrałam torebkę i razem z Rebeką wyszłyśmy z pokoju zamykając drzwi. Na dworze było już ciemno i jedyne światło jakie padało na ulicę pochodziło z latarni i księżyca , który przypominał dzisiaj francuskiego rogalika. Po kilkunastu minutach doszłyśmy do ciekawie wyglądającego na pierwszy rzut oka klubu. Przed wejściem stało dwóch łysych mięśniaków ubranych w czarne T-shirty i czarne skórzane kurtki. O ironio zabawne ,że oni wyglądali na silniejszych od nas gdy tak na prawdę mogłybyśmy ich powalić jedną ręką. Usłyszałam jak jeden z nich szturcha drugiego i mówi do niego :
-Ty stary patrz jakie dziuńki idą.-Gdy to usłyszałyśmy obie z Beką cicho się zaśmiałyśmy.
-Hej chłopcy , wpuścicie nas?- spytała Rebekah słodkim głosem.
-No sam nie wiem.-droczył się jeden z nich. -Co o tym sądzisz , Ian?
-Hmm...Trudne pytanie. -podrapał się po brodzie. A co z tego będziemy mieli?
-No dobra. Bycie grzeczną mi się znudziło-powiedziała Pierwotna a ja spojrzałam na nią pytająco.
-Co masz na myśli ślicznotko? -spytał jak się okazało Ian uśmiechając się przy tym cwaniacko.
-Sam zobaczysz , będzie ciekawie-podeszła do Iana i zahipnotyzowała.-Nie ruszaj się i bądź cicho.
Chłopak przybrał pusty wyraz twarzy ,a z jego twarzy zniknęły wszelkie oznaki emocji.Drugi z nich ,zaczął się rozglądać na boki.
-Co ty mu zrobiłaś?
-Oj ,nie przejmuj się. Obiecuję zrobić to szybko. -zahipnotyzowała go tak samo jak tamtego i kazała im zapomnieć ,że kiedykolwiek nas widzieli , następnie weszłyśmy do środka ,z którego wydobywały się dźwięki szybkiej piosenki.Wnętrze było lekko oświetlone , jednak dało się zobaczyć twarze ludzi ze szczegółami. Po prawej stronie stały szerokie schody prowadzące na wyższe piętro , na którym stał bar i stoliki . Wszędzie unosił się dym i atmosfera wydawała się typowo studencka.
-Już myślałam ,że zamierzasz się karmić.
-No co ty! Jeszcze pobrudziłabym sukienkę!
-A już myślałam ,że nabrałaś wyrzutów sumienia.
-Żyłam w czasach zanim odkryto ,że krew dzieli się na różne grupy. Karmiłam się aby przeżyć. Pewnych nawyków nie da się zmienić, a poza tym nie chcę. Lubię pić z żyły i dobrze mi z tym.
-A co na to Stefan?
-Na początku był temu przeciwny ale w końcu to zaakceptował. Ja nie naciskam aby on się zmienił ,a on nie na ciska na mnie.
- No proszę,proszę... -usłyszałam tak dobrze mi znany głos mojego przyjaciela.-Czyżbym stał się tematem waszych plotek?
Odwróciłam się i zobaczyłam idącego do nas wolnym krokiem Stefana z uśmiechem na ustach.
-Stefan!- podbiegłam do niego i mocno uściskałam. -Powinnam się na ciebie obrazić.-udałam oburzenie jak tylko się odsunęliśmy.-Porwałeś moją przyjaciółkę i miałeś ją tylko dla siebie.
-Ja też się cieszę ,że cię widzę Caroline. Ale teraz zamierzam znów uprowadzić pannę Mikaelson , jeśli oczywiście nie ma ona nic przeciwko. -powiedział wyciągając rękę w stronę dziewczyny.
-Ależ skąd panie Salvatore. -zachichotała podając mu dłoń.
-Idźcie już , zanim przyleci tutaj tęczowy jednorożec i was zabierze. Jezu wróciliście wczoraj wieczorem , a zachowujecie się jakbyście się nie widzieli ze sto lat.
-CaroT, mam nadzieję ,że się nie gniewasz na mnie za to ,że zaprosiłam Stefana co?
-Jasne ,że nie. -powiedziałam choć szczerze liczyłam na jakiś babski wieczór spędzony przy kilku drinkach.
Przedarłam się przez tłum do schodów i weszłam na górę siadając przy jednym z barowych stołków.Czekałam kilka minut aż wreszcie podszedł do mnie barman.
-Co podać? -spytał.
-Dwa razy whisky. -usłyszałam za plecami tak dobrze mi znany głos z brytyjskim akcentem.


Hejka wszystkim :)
Na wstępie chciałam wszystkich chyba po raz tysięczny przerosić za długą przerwę. Jednak szkoła się zaczęła, a oceny lecą nieubłaganie. Dziękuję wam ,że jesteście i ,że czytacie moje bazgroły. W tym rozdziale brak Klaroline za co przepraszam ale musiałam go dodać. W następnym odcinku powinno być o wiele więcej. (Coś się wymyśli XD) . Jak wam się podobają nowe odcinki TVD i TO? Mi nawet, nawet. Dziś chciałam obejrzeć sobie nowy odcinek TVD ale niestety stronka ma jakieś problemy techniczne. Piszcie szczere opinie . Krytyka też jest mile widziana( dzięki temu rozdziały staną się lepsze ) . Jesteście kochani. Uwielbiam was i tylko dla was pisze , wasza obecność daje mi motywację do pisania następnych rozdziałów i dzisiaj stuknęlo już ponad 15 tys. wejść. Może dla innych to mało ale dla mnie to na prawdę dużo.
 Cieszę się i pozdrawiam Wasza Caro <3  
Poniżej sukienki kupione przez dziewczyny.
sukienka Rebeki
Zdjęcie: Pick a different style now! <3
Left-> http://bit.ly/1s2G0ZV
Middle-> http://bit.ly/1s2FZ8q
Right-> http://bit.ly/1s2FZ8u
More-> http://bit.ly/1s2G1x3
Caroline-sukienka 3
Zdjęcie: For the lace fans <3
Dress-> http://bit.ly/1ohElzW
Shoes-> http://bit.ly/1ohEnbj
Earrings-> http://bit.ly/1ohEnbc
Bracelet-> http://bit.ly/1ohEnb8
Ring-> http://bit.ly/1ohEljI
Hair jewelry-> http://bit.ly/1ohEljCZdjęcie: Is short dress your preference? <3
Buy-> http://bit.ly/1tBe5nW
More-> http://bit.ly/1tBe6YR
sukienki Rebeki (czarno-złota) i Caroline( niebiesko-srebrna) 

czwartek, 16 października 2014

Kochani :)

Na wstępie chcę powiedzieć ,że nie zamierzam zawieszać tego bloga czy coś w tym stylu. Przepraszam za długą przerwę. Postaram się jutro dodać nowy rozdział.(mam już napisane 7 stron). Mógłby być on już dziś dodany ale chcę go trochę przedłużyć. Mam ostatnio nawał nauki i sprawdziany. Na jutro będzie gotowy (najprawdopodobniej wieczorem). Tak więc obiecuję dodać go do godziny 20 :)
Dobranoc , słodkich snów . Caroline Mikaelson. ^_^  


tumblr_ml7iskqlbz1qfco6go4_250.gif

niedziela, 28 września 2014

Rozdział 20 "Słodkich snów ,Caroline"

REBEKAH

Obudził mnie telefon. Kto do cholery dobija się do mnie tak wcześnie?! Zwlekłam się z łóżka i poszłam w kierunku dźwięku. Niestety jedyny telefon jaki tu działa to domowy. Niestety komórki nie mają zasięgu. Telefon znajdował się w kuchni.
-Czego?! -warknęłam.
-Może by tak grzeczniej siostrzyczko. -No tak. Klaus. 
-Cóż to za sprawa niecierpiąca zwłoki,że budzisz mnie tak wcześnie?
-Podczas gdy ty znikasz nie wiadomo gdzie Caroline zostaje zaatakowana przez Tylera i gdyby nie ja zapewne już by nie żyła. Więc miło by było gdybyś tak ruszyła swój tyłek z powrotem do domu. 
-Co? Jak? Gdzie? -przez to,że nadal byłam na wpół śpiąca niewiele z tego rozumiałam ,ale starałam się jak najwięcej zrozumieć. 
Po drugiej stronie usłyszałam przeciągłe westchnienie. 
-Po prostu tu przyjedź i wszystko ci wyjaśnię. 
-No dobra i tak mieliśmy jutro wracać. Postaramy się być dziś wieczorem. -powiedziałam już całkiem trzeźwo. 
-Czekam. Cześć. Pozdrów Salvatore'a.
-Ma na imię Stefan!-krzyknęłam ale usłyszałam już tylko dźwięk oznajmiający koniec połączenia. 
Nastawiłam expres do kawy i pognałam do naszej sypialni , w której nadal spał mój ukochany. 
-Skarbie czas wstawać. -ziewnęłam lekko nim potrząsając. 
-Jeszcze pić minut.- powiedział niewyraźnie. 
-Musimy wracać do Dark Hill .Klaus do mnie dzwonił, coś się stało Caroline. 
-Aha.
-Stefan wstawaj! 
Wreszcie po kilku minutach otworzył oczy i przeciągnął się ospale.
-Co jest? -spytał.
-Klaus dzwonił. Wracamy do Dark Hill. 
-Znowu jakieś kłopoty? 
-Yhm. -kiwnęłam głową. 
-A nie możemy po prostu tutaj zostać? Z dala od tego całego świata? 
-Ja też bardzo bym tego chciała lecz niestety takie jest życie. 
-Nie...-zakrył głowę poduszką. 

KLAUS

Zakradłem się w nocy do sypialni Caroline.Wyglądała tak pięknie podczas snu. Blond loki leżały rozsypane na poduszce tworząc uroczą aureolę wokół jej głowy. Jej różowe usta były lekko rozchylone w zmysłowy sposób. Miałem wielką ochotę ją pocałować ale musiałem się powstrzymać aby jej nie obudzić. Skupiłem się z całych sił i wysłałem w jej stronę falę mocy aby otworzyć jej umysł. Fakt, że spała dodatkowo mi to ułatwił , ponieważ mi się nie opierała. 
Zmieniłem i odrobinę podkolorowałem jej sen na moją korzyść. Tylko trochę, gdyby się kiedyś o tym dowiedziała nie będzie aż tak zła. Musiałem ją jakoś przekonać do zamieszkania u mnie w domu. Grozi jej przecież spore niebezpieczeństwo. A po za tym nie ukrywam,że ucieszyłbym się z jej obecności pod moim dachem. 
tumblr_mj5uen7GJQ1rosfxwo5_250.gifZobaczyłem ,że delikatnie się uśmiechnęła. Czyżby mój sen, który utworzyłem w jej umyśle aż tak jej się spodobał? Wyciągnąłem rękę i delikatnie pogładziłem ją po policzku nie mogąc się dłużej powstrzymywać i w tym samym momencie mruknęła pod nosem coś kompletnie nie zrozumiałego zrozumiałem tylko jedno słowo"Klaus" .Wysłałem w jej umyślę już trochę odważniejszą wizję i zauważyłem ,że zaczęła się wiercić i powoli budzić. Nie mogłem dłużej ryzykować i pośpiesznie wyskoczyłem przez okno i jeszcze tylko raz spojrzałem na okno i śpiącą tam wampirzycę. Następnie w wampirzym tempie udałem się do domu.


CAROLINE

*Sen
Znalazłam się w ogromnym ciepłym pomieszczeniu.Była to sypialnia Klausa. Ta sama , w której obudziłam się dziś rano. Przez okno wpadały ciepłe promienie słońca. Leżałam w łóżku i o dziwo nie byłam w nim sama. Na moim biodrze czułam szorstką skórę  dłoni . Pytanie pozostawało jedno. Czyja jest ta dłoń. Przekręciłam delikatnie głowę i moim oczom ukazała się uśmiechnięta twarz hybrydy.
-Dzień dobry, kochana. Jak się spało?-spytał swoim nieziemskim akcentem.
-Fantastycznie, skarbie.-słowa same wydobywały się z moich ust. Nie panowałam nad tym co robię i co mówię.
Podciągnęłam się na łokciach i musnęłam usta Klausa w delikatnym pocałunku.
W jednej chwili Pierwotny zamienił nas miejscami i w tym momencie to on przygniatał mnie swoim ciałem, schodząc pocałunkami coraz niżej...
 Gdy się obudziłam okno do mojego pokoju było otwarte, a nie przypominam sobie abym je otwierała. Spojrzałam na zegarek była 4:27.
Ten sen był dziwny i zupełnie inny. Jeszcze nigdy nie śnił mi się Klaus , a już na pewno nie śnił mi się w takiej sytuacji. Nie nazwałabym go koszmarem, muszę przyznać ,że był przyjemny i to nawet bardzo.
Ciekawe jaki byłby z nim sex? -pomyślałam.
Czekaj, co?! Od kiedy to zaczęło mnie interesować jaki byłby Klaus w łóżku?!
Od kiedy to ja w ogóle zaczęłam myśleć o nim w ten sposób. Odkąd wyznał mi miłość praktycznie non stop o nim myślę a teraz nawet w nocy nie przestaję o nim myśleć.
Ugh! Ogarnij się Caroline i przestań myśleć o jego boskich dołeczkach i oczach. A gdy mnie całuje... Stop! Chyba się nie zakochałaś dziewczyno?! Wstałam i poszłam do kuchni gdzie wypiłam szklankę zimnego mleka i położyłam się do łóżka jednak sen nie chciał nadejść. Leżałam tak dopóki nie zadzwonił budzik oznajmiając ,że czas już wstawać.  
Szybko się ubrałam w białą sukienkę z koronką , z rękawami 3/4 i cienkim ,plecionym, brązowym paskiem. Do tego dobrałam jasnobrązowe szpilki, a włosy spięłam w delikatnego , niesfornego koczka. Przed wyjściem wypiłam jeszcze woreczek AB Rh- i udałam się na uczelnię. Na szczęście byłam dziś zwolniona z lekcji z racji festynu, poszłam więc na teren za szkołą gdzie stały już wczoraj poustawiane stoiska z przeróżnymi grami ,jedzeniem oraz karuzelami.Trochę to przypominało wesołe miasteczko z tą różnicą ,że było mniejsze. 
Sprawdziłam czy wszystko działa jak należy, były pewne problemy techniczne z mikrofonami ale oprócz tego na szczęście żadnych problemów. 
Nawet nie zauważyłam kiedy zapadł zmierzch i ludzie zaczęli się schodzić. Sprawdzałam właśnie czy przy każdym stanowisku jest jakaś osoba, kasjer i czy wszystkie budki z zabawami są otwarte gdy nagle poczułam powiew powietrza na plecach i usłyszałam głos z brytyjskim akcentem. 
-Można wiedzieć co tu robisz Caroline? Sama. -ostatnie słowo wyraźnie podkreślił. 
-Przecież ktoś musi się tym wszystkim zająć.Jestem przewodniczącą i jakbyś nie zauważył do mnie należy to zadnie. 
-A gdzie do cholery podziewają się hybrydy?- spytał wyraźnie powstrzymując gniew. 
-Tu jest masa ludzi. Nic mi się nie stanie. A po za tym jest dzień. 
-Ostatnio jak Tyler cię zaatakował też był dzień. A ludzie to nie problem . 
-Klaus, proszę cię .Nic mi się nie stało , przestań mówić co by było gdyby... Nie chcę się z tobą kłócić. 
-W takim razie nalegam abyś zamieszkała u mnie. -powiedział opanowanym głosem. 
-Ta...-prychnęłam- Musiałbyś trafić chyba z dziesięć razy w sam środek tarczy. -powiedziałam lekkomyślnie wskazując strzelnicę z łukiem i strzałami obok , której właśnie staliśmy, a następnie wróciłam do sprawdzania listy , którą aktualnie trzymałam w ręce.
-Zgoda. -powiedział i uśmiechnął się szatańsko. 
-Co? -spytałam i spojrzałam mu w oczy zdezorientowana. 
-Jeśli trafię w tarczę, w sam środek dziesięć razy, zamieszkasz u mnie. 
-Ale ja nie mówiłam poważnie. 
-A ja tak. Co ty na to? 
Chwilę się zastanowiłam . Tarcze stały jakieś piętnaście metrów od lady i było mało prawdopodobne aby trafił w sam środek aż dziesięć razy. 
-Okej. Zgadzam się. -powiedziałam.
Pierwotny podszedł do kasjerki wręczając jej banknot i po kolei chwytając każdą strzałę trafił dziesięć razy bezbłędnie, płynnie w sam środek tarczy. Stałam coraz bardziej oniemiała patrząc jak uśmiechnięty Klaus podchodzi do mnie z triumfem wypisanym na twarzy.
-Możesz już iść się pakować.- powiedział.
-Jak ty to zrobiłeś?-spytałam patrząc na niego z lekko rozchylonymi ustami ze zdziwienia. 
-Chyba zapomniałaś ,że urodziłem się w czasach , w których nie było broni palnej. -wyszeptał mi do ucha. Nawet nie zauważyłam kiedy podszedł tak blisko. 
-Nie zapomniałam ale od tamtych czasów minęło jakieś trzysta, czterysta lat .Myślałam ,że zapomniałeś, albo co najmniej nie jesteś w tym aż tak dobry. 
-To jest jak z jazdą na rowerze.Tego się nie zapomina. Wspominałem ci ,że wiele razy brałem udział w wojnach?
Naszą konwersację przerwała dziewczyna zza lady. 
-Przepraszam, proszę pana! -krzyknęła za nami. 
-Tak? O co chodzi? -spytał posyłając jej wymuszone spojrzenie i nieśpiesznie idąc do niej.
-Zapomniał pan nagrody.-powiedziała podając mu ogromnego pluszaka.
Zabrał go i podszedł do mnie. 
-To dla ciebie, kochana. -powiedział dając mi ogromnego, białego misia .Pluszak był po prostu słodki. 
tumblr_ml7iskqlbz1qfco6go2_250.gif-Naprawdę? Dziękuję. -powiedziałam i przytuliłam się do Klausa. Sama nie wiem czemu to zrobiłam. Tak po prostu poczułam przemożną chęć bliskości pierwotnego. 
-Wow. Jeśli tak masz mi dziękować to chyba wezmę udział we wszystkich konkurencjach. -powiedział cicho się śmiejąc. 
Szybko się od niego odsunęłam i przytuliłam misia ukrywając rumieniec. 
-No wiesz co? Chciałbyś. 
-Nie przeczę. -nastała chwila ciszy , którą przerwał- Ponieważ Mike i Davina gdzieś wybyli ,a Alex i Tony nie odbierają telefonu nie widzę innego wyjścia jak towarzyszenie ci przez resztę dnia.  
-A to aż taka dla ciebie katorga? -droczyłam się z nim. 
-Wręcz przeciwnie. Sama przyjemność. 
Spojrzałam na zegarek. Była już 18:01 czyli czas wygłosić przemowę. 
-Czekaj tu, idę tylko powiedzieć kilka słów rozpoczynających festyn i jestem wolna. 
 Zostawiłam go tam i weszłam na scenę po drodze spotykając panią burmistrz. Wymieniłyśmy kilka słów uprzejmości i weszłam na scenę chwytając mikrofon. 
-Witam wszystkich bardzo serdecznie.-powiedziałam.- Cieszę się ,że aż tylu chętnych wzięło udział w naszej akcji charytatywnej. Cały dochód zebrany ze sprzedaży biletów zostanie przekazany na schronisko dla zwierząt w naszym mieście.- W tym momencie podeszła do mnie pani dyrektor wręczając mi małą karteczkę z napisaną przemową. Zmarszczyłam brwi, a ona szepnęła mi, że mam to przeczytać dodatkowo. Przeczytałam treść i moje zdziwienie osiągnęło szczyt.-Profesor Mikaelson obiecał podwoić zebraną przez nas sumę więc tym bardziej zachęcam do hojnych datków.-zakończyłam czytać-  Życzę wszystkim miłego wieczoru oraz udanej zabawy. A teraz przed państwem wystąpi Gwendolyn Shepard.-zakończyłam przemowę i zeszłam ze sceny, a na scenę weszła jakaś dziewczyna i zaczęła śpiewać.
U podnóży schodów stał Klaus. 
-Wow. tego się po tobie nie spodziewałam. 
-To wszystko dla ciebie, kochana. 
-Czego mi wcześniej o tym nie powiedziałeś? 
-Chciałem zobaczyć twoją minę. A po za tym myślałem ,że lubisz niespodzianki. 
-Bo lubię, ale nie kiedy patrzą na mnie setki osób. Wow. Jak powiem o tym Rebece to mi nie uwierzy.
-Daj spokój , aż taki straszny to chyba nie jestem. A teraz chodź. Zabawimy się. 
Złapał mnie za rękę i poprowadził w kierunku bawiącego się tłumu.


Przybywam do was z nowym rozdziałem wiem, że trochę krótki ale ostatnio narzekaliście, że tamten był za długi. Teraz z powodu szkoły rozdziały będą się pojawiać trochę rzadziej więc z góry przepraszam. Mam nadzieję, że ktoś jeszcze to czyta :D