Byliśmy niebezpiecznie blisko siebie . W wyniku turbulencji na wpół siedziałam , na wpół leżałam na kolanach Klausa zwrócona twarzą do niego.Kiedy zaczęło trząść samolotem i poleciałam w jego objęcia , odruchowo złapałam go za szyję aby nie upaść.Hybryda przyciągnęła mnie do siebie i mocno objęła w talii. Samolot już się uspokoił i leciał równo lecz on nadal nie zelżał uścisku.Chciałam odsunąć się od niego tym bardziej , że znajdowałam się w niezręcznej pozycji, lecz hybryda najwyraźniej nie chciała mnie puścić . Zsunęłam rękę z jego karku na tors chcąc go od siebie odepchnąć lecz on ani drgnął wręcz przeciwnie. Uśmiechnął się zawadiacko i poprawił mnie na swoich kolanach tak , że teraz znajdowałam się na nich w pozycji siedzącej. Uśmiechnął się jeszcze bardziej , tak że w kącikach ust zrobiły mu się urocze dołeczki.
- Co cię tak bawi ?!- spytałam zirytowana.
- Nic . Po prostu dziwię się , że myślisz , że możesz być ode mnie silniejsza.
- Bawi cię moja bezsilność?
- Jasne , że nie ale dzięki niej nie wyrwiesz mi się teraz. - rzekł uradowany.
- Założysz się?
- Chętnie. Widzę , że lubisz przegrywać.
- Nie bądź taki pewny siebie.
- Jestem . To jedna z moich wielu zalet.
- Zaraz po skromności. - odparłam sarkastycznie. Na co jego klatka piersiowa zadrgała w tłumionym śmiechu. Wtedy sobie uświadomiłam , że nadal trzymam obie dłonie na jego torsie. Poczułam idealnie zarysowane mięśnie klatki piersiowej , których nie powstydziłby się żaden rzeźbiarz oraz cudowne ciepło , które od niego emanowało. To było tak urzekające , że po prostu nie mogłam zabrać rąk. Moje rozmyślania przerwała hybryda.
- Więc co jeśli wygram ?
- Jeśli wygrasz ... co jest bardzo wątpliwe- dodałam rzeczowym tonem- nie będę pytać do końca podróży gdzie lecimy . Jeśli ja wygram od razu mi mówisz gdzie lecimy i przestaniesz żywić się ludźmi przez miesiąc.
- Zgoda ,jeśli wygrasz będę się żywił z woreczka ale dodatkowo jeśli wygram bez słowa sprzeciwu pójdziesz we wszystkie miejsca ,w które cię zabiorę.
- Nie z woreczka tylko z króliczka , wiewiórki a czasem z sarenki. - starałam się mówić swobodnie choć na samą myśl o słodkim króliczku robiło mi się niedobrze . Dlatego wolałam krew z woreczka, bo nie lubiłam zabijać niewinnych.
- Że co ?! Och nie, nie . Nigdy w życiu nie żywiłem się zwierzętami dłużej niż trzy dni.
- Boisz się , że przegrasz ? - spytałam chytrze.
- Jasne , że nie !-odparł dumnie.
-Więc jak ,zakład ?
- Zakład. -jednąreką objął mnie mocniej w pasie i drugą położył mi na udzie skutecznie mnie unieruchamiając. - Zaczynaj.- odparł z błyskiem w oku.
Zaczęłam się wyrywać na różne sposoby przez dobre pół godziny lecz Nik ani drgnął.Już miałam się poddać gdy nagle do głowy wpadł mi świetny plan.
- Wiesz Klaus miałeś rację - westchnęłam teatralnie.-jesteś ode mnie o wiele silniejszy.
-Naprawdę ? -uniósł wysoko brwi. - Myślałem , że będziesz dłużej próbować.
- Miałam taki plan ale stwierdziłam , że to bez sensu. - rzekłam zrezygnowanym tonem.
Jedną rękę przeniosłam na jego kark , a drugą zaczęłam kreślić wolne kółka na jego torsie.
- Co robisz, kochana? - spytał zdziwiony .
- Nic.-odparłam z miną niewiniątka . - A co nie podoba ci się ?
- Nie , oczywiście że nie . Nie mówię , że nie chcę tylko jestem zaskoczony tym , że nie jesteś już na mnie zła. Szczęśliwie zaskoczony- podkreślił.- a co do mojej siły to masz absolutną rację . Jestem najpotężniejszym stworzeniem jakie chodzi po ziemi.
-Najpotężniejszym... - nie przestawałam muskać jego klatki piersiowej . Po chwili Klaus złagodził uścisk i przesunął jedną rękę na moje plecy , po których zaczął mnie delikatnie gładzić a drugą rękę nadal trzymał na moim udzie ale delikatnie . Pochyliłam się nad nim i gdy dzieliły nas centymetry zobaczyłam że zamknął oczy. wykorzystałam ten moment i wyszeptałam mu w usta-ale nie najsprytniejszym .
Otworzył szeroko oczy i nim zdążył zareagować wyrwałam mu się i cofnęłam o kilka metrów.
- Ha! Wygrałam! - Zaczęłam skakać , śmiać się i cieszyć jak mała dziewczynka . - Już możesz szykować sobie mapę pobliskich lasów . Na co najpierw zapolujesz ? Na niedźwiedzia, bażanta , och wiem na myszkę .- nie przestawałam z niego drwić.
KLAUS
Siedziałem na kanapie z morderczą miną . Jeszcze nikomu nie udało się mnie tak podejść . Co ta dziewczyna ze mną robi ?- myślałem sobie .Najbardziej denerwowało mnie to , że dziewczyna cieszy się z mojego nieszczęścia. Gdy już myślałem , że blondynka się do mnie przekonała , że jednak mam u niej szansę . Ta mnie odepchnęła i zaczęła się cieszyć i wykrzykiwać ,że wygrała.
Jasne , że lubiłem gdy się śmieje , wręcz kochałem jej śmiech ale nie wtedy gdy się śmiała ze mnie. Szybko z prędkością światła podbiegłem do niej i przewróciłem ją na miękki dywan. Wiedziałem , że jej to nie zaboli. Zawisłem nad nią , złapałem jej nadgarstki i przycisnąłem do podłogi , a palce splotłem ze swoimi .
- I jak ci się przyda teraz twój spryt w starciu z moją siłą ?- wymruczałem jej do ucha.
Dziewczyna próbowała się wyrwać lecz bez skutecznie.
- Klaus puść mnie. -powiedziała zjadliwie.
- Czemu.?Jeszcze przed chwilą podobała ci się taka bliskość. - widziałem w jej oczach strach. Nigdy nie zrobiłbym jej krzywdy ale nie chcę żeby wiedziała , że mam do niej, aż tak ogromną słabość.
- Klaus, proszę .- powiedziała błagalnym tonem .
- Najpierw przeproś .
- Nie mam za co. !
- Masz. Za swoje nieodpowiednie zachowanie. Za to , że się mną zabawiłaś.
- Wcale nie !
- Wcale tak.
-A właśnie , że nie .
- Nie drocz nie ze mną kochana.
- Ale ja uwielbiam się z tobą droczyć Niklaus. To moje hobby - na twarzy blondynki wykwitł szeroki uśmiech.- i coś mi się wydaje , że ty też lubisz jak się z tobą droczę .
Nie mogłem się na nią długo gniewać , zwłaszcza gdy się uśmiechała w taki sposób.
- Jak ty mnie znacz Caroline.- odwzajemniłem uśmiech-Jednak zagrałaś nie fair i unieważniam zakład .
- O nie, nie , nie. Nie wywiniesz mi się tak łatwo. Wszystkie chwyty dozwolone. Nie było mowy ,że mogę używać tylko siły fizycznej.
-Nie było też mowy , że możesz używać swoich , perfidnych sztuczek . - ostatnie słowa zaakcentowałem , dla podkreślenia ich wagi.
- Klaus przyznaj po prostu , że przegrałeś zakład i się z tym pogódź - po chwili dodała-Znowu.- i wybuchła śmiechem . - Czy mi się wydaje ale chyba wspominałeś coś o tym , że przegrałeś zakład z Elijah'ą.? -Momentalnie przypomniałem to sobie.
W tym momencie do pomieszczenia weszła stewardessa .Brunetka o włosach sięgających pasa, w typowym mundurku stewardessy . Gdy nas zobaczyła otworzyła szeroko oczy
- Widzę , że pan jest zajęty , przepraszam , że przeszkadzam .Przyjdę później.
Już chciała wychodzić ale moja ukochana odezwała się swoim drobnym głosikiem . - Nie nic się nie stało.
- A właśnie , że się stało. - w myślach dodawałem brunetkę do listy osób do zgładzenia .
-Klaus!- blondynka zgromiła mnie wzrokiem.
-No co ?Przecież mówię prawdę.
- To ja już nie będę przeszkadzać.- odezwała się niepewnie natrętka i nim się spostrzegłem Caroline stała już na nogach a ja leżałem na plecach. Widocznie wejście brunetki tak mnie zaskoczyło , że poluźniłem uścisk.
- Nie przeszkadzasz. - powiedziała ukochana.
Nagle mnie oświeciło i powiedziałem złośliwie.
- Tak , nie przeszkadzasz. - obie kobiety spojrzały na mnie z niedowierzanie. - Czego chcesz ! - Panie Mikaelson. Chciałam pana po informować , że mieliśmy drobne nie dogodności związane z turbulencjami ale wszystko jest już pod kontrolą.
Podszedłem do niej szybkim krokiem i zahipnotyzowałem.
- Nie ruszysz się i nic nie powiesz , nie piśniesz ani słówkiem. - jej źrenice zmniejszały się i rozszerzały .
- Po co ją zahipnotyzowałeś?!- spytała zdenerwowanym głosem blondynka.
- Pomyślałem , że możesz być głodna. - Dziewczyna popatrzyła na mnie ze zdziwieniem- Nie krępuj się . Smacznego.Wiem , że na studiach polowania są dość trudne.
- Klaus , ja nie żywię się na ludziach tylko z torebek. Nie lubię krzywdzić ludzi.Brzydzę się tym.
- Nie wygłupiaj się . Jesteś wampirem , nie możesz się tego brzydzić. - rozciąłem delikatnie szyję człowieka i zaczęła spływać wolno krew.
- Co ty robisz ?!-oburzyła się.-Czy to takie dziwne , że nie żywię się na ludziach?
- Jesteś kim jesteś i tego nie zmienisz. To twoja natura .
- Ale ja tego nie chcę !. - w oczach dziewczyny stanęły łzy. Nie mogłem na nią patrzeć gdy jest smutna.
- Ok . już dobrze- zacząłem szeptem - nie chcesz to nie . Nie musisz tego robić. Rozumiem. - zacząłem się do niej zbliżać , chcąc ją przytulić.
- Nie dotykaj mnie! - krzyknęła.
Wyczułem ten słodki zapach krwi i odruchowo zwróciłem głowę w tamtym kierunku. Z szyi brunetki zaczęła spływać już większym strumieniem gęsta czerwień.Poczułem , że moje kły się wysuwają .
- Pozwolisz? Nie chcę marnować jedzenia. - i już zmierzałem w kierunku brunetki , ale głos ukochanej mnie powstrzymał.
- Stop! Nie! - zaczęła krzyczeć blondynka. Lecz po chwili dodała opanowanym tonem - Klaus chyba o czymś zapomniałeś .
- O czym ?- zapytałem zbity z tropu.
- O tym , że przez cały miesiąc będziesz się żywił wyłącznie zwierzątkami.
- Nie. - powiedziałem z westchnieniem- Caroline odpuść mi .
- Nie ma mowy.- powiedziała stanowczo.
- Co powiesz na diamenty, a może dolce&gabbana ? - lecz dziewczyna tylko pokręciła przecząco głową-Kochana zlituj się nade mną . - rzekłem błagalnym tonem
- Wspominałam już , że uwielbiam dręczyć ludzi?- udała zamyśloną minę.
- Nie ,ale widać to po twoim zachowaniu.
- A teraz grzecznie powiesz pani, że ma wracać , a ty usiądziesz na kanapie i powiesz mi gdzie lecimy .Tak jak się umawialiśmy. - uśmiechnęła się z satysfakcją .Dlaczego ona musiała mieć rację .
- Wiedz , że robię to tylko dla ciebie.
- Dziękuję .
Zwróciłem się w stronę brunetki.
- A teraz zapomnisz co tu się wydarzyło i wrócisz tam skąd do nas przyszłaś.- brunetka odwróciła się na pięcie i pośpiesznie weszła.
CAROLINE
Siedzieliśmy i piliśmy szampana. Zaraz miałam się dowiedzieć gdzie lecimy. Po chwili zapaliła się czerwona lampka i z głośników dobiegł głos.
Proszę zająć miejsca, zaraz lądujemy.
Przeszliśmy do drugiej sali, zajęliśmy miejsca w fotelach i zapieliśmy pasy. ( Co było kompletnie zbędne z racji tego , że oboje jesteśmy nadprzyrodzonymi istotami.)
- Klaus powiesz mi wreszcie gdzie lecimy ?
- Lecimy do miasta ,które nigdy nie śpi , miejsca zabaw i szaleństw.
- Przestań mówić zagadkami.
W tym momencie poczułam jak gwałtownie opadamy i lądujemy. Żołądek podszedł mi do gardła. Nie - myślę- tylko nie to. Najpierw turbulencje teraz to. Nigdy nie lubiłam latać. Odruchowo złapałam Klausa za rękę. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się promiennie. Dopiero gdy samolot się zatrzymał dotarło do mnie co zrobiłam i szybko puściłam jego dłoń. Poszłam do pomieszczenia , w którym siedziałam i zabrałam kurtkę , którą tam zostawiłam godzinę temu.Następnie udałam się do wyjścia. Kończyło się ono schodami w dół. U stóp schodów , na ziemi stał nieśmiertelny. Rozejrzałam się dookoła. Niedaleko dostrzegłam mnóstwo świateł i dało się słyszeć miejski szum ulic . To wszystko tworzyło dziwne piękno.
- Gdzie my jesteśmy ? - spytałam głosem o ton głośniejszym od szeptu.
Uniósł ręce do góry , miał minę człowieka sukcesu i wykrzyczał.
- Witaj w Las Vegas ,kochana!
-Vegas ? - spytałam zdumiona.- Nigdy nie byłam w Vegas.
- Pomyślałem , że czas to zmienić.
Wolnym ruchem zeszłam ze schodów.Przy ostatnich kilku schodkach blondyn podał mi rękę a ja znów odruchowo ją ujęłam i gdy zeszłam równie szybko ją odtrąciłam.Ach te moje odruchy.-skarciłam się w myślach jednocześnie zastanawiając się skąd się wzięły.Nigdy czegoś podobnego nie czułam.
- Wiele razy tu byłeś?- spytałam gdy poprowadził mnie do długiej ,czarnej limuzyny i pomógł mi wsiąść. Oczywiście jak na gentelman'a przystało otworzył mi drzwi . Gdy wsiadłam zajął miejsce obok mnie.
Wnętrze pojazdu było wyłożone beżową skórą , a w kącie pojazdu stało czerwone wino i dwa kieliszki.
- Wina.-spytał a ja kiwnęłam potakująco głową nalał sobie i mi i podał mi kieliszek. -Wracając do twojego pytania. To jedno z moich ulubionych miast. Nawet nie trzeba tak bardzo uważać na jakiekolwiek pozory normalności. Jest tu tyle ludzi i dziwaków .Równie dobrze mogłabyś tu mieszkać przez 400 lat bez przerwy i nikt by nie spostrzegł , że się nie starzejesz. Mogłabyś powiedzieć , że stosujesz operacje plastyczne czy coś . Nikt by się nie zdziwił.Bez przeszkód mogłabyś tu mieszkać pod warunkiem , że za każdym razem chodziłabyś do innego kasyna. - rzekł z rozmarzeniem.
- Często grasz w kasynie?
-Tak. Staram się nie wyróżniać , a szczególnie nie chcę się znaleźć na liście najbogatszych ludzi na świecie. To przysporzyłoby mi nie potrzebnego problemu , związanego ze sławą.Nie mogę pozwolić aby w gazetach lub gdzieś indziej zostało uwiecznione moje zdjęcie lub nazwisko. Kasyno to dobry sposób aby się tam nie znaleźć.
- Więc grasz aby przegrać? - spytałam zdziwiona.
- Można tak powiedzieć. W kasynach praktycznie nie da się wygrać. Wiadomo kilkanaście razy udało mi się trochę wygrać.
- Mi raz udało się wygrać 100 $ w zdrapce i to tyle jeśli chodzi o hazard.
- Masz ochotę stracić trochę mojej kasy ? - spytał swobodnym tonem.
- Mówisz poważnie?
- Tak . Czemu pytasz?
- Bo większość osób się pyta czy nie chce iść do kasyna trochę wygrać , a nie przegrać.
- No cóż . Jak już wspominałem dla mnie jest obojętny wynik mojej gry. Tak czy inaczej wrócę do domu zadowolony.
- W takim razie chętnie.
- Mój przyjaciel ma tutaj kilka ekskluzywnych kasyn. Znamy się już od setek lat.
- To wampiry prowadzą kasyna ?
- Ależ oczywiście ,że tak.Wieczność to strasznie długo. Po kilkudziesięciu latach rozrywki zaczyna się robić nudno i monotonnie , szczególnie gdy jest się samotnym.- W jego wypowiedzi krył się głęboki smutek.
- Więc co mi dziś pokażesz ?-uśmiechnęłam się słodko.
- Co tylko będziesz chciała.- odparł z błyskiem w oku.
KLAUS
Jechaliśmy i popijaliśmy trunek. Rozmawialiśmy o podróżach , tych wszystkich cudownych miejsc , które chciałbym jej pokazać. Właśnie podjechaliśmy pod jedno z kasyn Vipera. Poznałem go w 1893 roku . Przyjechałem wtedy po raz pierwszy do tego miasta i już pierwszego wieczoru mnie oczarowało. Piękne kobiety,wspaniała muzyka, wszyscy się śmiali i tańczyli . Nikt nie przejmował się panującym kryzysem gospodarczym. Gdy tak przechadzałem się ulicami tego pięknego miasta ktoś złapał mnie od tyłu za koszulę i zaciągnął do ciemnej uliczki . Powiedział mi wtedy ,że mam się nie ruszać i nic nie mówić . Myślał , że mnie zahipnotyzował. Chciało mi się śmiać początkowo . Mój uśmiech zbladł gdy poczułem przejmujący ból w okolicy tętnicy. Z prędkością światła odepchnąłem go od siebie i teraz to ja go przyciskałem do ściany. Chciałem go zabić ale ujrzałem w nim samego siebie na początku mojego wampirzego życia.Pamiętam dobrze ten wszechogarniający głód. Postanowiłem go oszczędzić ,Okazało się , że jest nowym wampirem . Nie miał nawet roku.Nauczyłem go czego ma unikać ,jak się kontrolować , a przede wszystkim , że nie należy zadzierać z pierwotnymi. Od tamtej pory chętnie odwiedzam Las Vegas , a przede wszystkim Vipera. To mój jedyny prawdziwy i szczery przyjaciel. Wiele razy ratował mi skórę.
Gdy byliśmy już pod Viper's Club kazałem zatrzymać się kierowcy .Gdy stanęliśmy na pobliski parkingu zaraz pod klubem . Otworzyłem drzwi limuzyny i pomogłem wysiąść mojej najdroższej. - Wow, co to za miejsce? - spytała Caroline .
- Jesteśmy na miejscu. To jest to kasyno o którym ci wspominałem .
Przepraszam , że późno dodaję ale mam teraz nawał nauki. Mam nadzieję , że rozdział wam się podoba i wreszcie się dowiedzieliście gdzie Klaus zabrał Caroline. Pozdrawiam wszystkich wiernych czytelników.
Caroline jest sprytna. Nie sila to sprytem.
OdpowiedzUsuńJakos nie moge sobie wyobrazic Klausa ktory biega za krolikami :D haha
Vegas ;)
Ale bedzie zabawa :D
Chcialabym to widziec.
Weny zycze i czekam na next ;)